piątek, 31 grudnia 2010

Autożyczenia

Nie mam zamiaru opowiadać o wymarzonym aucie, bo takie po prostu nie iestnieje. Najlepsze moje auto nazywa się metro.
Autożyczenia są życzeniami dla mnie. I wcale nie jest to proste, bo banalne życzenia dobrych dni, szczęścia, zdrowia, które innym składamy, na autożyczenia nie bardzo się nadają, jeśli zastanowimy się tak szczerze. No więc sobie życzę: śledzenia rozwoju firmy najbliższej mi osoby; ciekawych zajęć, tych dających pieniądze i tych pochłaniających pieniądze; opracowania nowej strategii inwestycji kapitałowych; w miarę dobrego zdrowia dla Mamy; niespodzianki od losu...
Końcowe życzenie to, częściej i ciekawiej pisać na blogu, niezależnie od liczby jego czytelników.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Jak wyrzucamy pieniądze w błoto czyli sauna na Uniwersytecie Warszawskim

Nie chodzi mi o śniegowe wydatki miast. Irytuje mnie natomiast beztroska w wydawaniu państwowych czyli naszych wspólnych pieniędzy. Bywam ostatnio na Uniwersytecie Warszawskim w kampusie Ochota. W sali mojego konwersatorium kaloryfery grzeją jak oszalałe więc stale w czasie zajęć otwieramy okna. Nie jestem na tyle naiwna by sądzić, że racjonalizując opłaty za ogrzewanie rozwiążemy problemy finansowe uczelni. Ale skąd mam mieć pewność, że taka jawna niegospodarność nie dotyczy i innych obszarów zarządzania uczelnią? A wystarczyłoby założyć zawory regulujące temperaturę i proszę nie tłumaczyć, że instalacja jest stara. Mam równie starą w domu i po założeniu danfossów temperatura utrzymuje się na określonym przeze mnie poziomie.
Kolejny przykład już z mojego podwórka. Kilka miesięcy temu w moim domu zainstalowano platformę dla wózków inwalidzkich. Za jej zamontowanie zapłacili właściciele mieszkań i otrzymaliśmy spore dofinansowanie z budżetu państwa a konkretnie z PFRON-u. Dbałość o niepełnosprawnych rzecz ważna i potrzebna tylko, że z tej platformy nikt nie korzysta. Starsze osoby i matki z wózkami mają teraz utrudnione wejście na klatkę schodową, a platforma stoi nietknięta. Jedyna lokatorka, która była niepełnosprawna, niestety zmarła. Dlaczego z platformy nie korzystają matki z dziećmi w wózkach i starsze osoby wracające z wózeczkami pełnymi zakupów - nie mam pojęcia. Nie wiem czy nie chcą poprosić administratora czy nie wiedzą, że mogą to zrobić, czy po prostu nie chcą z niej korzystać. Jedno wiem, że co roku będziemy płacić za konserwację i świadectwo dopuszczenia do używania platformy. Ile podobnych absurdów mamy wokół siebie? A dziura budżetowa nam rośnie.
Nie potrafimy sensownie oszczędzać. A to wcale nie jest trudne, ja np. wpadłam ostatnio na pomysł, by wyłączać radio i router, jeśli wychodzę na dłużej z domu. Urządzenia te w stanie uśpienia też pobierają prąd - wystarczy kliknąć przed wyjściem w listwę i oszczędzamy pieniądze i środowisko. To naprawdę łatwe.

sobota, 18 grudnia 2010

Lepmy bałwany!


Prezydent(ka) Warszawy, moja ulubiona, narzekała ostatnio, że miasto wydaje dużo pieniędzy na oczyszczanie miasta ze śniegu. Robi się jakieś eksperymenty ze żwirkiem, który ma zastąpić oczyszczanie ulic. W ostatnim "Forum" znalazłam znakomity sposób rodem z Moskwy. Na pytanie co zrobić z odgarniętym śniegiem znaleziono odpowiedź następującą: ulepić bałwany. W Moskwie do tej czynności zatrudnia się imigrantów w ramach robót publicznych.
Już widzę jak na naszych ulicach wyrastają piękne bałwany. Do ich lepienia można by zaprząc urzędników, którzy wystają pod urzędami i biurowcami na tzw. dymka, czyli palą papierosy. Zdrowiej będzie i pożytecznie a trochę gimnastyki też się przyda.
Wyganiani na papierosa goście kawiarni i restauracji mogliby przejąć to zadanie w porze lunchu i wieczorami. Piękne bałwany mogłyby też powstać na Wiejskiej,już widzę z jak wielkim zapałem PoJemoNy lepią bałwana prezesa, a posłanka Kempa, Joasię K-R, bo Ela J. to jak dla niej może za duży format. I to wszystko pod okiem kamer TVN, jak mogłoby być pięknie i tanio. Film do kampanii wyborczej gotowy.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

PJN - Pomidorowa Jest Najsmaczniejsza

No to już wiem do jakiej partii powinien zapisać się mój syn:).
W ramach dyskredytacji ruchu Joanny Kluzik-Rostkowskiej wymyślane są przeróżne rozwinięcia dla skrótu PJN (Prezes Jest Niepotrzebny, Pomidorowa Jest Najsmaczniejsza, PoJeNy, zwani są też "kluzikowe"). Dziennikarze ekscytują się przyszłością PJN, obserwując jednak co się w tej chwili dzieje z ruchem Palikota, nie wróży to najlepiej przyszłości PJN.
Pani Joasia, tak się do niej zwraca wielu polityków, chyba nie zdając sobie sprawy, że to zdrobnienie imienia oddaje wrażenie jakie robi Kluzik-Rostkowska na słuchaczach - to jest pani Joasia, która świetnie się bawi, ale o głębsze myśli, programy i polityczną charyzmę trudno ją podejrzewać. Takie wrażenie odniosłam obserwując jej udział w debacie tischnerowskiej w zeszły piątek. W tej debacie o konserwatyzmie na męża stanu wypadł Tomasz Lis, mając w konkurencji Grzegorza Schetynę i właśnie Joannę Kluzik-Rostkowską.
A propos Lisa, pozwolił sobie w czasie dyskusji na uwagę, że polskie media zidiociały, mocne słowo.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Prince Polo dla Miedwiediewa

Panowie w TOKFM zastanawiali się co polski gospodarz może podarować Miedwiediewowi, który dostał w USA iPhona4. Szukali innowacyjnych produktów i wmyślili: miotła, wafelek Prince Polo (jestem za, to też mój przysmak), zamówiona msza, nowoczesne grające znicze.

Witam Miedwiedewa... bo bank się popsuł

A poważnie, w mBanku nie działają od rana notowania online, nici z mojego postanowienia, że zainwestuję dzisiaj w mniejsze spółki, wczoraj oglądałam przez dwie godziny kandydatki do zakupu a dzisiaj taka nieprzyjemność. Niby można podglądać notowania na portalach, ale wielka to niewygoda. Coś ostatnio nasze banki maja ciągle awarie, nie wiem czy to efekt udoskonalania usług, jak np. w mBanku, który udoskonalił eMaklera, czy wojny międzybankowej. Może dowiemy się tego z Wikileaksa, o ile portal przetrwa.
Odkleiwszy się więc od giełdy wyszłam po zakupy i zobaczyć jak witamy Miedwiediewa. No i zobaczyłam helikopter, kawalkadę dyplomatycznych samochodów, które przejechały w poprzek Trasy W-Z,i chyba to właśnie prezydent jechał w tej kolumnie, sądząc po fladze na samochodzie a może inny rosyjski dyplomata, dużo policjantów i barierki przy kinie Kultura, które uniemożliwiały przechodzenie komukolwiek Krakowskim Przedmieściem na odcinku koło Pałacu Prezydenckiego. Usłyszałam parę cierpkich uwag warszawiaków, że jak zwykle przesadzamy, wysłuchałam krzyków, ale niezrozumiałych, bo byli daleko, demonstrujących "antyrosyjskichPolaków" i zawróciłam na Stare Miasto. A chętnie bym przyjaźnie pomachała Miedwiediewowi, ale widocznie gospodarze się bali, że byłabym w mniejszości. Zapomniałam napisać dlaczego lubię Miedwiediewa, kiedyś wyczytałam, że codziennie dzwoni do swojej mamy i to mnie ujęło.
Wczoraj spędziłam w pracy sześć godzin na dyskusjach, było o wszystkim: gejach, stringach, kłamstwie, literaturze ale i o charakterze narodowym Polaków. Jeden z dyskutantów stwierdził, że Polacy są wredni, że taka nasza narodowa natura. A ja się z tym zupełnie nie zgadzam. Wredni bywają po prostu ludzie.

wtorek, 16 listopada 2010

Pejzaż wyborczej Warszawy (2)





W Warszawie w Śródmieściu prawie nie widać kampanii wyborczej, w porównaniu z mniejszymi miastami, gdzie roi się dosłownie od wyborczych plakatów. Kandydaci raczej słusznie doszli do wniosku, że i tak nie przebiją się z reklamami niewyborczymi. No i w efekcie nie mam pojęcia kto kandyduje do mojej rady. A o to kandydaci już mogli jakoś się postarać. Nie mam coś dzisiaj weny do pisania, może za dużo nasłuchałam się o dyskredytacji deligitymizacyjnej, można sobie połamać język.
To może coś z "Księcia" Machiavellego. ...nigdy nie braknie księciu przyczyn prawnych, by upiększyć wiarołomstwo. Lecz konieczne jest umieć dobrze upiększać naturę lisa i być dobrym kłamcą i obłudnikiem; ludzie są tak prości i tak naginają się do chwilowych konieczności, że ten, kto oszukuje, znajdzie zawsze takiego, który da się oszukać. Powinien więc książę uchodzić za litościwego, dotrzymującego wiary, ludzkiego, religijnego, prawego i być nim w rzeczywistości, lecz umysł musi mieć skłonny do tego, by mógł i umiał działać przeciwnie, gdy zajdzie potrzeba. Śmiem nawet powiedzieć, że gdy te wszystkie cechy się ma i stale zachowuje, przynoszą szkodę, gdy zaś wydaje się, że się je ma przynoszą pożytek.
I tyle rozważań o istocie władzy spisanych w XVI wieku.

Pejzaż wyborczej Warszawy (1)



Zimno mi się robi na widok Tuska:) jednak mamy listopad.

czwartek, 4 listopada 2010

Piraci drogowi na... chodnikach czyli ułańska fantazja

Leje dzisiaj w Warszawie od rana. Wracam do domu pod parasolką, zamyślona i nagle na środku chodnika na Alei Solidarności gwałtownie hamuje przede mną samochód, stara Xsara (udał mi się rym:) Kierowca macha przyjaźnie w geście przeprosin i rusza przed siebie wcale nie z prędkością wskazaną, o ile taka istnieje, dla jazdy po chodniku. Czyste szaleństwo, biorąc pod uwagę, że tenże chodnikowy pirat jechał można powiedzieć drugim pasem, bo jeden pas zajęty jest pojazdami parkującymi na chodniku, zgodnie zresztą z przepisami i opłatami za parkowanie. Ot, polska ułańska fantazja.
A ponad Aleją zalega kurz, na Bielańskiej zaczęli burzyć ruiny dawnego banku. Smętnie wyglądają kolorowe ściany rozbijane przez wielki pneumatyczny młot umocowany na wysokim dźwigu. Chyba się starzeję, bo żal zrobiło mi się tych ruin, lubiłam je. Ile ciekawych historii widziały i słyszały te rozbijane ściany.
Ale żeby szklanka była do połowy pełna - jak powstanie centrum finansowe - wzrośnie wartość mieszkania. Na razie rosną giełdowe indeksy, niestety już beze mnie bo zrealizowałam zyski, no i trochę za wcześnie, ale lepszy mniejszy zysk niż strata a nauka z początku 2009 roku do dzisiaj jest trudna do zapomnienia. Sądząc po obrotach, nie tylko ja ją pamiętam

sobota, 16 października 2010

Kto gotował bombę atomową na twarde jajko

Wybuchnęłam śmiechem kiedy przeczytałam ten tekst. Płomieniem naszych serc roztopimy lody zimnej wojny i w tej wodzie ugotujemy bombę atomową na twarde jajko, nie pozwalając, by nasi przeciwnicy w dymach wojennych wędzili swoje półgęski ideowe. To był styl, współczesne bon moty polityków nie dostają mu do pięt. Widać, że autor albo był głodny, albo bardzo przejęty swoją rolą. Autorem tych kuchenno-wojennych metafor jest Józef Ozga-Michalski, jeden z szefów "Dziennika Ludowego" tzw. organu ZSL poprzedniczki dzisiejszego PSL-u. Żeby być w porządku z autorskimi prawami napiszę, że wyczytałam te metafory w dzisiejszej Rzepie. A tak a propos to ciekawe, czyja ona będzie, bo właściciel Presspubliki, spółki która wydaje Rzeczpospolitą wystąpił o likwidację spółki. Jednocześnie z miesiąc temu odszedł z Mecomu jego szef Montgomery, a większościowym właścicielem Rzepy jest właśnie Mecom. Jak nie wiadomo o co chodzi to albo o pieniądze, albo o politykę. Na mój nos chyba o politykę.

czwartek, 14 października 2010

Dzieci w sieci i Oktoberfest

Jak internet wpłynie na nasze życie, zastanawiają się naukowcy. Z badań prowadzonych przez polskich socjologów wynika, że komputer i internet to tylko narzędzie, tak przynajmniej twierdzi prof. Czapiński. Nie podzielam jego zdania do końca. Z pewnością ma rację twierdząc, że o sposobie wykorzystania internetu decyduje dziedzictwo kulturowe wyniesione przez dziecko z domu, ale jednak zmiany są chyba również jakościowe, choć trudno je do końca przewidzieć. W jednym z numerów "Forum" ukazał się tekst z "Suddeutsche Zeitung". Jego autor Robert Kaltenbrunner pisze, że jeszcze 15-20 lat temu przepowiadano, iż ludzie przyszłości będą tkwić przed monitorami komputerów uzbrojeni w naszpikowane elektroniką hełmy i hasać po autostradach wirtualnej rzeczywistości, nie angażując przy tym swej cielesności. Tymczasem współczesne, posługujące się różnymi mediami społeczeństwo nie potrafi funkcjonować bez zmysłowego doświadczenia przestrzeni.
Przyglądam się weekendowej Warszawie. Na Szlaku Królewskim w każdą sobotę i niedzielę są dosłownie tłumy spacerowiczów. Ale nie tylko, spotykają się tam ludzie tańczący na głowach, puszczający mydlane bańki itp. I o tym pisze Kaltenbrunner, twierdząc, że obecnie mamy do czynienia z różnymi podgrupami społecznymi, które w mniejszym stopniu definiują się przez poglądy polityczne, typ dyskursu, wykształcenie i kwestie społeczne a bardziej poprzez wspólne kody wizualne, mody i rytuały (np. warszawska masa krytyczna). Dlatego wiele miejsc publicznych nabiera charakteru partykularnego - to znaczy są w zasadzie dostępne dla wszystkich, ale de facto dominuje w nich określona grupa. W rezultacie następuje pomieszanie strefy miejskiej z przestrzenią ludyczną. Monachijski Oktoberfest - przez długi czas impreza regionalna - przechodzi transformację w nadzwyczajne, angażujące wiele zmysłów wydarzenie w czasie rzeczywistym, które jest czymś więcej niż przyciągającym turystów folklorem. Istota sprawy polega bowiem na wspólnym przeżywaniu doświadczeń w konkretnym miejscu i czasie. Coś w tym jest, np. Noc Muzeów wyciąga tłumy z domów, również modne stało się wspólne oglądanie meczów, ale także uliczny sylwester.
Nie chcę tu wspominać o najmodniejszym polskim temacie, ale w staniu po kilkanaście godzin w kolejce do Pałacu Prezydenckiego po katastrofie smoleńskiej też można dopatrywać się efektów tego zjawiska. Im więcej kupujemy w internecie, pracujemy i komunikujemy się wirtualnie, tym bardziej ujawnia się potrzeba prawdziwej przestrzeni. Można więc powiedzieć, że nasza natura ludzka sama reguluje procesy zachodzące w niej pod wpływem zmian technologicznych. Patrzę więc z dużym optymizmem w przyszłość i nie obawiam się, że za kilka lat zawładną nami roboty. A nasze dzieci w sieci będą po prostu żyć inaczej.

wtorek, 12 października 2010

Kompleksy Marilyn Monroe czyli trociny w trzewiach

"Dlaczego mnie to tak męczy? Czemu uważam się za człowieka mniej wartościowego od innych?" - kto napisał te słowa i usiłował zagłuszać odpowiedź na nie alkoholem i barbituranami? Ni mniej ni więcej tylko najpiękniejsza kobieta świata, symbol seksu dwudziestego wieku, Marilyn Monroe. Najpierw we Francji i Hiszpanii ukaże się książka w której zebrano notatki Marilyn, zapiski , wiersze, listy spraw do załatwienia i korespondencją, którą znaleziono w jej willi w Los Angeles. Z tej książki pochodzi opis snu aktorki. Lee Strasberg - jej najbliższy powiernik i nauczyciel sztuki aktorskiej - operuje ją i szuka czegoś w jej trzewiach. Sama nie wie, czego. Wreszcie znajduje: trociny. Jest przerażony. Tak wiele oczekiwał, więcej niż u każdego innego śmiertelnika, a tymczasem nic tam nie było.
Filmoznawcy i badacze biografii Monroe już dawno zauważyli, że źródłem jej charyzmy nie był bynajmniej urok blondynki, ale napięcie między jej wyglądem i niepewnością. Kompleksy ją niszczyły, ale także były siłą napędową.

niedziela, 10 października 2010

Dwa Kościoły? Dzień Papieski i marsz na Pałac Prezydencki

Dzisiaj mamy Dzień Papieski, cały dzień dzieci zbierały pieniądze na stypendia dla ubogich a zdolnych uczniów, wieczorem na Palcu Zamkowym o 20.00 zaczął się koncert papieski. Wśród widzów byli biskupi, księża, zakonnice. Nota bene te ostatnie świetnie bawiły się wraz z rapującym czarnoskórym piosenkarzem. W tym samym czasie w katedrze na Starym Mieście na mszy o 19.00 pojawiły się tłumy z krzyżami, zniczami i antyrządowymi transparentami. Około 21.00 kilkutysięczny tłum przeszedł z katedry do pałacu omijając Plac Zamkowy i papieski koncert.
Nad głowami koncertowej publiczności ktoś rozwinął transparent z napisem "Santo Subito", tamci nieśli transparent "Zbrodnia Katyńska, zbrodnia smoleńska", "Rządzą nami chłoptasie" i inne w podobnym tonie. Dlaczego piszę o dwóch kościołach, bo to moim zdaniem niedobrze, że biskup warszawski Kazimierz Nycz, który siedział na widowni koncertu nie potrafił tak zorganizować tego dnia, żeby jednak nie dzielić wiernych. Wiadomo było, że dzisiaj mija pół roku od katastrofy smoleńskiej i można było się spodziewać nie pierwszego zresztą marszu z katedry na Pałac Prezydencki. Jestem przekonana, że wiele osób uzna ustawienie sceny na Placu Zamkowym za celowe działanie by utrudnić przejście, a sam koncert za niestosowny. Kościół w Polsce ma coraz więcej problemów, chociażby ujawnienie dziwnych praktyk stosowanych przez Komisję Majątkową. I raczej nie widać wśród hierarchów ochoty na przewodzenie antyrz ądowym demonstracjom. A do takiej roli Kościoła w Polsce wiele starszych osób jest mocno przywiązanych.
Z drugiej strony jest Palikot, który w swoim stylu ("biskupie brzuchy"), optuje za usunięciem z polityki przedstawicieli Kościoła i ten argument zyskał wielki poklask. Jak przywódcy kościelni wywikłają się z polityki nie wiem, wiem natomiast, że bardzo przydałby się kapłan formatu kardynała Wyszyńskiego. Ale jest i inny Kościół w Polsce, ten mnie bliższy z mszami dla rodzin podczas , których dzieci biegają po świątyni przez nikogo nie karcone a matki z maleństwami na rękach śpiewają w kościelnym zespole. Jestem pewna, że te dzieci będą chciały chodzić do kościoła. A "krzyżowcy" też maja prawo do swojego sposobu modlitwy, bo sposobów jest wiele i jeśli godzimy się na wielką różnorodność świata, zachowań, przekonań - to wypada się zgodzić na różnorodność w Kościele. Polska ma jeden silny Kościół w odróżnieniu np. od Stanów Zjednoczonych, gdzie działa ich wiele.
Nie są to sprawy bez znaczenia dla człowieka wierzącego, myślącego i wątpiącego. Wiara bez refleksji intelektualnej jest wygodna, ale uboga. Mnie ostatnio pochłania dylemat czym jest Niebo. Czy miejscem w którym otrzymamy to czego nam w tym życiu ziemskim nigdy nie udało się osiągnąć? Chyba nie dostaje mi wyobraźni, bo przecież Niebo nie może być zastawione Maybachami:)

czwartek, 30 września 2010

Zawsze bałam się schodów ruchomych czyli strach ma wielkie oczy

Znajomi śmieją się ze mnie, widząc jak nad wyraz ostrożnie i ze strachem wchodzę na ruchome schody. A jeżdżę nimi co najmniej trzy razy dziennie. Zawsze boję się, że stopnie schodów "złapią" w swoje zęby moje spodnie czy np. obcas od buta. I do wczoraj sądziłam, że jest to zupełnie irracjonalny strach, dopóki nie przeczytałam na re.blipi.pl, że od miesiąca nie działa jeden ciąg ruchomych schodów na stacji Centrum. A przyczyną awarii jest fakt, że mechanizm wciągnął kalosz jednej z pasażerek. Rzeczywiście wczoraj widziałam, że schody nie jeżdżą w dół. No i jak widać strach nie zawsze ma wielkie oczy.

niedziela, 26 września 2010

ZOO i celebryci

Piękna wrześniowa pogoda pogoniła mnie dzisiaj do ZOO. Byłam tam "sto lat" temu. Dzisiaj przypomniałam sobie, że bodaj wiosną reklamowano nowe rekinarium w warszawskim ZOO. Postanowiłam obejrzeć. Oczywiście mocno się rozczarowałam, bo w nowoczesnym rekinarium pływa jeden mały rekin. Ciekawsza od rekina była szyba przez którą go oglądamy, ma 14 cm grubości. Przy okazji zobaczyłam jak hipopotamy jedzą obiad. Obrzydliwość. Z cynowego wiadra lądowały prosto do paszczy hipopotama kawałki melona, marchewki, jabłka. Karmiciel miał tego całe wiadro na dwie sztuki. Ciekawe, jak na takiej jarskiej diecie hipopotamy utrzymują swoją wagę:)
Znacznie ciekawsza od zwierząt dla mnie była zoologiczna publiczność. Mnóstwo małych dzieci, dużo kobiet w ciąży, budujący widok wobec ciągłego straszenia nas katastrofą demograficzną przez polityków.
W tle słyszę, że"Tusk nie może żyć bez Jarosława Kaczyńskiego jak bez tlenu. To poseł Arłukowicz w TVN24. "Jarosław Kaczyński zachowuje się tak w stosunku do prezydenta Komorowskiego jak zachowywał się w stosunku do Lecha Wałęsy".
Wracam jednak do ZOO. Otóż przybyło w nim nie tylko rekinarium, ale przede wszystkim tabliczek z nazwami sponsorów (np. szympansica Lucy, która gra na giełdzie jest sponsorowana przez "Puls Biznesu"). Ale jeszcze więcej stanęło wszelkiej maści budek z jedzeniem śmieciowym, wszyscy biegają z goframi i lodami. Król lew leniwie przyglądał się tym tłumom, nie mając zamiaru ruszyć się z ogrzewanej wrześniowym słońcem skały. Lew mógł też podziwiać stroje co najmniej dziwaczne jak na wycieczkę po ZOO: szpilki, pseudowizytowe sukienki i bluzki. Dużo obcisłych dżinsów bez względu na figurę, oj nie prezentujemy się dobrze. Jest też nowy obyczaj, tłusta młoda mama z równie tłustą córeczką fotografują się na tle żyraf. I co zrobią z tym zdjęciem? Oczywiście natychmiast wyślą na "Naszą Klasę". I to najlepszy przykład jak internet zmienia nasze obyczaje. Mamusia już nie musi chwalić się sąsiadkom i koleżankom wyprawą do stołecznego ZOO - wrzuci foto na NK. To tak na marginesie rozważań o wpływie Internetu na nasze życie, o którym miałam zamiar pisać po panelu "Dzieci w sieci".
Ale ad rem. W smrodzie nieświeżego oleju i zwierzęcych zapachów dotarłam do małp. Szympansica Lucy wesoło skakała po gałęziach, pewnie sporo zarobiła na ubiegłotygodniowych wzrostach na warszawskiej giełdzie:) Obok siedział goryl i gryzł suchą gałązkę. Była chyba niesmaczna, rzucił ją, otarł...no właśnie usta i w tym momencie poczułam się zażenowana. Doceniam walory edukacyjne ogrodów zoologicznych, ale podglądanie zwierząt dzisiaj wydało mi się niesprawiedliwe i niesmaczne.
Nigdy nie oglądałam Big Brothera, ale mogę wyobrazić sobie jak się czują celebryci, którzy żeby istnieć muszą żyć trochę jak zwierzęta w ZOO - ciągle na wybiegu. Różnica jest taka, że mają z tego spore pieniądze i bardzo tego chcą, czego o zwierzętach w ZOO powiedzieć nie można. I dlatego do ZOO nie będę chodziła, choć nie wiem po co czytam regularnie "Pudelka". A propos za wejście do ZOO trzeba zapłacić 16 zł za bilet normalny i 11 zł za ulgowy, jak przeliczyć to na rodzinę plus gofry, lody, napoje, balony itp. taka wyprawa kosztuje sporo.

niedziela, 19 września 2010

Cuda na kiju na Krakowskim Przedmieściu

Dzieci w sieci - tak miał tytuł panel dyskusyjny na Uniwersytecie Warszawskim, bardzo ciekawa dyskusja z udziałem prof. Czapińskiego o zmianach jakie niesie ze sobą internet w naszym życiu. Dużo było o wykluczonych z internetu. Po drodze na wykład miałam okazję widzieć pewnie wielu wykluczonych tylko nie wiem czy z sieci czy ze zdrowego rozsądku. Naprawdę już tylko jestem ciekawa, bez żadnych emocji, jak rząd i moja ulubiona Pani Prezydent poradzą sobie z "krzyżowcami".















czwartek, 16 września 2010

Awans krzyża czyli jesienne porządki przed Pałacem Prezydenckim

Dzisiaj o 8 rano krzyż spod Pałacu Prezydenckiego powędrował do Pałacu Prezydenckiego. Stanął w kaplicy prezydenckiej. Można powiedzieć awansował. Zupełnie innego zdania są "krzyżowcy". Najbardziej cieszą się dziennikarze, znowu jest samograj, stawili się tłumnie. Naliczyłam z 16 kamer skierowanych na pałac, gotowych do... strzału.
Stoicki spokój zachowują pracownicy firmy czyszczącej chodniki. Zupełnie obojętni na tłum myją płyty wodą pod silnym ciśnieniem... a że taka woda może być niebezpieczna przekonał się mój siostrzeniec. Myjąc kostkę na działce niechcący puścił wodę na nogę, w efekcie zrobił sobie niezłą dziurę w ciele.
A wracając do krzyża to ma przed sobą jeszcze trochę wędrówek. A jak już stanie w kościele św. Anny to pewnie szybko o nim wszyscy zapomną, zwłaszcza jak skończą się wyborcze kampanie. Wystarczy popatrzeć na samotny Krzyż Papieski na pl. Piłsudskiego.
Ale co się stanie z "krzyżowcami"? Oni stracą sens istnienia. Powinni się nimi zająć ludzie Kaczyńskiego, bo to oni poniekąd stworzyli im ten sens życia.

poniedziałek, 6 września 2010

TOKFM o moim pomyśle:)

Tadeusz Mosz w TOKFM-ie dzisiaj rano wpadł na pomysł, by turyści płacili za oglądanie krzyżowego zamieszania pod Pałacem Prezydenckim. W ten sposób zwróciłaby się część pieniędzy, ok. 1 mln zł, które miasto wydaje co miesiąc na zabezpieczenie Pałacu Prezydenckiego. Na ten sam pomysł wpadłam 15 sierpnia:)

niedziela, 15 sierpnia 2010

Lody dla strażników, czyli niech turyści płacą za oglądanie i słuchanie krzyżowców









Warszawski sobotni wieczór, 14 sierpnia, końcówka wakacji. Mnóstwo turystów i atrakcje dla nich, jedna wyjątkowa, nie do powtórzenia. Będą się mieli czym pochwalić, bo dla turysty największa atrakcja to widzieć coś wyjątkowego. Zdjęcia wgrały mi się w odwrotnej kolejności. Zaczęłam od atrakcji cyklicznej, czyli Jazzu na Starówce. Pianista z Izraela Yaron Herman grał całym sobą, łącznie ze stopami w trampkach. Koncertu słuchało jednak mniej osób niż na pierwszych koncertach festiwalu Jazz na Starówce, nie wiem dlaczego, ale koncert był wart popocenia się na dusznym Rynku Starego Miasta.
Kto chciał się odświeżyć, mógł skorzystać z kurtyny wodnej na Placu Zamkowym.
Kto chciał mógł popodziwiać tańczących chłopaków pod kolumną Zygmunta lub wywalające się śmieci:) Ale nie przesadzajmy w Warszawie jest czysto w miarę. Ostatnio czytałam o śmieciowym horrorze w Rzymie, gdzie słynne fontanny wiecznego miasta otoczone są cuchnącymi kontenerami. Nie wiem ile w tym prawdy, z ostatniego pobytu w Rzymie nie pamiętam śmieci, pamiętam śmierdzące metro i złodziei.
Zostawmy śmieci, lepiej popodziwiać stroje, naprawdę niektórzy wyglądają bardzo stylowo. O styl zadbał uliczny grajek, przebrał się na czerwono i trochę biało i grał pieśni legionowe. Ale główna atrakcja turystyczna tegorocznej stolicy przed nami. Właściwie to nie bardzo chce mi się pisać o "krzyżu". Piszę w cudzysłowiu, bo nie o Krzyż chodzi. Bo gdyby chodziło o Krzyż, to jest w Warszawie, dosłownie kilkaset metrów dalej krzyż na Placu Piłsudskiego, krzyż Papieski. I gdyby ci obrońcy krzyża chcieli modlić się w miejscu publicznym, poza murami świątyni, to tamten krzyż (historycznie również) byłby dobrym miejscem.
Skoro jednak chodzi o coś innego, to proponuję ustawić bramki i pobierać opłaty od licznych turystów i ciekawskich za możliwość obejrzenia i posłuchania broniących krzyża i protestujących przeciwko jego pozostawieniu. Obie te grupy mają wszelkie cechy eksponatów, niekoniecznie muzealnych. Pieniądze można by przeznaczyć na lody i colę dla strażników miejskich, którzy stoją tam po 13 godzin.

sobota, 17 lipca 2010

60 stopni C - mojemu termometrowi zabrakło skali


Dzisiaj na słońcu miałam pewnie ponad 60 stopni C. Nie wiem ile dokładnie, bo termometrowi zabrakło skali. Po raz pierwszy poczułam brak powietrza do oddychania.
Trzeba się wybrać do jakiegoś klimatyzowanego pomieszczenia. Na razie pomaga zimna woda, ale trudno cały dzień siedzieć w wannie.
Wczoraj szlag mnie trafił, kiedy słuchałam w TOKFM-ie dziennikarza użalającego się nad losem biednych urzędników w nieklimatyzowanych pomieszczeniach. Od tygodnia codziennie chodzę do szpitala do chorego ojca. Upał w szpitalnych salach jest nie do wytrzymania a klimatyzacji oczywiście nie ma. Nie jest to jedyny mankament naszych szpitali, używając delikatnego określenia mankament. W poznański wydaniu GW wyczytałam, że NFZ nie zajmuje się temperaturą w szpitalu.
A warszawska ulica będzie dzisiaj żyła Paradą Wolności, słyszałam od wielu osób, że się wybierają na to widowisko. Interes zwietrzyły też firmy. Przy okazji Euro Pride, organizacje gejowskie i przedstawiciele biznesu będą się zastanawiać jak zdobyć blisko 2 i pół miliona klientów - lojalnych, bogatych i homoseksualnych.
Każdy z nich ma co roku do wydania średnio 14 i pół tysiąca euro. Dwudniowe forum biznesowe będzie największą imprezą towarzyszącą Euro Pride. Według najnowszych badań Międzynarodowej Izby Handlowej Gejów i Lesbijek, do których dotarł "Dziennik Gazeta Prawna" społeczność homoseksualna w Polsce jest szacowana na 2 miliony 300-400 tysięcy osób. Ich siła nabywcza to 35 miliardów euro rocznie. Gazeta zwraca uwagę na ekonomiczny profil geja: wykształcony, zamożny, dbający o wygląd, nieobarczony dziećmi, chętnie wydający swoje "różowe dolary" na przyjemności i dobra luksusowe. Na dodatek, choć geje są klientami wymagającymi to wyjątkowo lojalnymi - przywiązują się do marki, zwłaszcza gdy marka o nich zabiega.
O gejów i lesbijki postanowił też powalczyć Kościół. W akcji uczestniczą m.in. warszawscy kapucyni, którzy w dniu parady organizują w kościele przy ul. Miodowej adorację Najświętszego Sakramentu i spowiedź. Podczas parady mają być rozdawane ulotki ewangelizacyjne. Uczestnicy akcji chcą także rozmawiać z uczestnikami EuroPride. I to jest normalność moim zdaniem a nie ulotkowe protesty przeciwko paradzie o których pisałam. Znacznie trudniej jest podjąć dyskusję i przekonać do swoich racji niż rozrzucać ulotki po skrzynkach pocztowych.
A co jeszcze wydarzy się na paradzie, o tym przeczytam bo nie ma we mnie ochoty do obserwacji z autopsji, mam swoje problemy ważniejsze dla mnie.

środa, 14 lipca 2010

Wodną kurtyną w słońce

Uwielbiam Panią Prezydent Warszawy. Postanowiła zasłonić warszawiaków przed słońcem wodnymi kurtynami. Naprawdę fajny pomysł. Dzisiaj na Placu Zamkowym pod wieczór mnóstwo osób chłodziło się kropelkami dobrze rozpylanej wody. Takich strażackich kurtyn ma być w centrum Warszawy na czas upałów 12.
A propos upałów to zupełnie nie jesteśmy do nich przygotowani. Nie mówię o klimatyzacji, bo tę mają biurowce i większość sklepów, ale już nie szpitale. W byłym wojewódzkim szpitalu na Bródnie jedynym miejscem klimatyzowanym dostępnym dla chorych i odwiedzających jest kaplica. Na oddziałach solidarnie pocą się pacjenci, pielęgniarki i lekarze. Oczywiście nie wiem jak jest na salach operacyjnych i OIOM-ach. Tam na szczęście nie byłam.
Najłatwiej z upałami poradziły sobie pojazdy mechaniczne, wykazując dużą moc przystosowawczą. Klimatyzację ma już wiele autobusów miejskich, no i oczywiście najprzyjemniej jest w ...metrze.
Ale już niekoniecznie w parku. Zmęczona upałem chciałam chwilę odpocząć w mini-parku przy ulicy Chodeckiej na Targówku. Okazało się, że wszystkie ławki, poza jedną, stoją w miejscach nasłonecznionych. Przestawienie ławki nie jest proste, bo to i ciężkie, i często na stałe zamontowane do podłoża. Tę sztukę posiedli wandale, ale w południe nie było w parku żadnego wandala.

niedziela, 11 lipca 2010

Kto straci 15 mln euro na wygranej Hiszpanów?

W Hiszpanii prawdopodobnie nie wszyscy będą trzymali kciuki za swoją drużynę.Może to dotyczyć m.in. kierujących sieciami sklepów, supermarketów i banków, które przed rozpoczęciem Mundialu przeprowadziły agresywne kampanie reklamowe, oferując kupującym premie, jeśli Hiszpania zwycięży w Mundialu.
Prowadzący owe kampanie reklamowe prawdopodobnie nie wierzyli, że Hiszpania dojdzie do finału, bo potencjalne straty po wygranej drużyny del Bosque są bardzo duże. Co najmniej 15 milionów euro straci na wygranej bank Banesto, który obiecał podnieść oprocentowanie depozytów i udzielić bezprocentowej pożyczki na zakupy. Sieć supermarketów Carrefour rozdała klientom kilkadziesiąt tysięcy kuponów, każdy z nich od poniedziałku może być wart 100 euro. Jeśli Iker Casillas podniesie wieczorem puchar, Toshiba będzie musiała zwrócić pieniądze za 20 tysięcy telewizorów i komputerów. Taką ciekawostkę wyczytałam na portalu Onet.pl

poniedziałek, 5 lipca 2010

Koniec meczu panów KK.

Ogarnął mnie dziwny smutek, taki który zawsze odczuwam kiedy coś się kończy. Od jutra oglądam mecze półfinałowe. Będę kibicować Hiszpanom.

piątek, 2 lipca 2010

Hołd Tuski


W samo południe pod Kolumną Zygmunta w Warszawie na Starym Mieście dwaj panowie, wcale nie smutni, ustawili wielką fotografię obrazu Matejki "Hołd pruski". Obraz podpisano hołd Tuski a w roli Zygmunta Starego wystąpił Putin, któremu hołd składa Tusk. W tle mamy licznych polityków PO z Komorowskim na czele.
No to przestraszyłam się pana Kaczyńskiego i mocno się zastanowię, czy jednak zamiast dwóch nie postawić jednego krzyżyka.
Dla przypomnienia, hołd pruski odbył się w kwietniu 1525 r. w Krakowie po wcześniejszym zawarciu traktatu między królem Zygmuntem I Starym a Albrechtem Hohenzollernem. W wyniku tego aktu Prusy Zakonne zostały przekształcone w Księstwo Pruskie jako lenno Polski.
Ostatni w Prusach wielki mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (krzyżackiego) sprawujący władzę świecką nad państwem zakonnym Albrecht Hohenzollern, przyjął wyznanie luterańskie i przekształcił państwo zakonu krzyżackiego w świeckie państwo (Prusy Książęce), stając się jego władcą (księciem). Jednocześnie złożył hołd lenny swojemu wujowi Zygmuntowi Staremu, królowi Polski.

czwartek, 1 lipca 2010

Dżuma i salmonella czyli jaka jest różnica między Kaczyńskim i Komorowskim

Usłyszałam dobry dowcip: Jaka jest różnica między Kaczyńskim a Komorowskim? Taka sama jak między dżumą a salmonellą, obie dolegliwe, ale z tej drugiej można się wyleczyć.

wtorek, 29 czerwca 2010

Promocja homoseksualizmu w Warszawie. Kraków protestuje ...i promuje


Nie miałam bladego pojęcia, że w Warszawie 17 lipca odbędzie się ogólnoeuropejska parada homoseksualistów. No to dowiedziałam się od... Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi w Krakowie. Stowarzyszenie to zachęca warszawiaków do podpisywania listu-protestu w sprawie parady do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Do skrzynek pocztowych warszawiaków dotarły wczoraj ulotki wydrukowane na porządnym twardym papierze. Wystarczy oderwać część, nalepić znaczek i wysłać do Pani Prezydent.
Z całej ulotki podobał mi się jeden fragment: jeżeli jesteś katolikiem, to odmów również (to słowo również mi nie odpowiada)różaniec w intencji wynagrodzenia Maryi Królowej Polski za publiczną promocję grzechów przeciw naturze.
Różaniec odmawiam codziennie, choć tylko jedną dziesiątkę po drodze do pracy idąc przez Park Saski. Mam swoją intencję. Nie sądzę, by Matka Boska potrzebowała naszego wynagradzania, trochę pokory. Pomodlić powinniśmy się raczej za tych ludzi, którzy pogubili się w życiu.
W tejże ulotce napisano: Jest to kolejna prowokacja homoseksualnych aktywistów, którzy promują obsceniczne zachowanie i wzywają do nienawiści religijnej. Nie dopuść, aby publicznie promowano postawy wrogie rodzinie i chrześcijaństwu!
Byłam z rok temu na podsumowaniu wyników badań socjologów wśród polskich gejów i lesbijek. Z tego badania jasno wynikało, że nie są oni zainteresowani adopcją dzieci. Wynikało o ile pamiętam natomiast, że są to ludzie z zasady dobrze wykształceni, dość majętni i zajmujący wyższe stanowiska oraz dumni ze swej inności, przynajmniej w deklaracjach.
Na tymże spotkaniu pojawiło się kilka par homoseksualnych, sorry ale widok głaszczących się i tulących do siebie dwóch pań, mnie przyprawia o mdłości. Skąd więc założenie, że ta parada zagrozi naszym rodzinom?
Może więc nie warto przesadzać, parad w Warszawie jest już sporo, po co tej nadawać specjalną rangę i promować? Zakaz parady ośmieszyłby Polskę w całej Europie, bo nie da się kijem zawrócić Wisły. W minioną niedzielę premier Islandii 67-letnia Johanna Sigurdardottir wstąpiła w związek małżeński ze swą długoletnia partnerką. Przed panią Sigurdardottir żaden premier na świecie nie miał współmałżonka tej samej płci.

niedziela, 27 czerwca 2010

Debata prezydencka. Słońce zwyciężyło w pojedynku dwóch panów K.

Za recenzję przedwyborczego pojedynku Kaczyński-Komorowski wystarczy fakt, że pod koniec debaty zasnęłam, zmorzona słońcem i powietrzem po całym dniu spędzonym na działce.
Najciekawszy był dobór dziennikarzy, trzy panie - triumf parytetów. Debata była nudna jak flaki z olejem a Kaczyński miał w niej jeden cel - zdążyć z odpowiedzią w limitowanym czasie. Śmiesznie to wyglądało, kiedy dosłownie tracił oddech by zdążyć wyrecytować wyuczoną kwestię. Tej lekcji pijarowców od nowego wizerunku Kaczyński nie odrobił i nie mam złudzeń, że były premier przeszedł jakąkolwiek przemiana po stracie brata. Nihil novi. A Komorowski - sympatyczna gaduła bez wizji, gubiący się w konkretach. Poczekam 5 lat na prezydenta, może pojawi się:)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Czy Tusk dzisiaj się martwi czy cieszy?

Zastanawiam się, czy Tusk dzisiaj się martwi czy cieszy? Tego się nie dowiem, bo mi nie powie, ale przypuszczam, że jego uczucia są ambiwalentne. No bo niby namaścił Komorowskiego, ale jak sondaże zaczęły iść ostro w górę, to premier biegał po wałach. Tusk lubi być pierwszy w tym towarzystwie i wynik I tury utwierdza go na tej pozycji. Czy Tusk miałby szanse wygrać w I turze, nie sądzę. Dzisiaj można tak gdybać, ale sam Tusk nie miał takiej pewności, bo gdyby miał, pewnie wystartowałby w wyborach prezydenckich. Wrócę do tego co pisałam tuż po katastrofie smoleńskiej, wygrana Komorowskiego zrzuci całkowitą na PO odpowiedzialność za kraj. Dlatego nie wykluczam, że wygra Kaczyński, bo on zyskuje zarówno gdy przegra, jak i gdy wygra. A taka sytuacja z psychologicznego punktu widzenia jest korzystniejsza dla kandydata, nie spina, w obawie o popełnienie błędu. Oczywiście jest zawsze margines na tzw. haki, czyli coś o czym nie wiem.
Ale najważniejsza w I turze była frekwencja, i to ta w dużych miastach i za granicą. Czekam na nowych polityków. Chciałabym byśmy obu panów K. mogli już odesłać na ławkę ekspertów. Kiedy zaczynała się ostatnia kampania prezydencka w USA, zazdrościłam Amerykanom kandydata Obamy.

środa, 16 czerwca 2010

Wyborcza ruletka czyli kto dostanie trzecie miejsce na prezydenckim pudle

Napieralski, Pawlak, Korwin-Mikke? Który z nich ma szanse na trzecią pozycję w wyścigu, który wygra któryś z Panów K. Ja stawiam na Napieralskiego, choć na niego nie zagłosuję. Moim faworytem jak od lat jest Korwin-Mikke, może trochę dlatego, że wiem iż jego program nie ma szans na realizację.
Może ktoś na Blipie zrobiłby głosowanie, ja muszę iść do pracy:)

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Komorowski walczy o krzesło... w telewizji

Na finiszu kampanii głównemu faworytowi puszczają nerwy. Wczoraj oświadczył, że przyszedł na debatę do TVP by zobaczyć minę Kaczyńskiego. Może i po to przyszedł, ale ja płacę abonament telewizyjny i należy mi się trochę szacunku od kandydata na prezydenta, jako jego potencjalnemu wyborcy. Dzisiaj Komorowski deklaruje, że pojawi się w programie Lisa, choć podobno dzisiejszy program został zdjęty z anteny. Już dziś rano "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że program "Tomasz Lis na żywo" z planowanym udziałem Bronisława Komorowskiego może nie dojść do skutku. Komorowski zareagował ostro. - Może jeszcze ktoś wprowadzi dla marszałka zakaz wstępu do TVP - zastanawiał się marszałek Sejmu. - Mimo sprzeciwu władz telewizji, przyjdę dziś na Woronicza - zapowiedział. Niestety przypominają mi te przepychanki walkę o krzesło śp. Lecha Kaczyńskiego.
A debatę jak dla mnie wygrał wczoraj Napieralski, facet zrobił ogromne postępy, nawet jeśli jest tylko marionetką w rękach wyborczych PRowców, to świetnie odrabia zadane lekcje i to było wczoraj widać.
A my będziemy wybierać między starym a starym , nie ma wizji przyszłości państwa w tym co mówią dwaj panowie K. A mnie pomimo, że nie mam lat naście marzy się prezydent nie tylko z wizją państwa nowoczesnego, ale taki, który będzie miał chęć tę wizję, jeśli nie realizować, to wspierać jej realizację. Po Komorowskim i Kaczyńskim tego nie widać, oni maja za sobą sukcesy i porażki i dużo sceptycyzmu, a to za mało dla Polski, zwłaszcza że władzę w świecie przejmują młodsi. Chyba Tusk popełnił jednak błąd nie kandydując i drugi - nie namaszczając na kandydata Sikorskiego. Bardzo jestem ciekawa wyników pierwszej tury.

piątek, 11 czerwca 2010

Przyjdzie umierać czyli Żakowski pyta Belkę

Włosi wpadli na pomysł publikacji w napisach końcowych programów w telewizji zarobków prowadzących je dziennikarzy. Jestem za.
Jak co rano słucham TOKFM-u. Ale to co dzisiaj usłyszałam zdołowało mnie zupełnie. Jacek Żakowski pytał Marka Belkę, nowego prezesa NBP o to o której godzinie będzie w pracy, czy ma kandydata na członka zarządu i dalej w tym stylu. Sorry, ale Żakowski nie odrobił lekcji i przyszedł kompletnie nie przygotowany na rozmowę z człowiekiem, który zna się na finansach. Ostatnio rozmawiałam o kondycji naszych mediów, znana powszechnie teza o bylejakości i braku wiedzy dotyka jednak nie tylko młodych dziennikarzy. Nie wiem czy Żakowski nie zna się na finansach czy postanowił być taki luzacki.
Ciekawe ile Żakowski zarobił dla TOKFM, bo ostatnio mamy nowy sposób oceniania dziennikarzy i aktorów: Lis zarobił dla TVP ponad 20 mln zł, aktorki z Klubu Szalonych Dziewic tylko 18 mln zł. W przypadku Lisa to podobno dużo, Szalone Dziewice zarobiły za mało itd. We Włoszech przy napisach końcowych po programach w telewizji publicznej RAI mają się ukazywać informacje o wysokości zarobków ich autorów, proponuję naśladownictwo. Wszystko będzie jasne.
A to komunikat PAP-u o tym pomyśle: "Zarobki prowadzących programy we włoskiej telewizji publicznej już wkrótce pojawią się prawdopodobnie w napisach końcowych. Poprawka w tej sprawie została przyjęta w środę głosami rządzącej koalicji i opozycji przez parlamentarną komisję nadzoru nad RAI.
Kiedy pół roku temu ujawnienie honorariów prowadzących programy we włoskiej telewizji publicznej w napisach końcowych zaproponował znany z kontrowersyjnych pomysłów minister administracji publicznej Renato Brunetta uznano to za prowokację. On zaś argumentował, że w telewizji RAI, utrzymującej się częściowo z abonamentu, musi panować absolutna przejrzystość.
Jego propozycję zupełnie serio potraktowała jednak komisja włoskiego parlamentu, sprawująca kontrolę nad publicznym nadawcą i poddała ją pod głosowanie. Pełna zgoda centroprawicowej koalicji i centrolewicowej opozycji w tej sprawie, czego dowodem jest jednomyślne głosowanie, wskazuje na to, że wkrótce postulat ten zostanie zrealizowany.
Do ustalenia pozostały jeszcze szczegóły, gdyż nie ma zgodności co do tego, czy wymóg ten ma obowiązywać wyłącznie w przypadku wielkich programów publicystycznych i widowisk, czy też także w odniesieniu do np. dzienników.
W przeżywającej poważne finansowe trudności TV RAI honoraria niektórych jej gwiazd są zdaniem polityków całkowicie nieuzasadnione. Prowadzący popularny talk-show Fabio Fazio zarabia rocznie około 2 milionów euro, a Simona Ventura, gwiazda widowisk towarzyszących transmisjom meczów piłkarski Serie A oraz popularnego reality show "Wyspa sław", otrzymuje 1,8 miliona euro.
Zarobki Bruno Vespy, gospodarza publicystycznego programu "Porta a porta" w pierwszym kanale RAI, sięgają 1,6 miliona euro rocznie. Burza wybuchła przed kilkoma miesiącami, gdy Vespa zażądał podwyżki w nowym kontrakcie o 20 procent stwierdzając, że inni jego koledzy zarabiają więcej. Kierownictwo stacji nie zgodziło się na tę podwyżkę."

wtorek, 8 czerwca 2010

Nadchodzi tropikalny upał i... komary

I znowu będziemy mieli na co narzekać!
Na razie siły mnie opuściły:)ale rym częstochowski mi wyszedł(:
Patrząc smętnie na brudne okna, postanowiłam pójść na spacer. Okna poczekają na przypływ energii.
Nie poszłam do ulubionego parku Krasińskich, bo w sobotę pogryzło mnie w nim coś. Spuchło mi to, na jednej nodze zrobił się bąbel. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie miałam. Nawet chciałam iść do lekarza, ale pani doktor rodzinna pojechała na urlop. Wysmarowałam się maścią na wszystko, którą dostałam od syna i mam nadzieje, że się zagoi. No i mam taką pustkę w głowie i niechęć do wszystkiego, to niechybnie wina nadchodzących upałów. Fajnie, że jest coś takiego jak pogoda, zawsze lepiej brzmi wyjaśnienie "niekorzystny biomed" niż po prostu "lenistwo".

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Tusk czyli Zosia-Samosia

Patrzę na zmęczonego Tuska, w rozchełstanej koszuli, który biega po wałach... i jakbym widziała siebie, kiedy zamiast zarządzać firmą wykonywałam pracę za moich pracowników. I jaka byłam dumna z siebie i jaka zmęczona. Efekt był - doraźny, ale nie końcowy, ludzie się rozleniwiali a nie starali lepiej pracować. W przedostatnim "Wprost" Ludwik Dorn, były szef MSWiA powiedział, że spojrzenie na sytuację ludzi premierowskim okiem jest potrzebne, ale najpierw należałoby wcisnąć guzik i uruchomić procedury. No i z tymi procedurami i ludźmi, którzy za ich wykonanie odpowiadają Tusk ma kłopot. Jerzy Miller, szef MSWiA, który wśród urzędników swojego resortu dorobił się przezwiska "król Jerzy" jest ponoć niezwykle pracowity, ale gubi się w szczegółach i nie potrafi podejmować kluczowych decyzji. A Tusk wie, że na powodzi można popłynąć, ale można też zyskać miano męża opatrznościowego.

Cześć Janek... (Pospieszalski)... Alleluja

Tak witali wczoraj pielgrzymi Jana Pospieszalskiego, który czekał w Wilanowie z ekipą telewizyjną na uczestników pielgrzymki z relikwiami ks. Jerzego Popiełuszki. Sam dziennikarz wydawał się być trochę skrępowany tymi głośnymi dowodami sympatii. No bo trudno potem udowadniać,że jest się dziennikarzem, czyli osobą, którą obowiązuje bezstronność w przedstawianiu faktów. A Alleluja Pospieszalskiemu zaśpiewali pielgrzymi, którzy szli w pobliżu wyborczego transparentu Jarosława Kaczyńskiego.
Ponieważ pielgrzymka nie była pielgrzymką tylko zwolenników prezesa PiS, były protesty przeciwko transparentom wyborczym. Niestety bezskuteczne. Szkoda, bo mnie te transparenty też przeszkadzały i mimo woli starałam się nie iść w ich pobliżu, choć na tę krótką pielgrzymkę wybrałam się z powodów czysto religijnych i w ważnej dla mnie intencji.
Jednak po trzech godzinach skupienia, zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom. Były ciekawe. Jeden z pielgrzymów dostrzegł wysoki budynek z kopułą i ucieszył się: O to już pewnie Świątynia Opatrzności Bożej. Ktoś wyprowadził go z błędu: To raczej siedziba TVN. - A to trafiłem. To świątynia szatana - śmiał się głośno.

środa, 2 czerwca 2010

Ciemność nad Warszawą



Wszyscy dzisiaj w pracy zasypiali. Koło południa ledwie trzymałam się na nogach. Dopiero wieczorem niebo nad Warszawą porządnie zagrzmiało. Jak zaczęło o 20.00 to mruczy i błyska do tej pory. Zdjęcia robiłam tuż po 20.00 a zachód Słońca miał być dzisiaj o 20.47.

wtorek, 1 czerwca 2010

Dwa miliony iPadów

Akcje producenta iPada zyskały dzisiaj na giełdzie 3 proc. dzięki wczorajszej informacji o przekroczeniu bariery 2 milionów sprzedanych sztuk. Dla przypomnienia, sprzedaż iPada ruszyła 3 kwietnia. I to się nazywa sukces. Steve Jobs zasłużył sobie już dawno na tytuł współczesnego Midasa. Pamiętam mój pierwszy komputer Appla, różowy iMac. Istne cudo w porównaniu z topornymi Optimusami. A był to rok 1998. Miał piękną klawiaturę, też różową, takąż myszkę. Niezbędnym wyposażeniem iMaca był spinacz, służył do akcji reset. Potem był biały laptop, potem następny. Lubiłam na nich pracować. Dotykać zasilacza,myszki,kabli - były naprawdę piękne. A teraz piszę bloga na Lenovo i nie narzekam. Biały laptop leży w domowym muzeum komputerów, pomarańczowy iMac czeka na swoje miejsce. Będę miała co pokazywać dzieciom, jeśli takie pojawią się w mojej rodzinie i będą chciały słuchać opowieści o czasach kiedy po toner do drukarki laserowej jeździło się na drugi koniec Polski, bo tylko jeden sklep coś takiego sprzedawał.
Rozmazałam się we wspomnieniach a z kuchni pachnie truskawkami. Kupiłam dzisiaj pierwszy raz i duszę je, by w domu pachniało. Kiedyś piekłam ciasto, żeby moje dziecko poczuło zapach ciasta w domu. Niestety, kucharka ze mnie kiepska a zresztą nie wiem tego. Po prostu prace kuchenne nigdy mnie nie pociągały, miałam do gotowania stosunek teoretyczno-zawodowy i mnóstwo kucharskich książek. Moje ulubione danie - to był prasowy przebój końca komuny. Pamiętam wojewodę, człeka towarzyskiego i kochającego życie, który uwielbiał befsztyki, ale na ulubione danie do gazety wybrał...placki ziemniaczane. Obnoszenie się z bogactwem było źle widziane, ludzie jeździli syrenkami z silnikami mercedesa. Dziwne to były czasy. A mnie ostatnio przyszła do głowy dziwna konstatacja. Spacerowałam po pięknych w maju Łazienkach i zastanawiałam się, czy spacer po takim parku byłby dużo przyjemniejszy, gdybym była właścicielką parku? Niestety, tego nie sprawdzę.

niedziela, 30 maja 2010

Gwiazdy i... gwiazdy czyli pociąg do Hollywood



Wczoraj na czerwonym dywanie na zakończenie festiwalu filmowego w Gdyni pojawiły się gwiazdy polskiego kina. Zamiast komentarza dwa zdjęcia, Alicji Bachledy-Curuś i Katarzyny Figury. Obie mają pociąg do Hollywood:)
Ps. Zdjęcia skopiowałam z Onetu

środa, 26 maja 2010

Latarnie wyszły z wody, Komorowski na ...gajowego

Koniec powodzi w Warszawie, latarnie stoją już na brzegu. W sobotę chyba da się już pojeździć nad Wisłą rowerem. No i wyszło na to, że Komorowski miał rację: woda przychodzi i odchodzi. Tylko czasami coś nabroi. A propos widziałam wczoraj na yt film o wpadkach Komorowskiego. Jeszcze lepsze od filmu są komentarze, jeden z autorów uważa, że Komorowski nadaje się na gajowego.

poniedziałek, 24 maja 2010

Wirujące noski a światowa gospodarka

Po raz pierwszy w życiu widziałam wczoraj spadające z klonu tzw. noski. Fantastyczny widok, dziesiątki wirujących w powietrzu maleńkich jakby helikopterków. Nie byłam jedyna osobą, która w Parku Krasińskich gapiła się na te wirujące noski.
Kiedy nosek spada, nie jest już taki piękny, ot zwykły kawałek cienkiej roślinnej substancji.
Ile takich "nosków" trafia się nam w życiu? Niestety dużo. A już mnie szczególnie. Pewnie dlatego, że zawsze chciałam to mieć, czego akurat mieć nie mogłam a jak już miałam to szybko przestawało mnie to cieszyć. Jest to przypadłość wielu ludzi, która napędza światową gospodarkę.
Gorzej dla gospodarki kiedy taki człowiek uświadomi sobie, że niezależnie od tego czy coś kupi czy nie i tak nie będzie zadowolony dłużej niż godzinę. Niechęć do posiadania nowych rzeczy jest naprawdę możliwa i bardzo dobrze robi stanowi konta bankowego. Jest to nieco obłudne rozumowanie, bo satysfakcję można czerpać również z posiadania coraz bardziej zasobnego konta.

Wszyscy chcą mnie uszczęśliwić... przez telefon

Siedzę dzisiaj przed południem w domu, bo wzięłam się za mycie okien. Jedno, najmniejsze mam poza sobą. Niestety okna choć są nowe, myją się dość zawile, no i odkrywam przy okazji różne niedoskonałości, co mnie oczywiście stresuje. Zupełnie jak przy myciu samochodu, kiedy odkrywałam zadrapania lakieru. Okna są na gwarancji, ale nie bardzo wiem co jest normą przy drewnianych oknach a co usterką. Muszę wybrać się do punktu sprzedaży, ale ostatnio był tam remont.
A w tzw. międzyczasie odebrałam kilka telefonów z zaproszeniami na jakieś pokazy zdrowotnych produktów, wszystkie odbywają się w hotelach i to nie byle jakich.Postanowiłam, że pójdę dopiero, kiedy zrobią pokaz czegoś tam w Bristolu.
Giełda dzisiaj mocno niezdecydowana, sama nie wie co ma robić, zupełnie jak ja od kilku dni. Z tą różnicą, że mój kiepski nastrój nic nie kosztuje, a giełdy owszem.
Przed chwilą odebrałam kolejny telefon, tym razem mBank docenił mnie jako klienta i w nagrodę postanowił uszczęśliwić mnie kredytem gotówkowym albo kartą kredytową. Kiedy poinformowałam panią bankową, że bardziej jestem zainteresowana inwestowaniem niż lokowaniem, zostałam odesłana na stronę internetową banku. Nie usłyszałam żadnej propozycji inwestycyjnej, wiem oczywiście dlaczego, ale to nie zmienia faktu, że oszczędzanie przez banki na pracownikach nie podnosi renomy banków.

Każdy warszawiak niech wypije szklankę wody z Wisły, czyli sposób na powódź

Znajomy, człek o specyficznym poczuciu humoru, wpadł na pomysł walki z powodzią.
Wystarczy, żeby każdy kto przyszedł czy przyjechał pogapić się na wezbraną Wisłę, wypił z niej szklankę wody i mielibyśmy problem z głowy.
Dowcipu w angielskim stylu nie pojęła pewna dama i z wrodzonym kobietom praktycznym podejściem do życia, zauważyła że niewiele by to dało, bo woda szybko by wróciła do Wisły wskutek znacznego wzrostu wykorzystania domowych toalet po spożyciu wiślanej wody.

piątek, 21 maja 2010

Ukradła mi ścieżkę rowerową






Parę fotek ze spuchniętej Wisły.

czwartek, 20 maja 2010

Giełda w dół, Wisła w górę


Nad Wisłą wisi cały czas helikopter, zapowiadana na noc z piątku na sobotę kulminacyjna fala na Wiśle ma dotrzeć do Warszawy dzisiaj ok. 16.00. Wczoraj zrobiłam Wiśle zdjęcie, była tylko trochę szersza niż zazwyczaj. Dzisiaj po pracy pójdę zobaczyć jak dużo urosła.
Przy okazji zobaczyłam nową inwestycję, wszystko wskazuje na to że będziemy mieć piękny park fontann zamiast przypominającego bajoro stawu z rachityczną fontanną. Tak ma wyglądać, na razie jest dużo niebieskiego płotu. Ale będzie pięknie. A na giełdzie piękne spadki. Urzędnicy wzięli się za giełdę:)

środa, 19 maja 2010

Zabierz dziadkowi mikrofon

Jest nowe hasło wyborcze, nawiązuje do genialnego hasła z 2007 roku : "zabierz babci dowód", tym razem ma wygrać równie zwięzły postulat: "Zabierz dziadkowi mikrofon". Dowcipne, choć mało skuteczne, a prof. Bartoszewski jest dowcipnym staruszkiem. Kto go zaprasza, powinien się z tym liczyć.
A przy okazji, zastanawiam się dlaczego singiel nie może być prezydentem? Coś z tą tolerancją u nas jest nie tak.

wtorek, 18 maja 2010

Wały przeciwpowodziowe imienia Papieża

Wróciłam z Gdańska i od soboty mam taką pustkę w głowie, że mam wrażenie jakby wszystko działo się obok mnie. No i wreszcie dobrze śpię, po osiem godzin, jak nigdy dotąd. Nawet pisać mi się nie chce, choć byłoby o czym, bo widzę, że historia lubi się powtarzać i mamy znowu powódź i to przed wyborami. Ciekawe kto tym razem na niej popłynie, jak kiedyś Cimoszewicz, który skądinąd słusznie, wówczas jako premier, zauważył, że jak się mieszka na terenie zalewowym to trzeba się ubezpieczać. Bardzo my Polacy nie lubimy takiej racjonalnej prawdy mówionej przez polityków. Tak już mamy, że jak trzeba być bohaterem, jak coś zademonstrować to my pierwsi, ale jak trzeba racjonalnie pomyśleć - to już gorzej. Usłyszałam dzisiaj w TOK-u świetny pomysł, zamiast stawiać setki pomników Papieżowi, może warto uczcić Go nazywając jego imieniem wał przeciwpowodziowy. Świetny pomysł i pewnie spodobałby się Papieżowi bardziej niż te setki pomnikowych straszydeł. Pomysł tym bardziej godny uwagi, że grozi nam kolejna pomnikomania, pierwszy pomnik Lecha Kaczyńskiego już jest w Skórczu.
Na razie na fali pisania udało mi się spalić mięso na obiad, ale nie do końca na szczęście.

sobota, 1 maja 2010

Przypadkowy morderca czyli wiosenne porządki

Wybuch upału skłonił mnie do mycia balkonu. Praca to ciężka, bo poprzedni właściciel zabudował balkon nie biorąc pod uwagę, że okna trzeba myć. W ramach wymyślania kolejnych pomysłów racjonalizatorskich postanowiłam użyć 5-litrowego baniaka na wodę do spłukiwania zimowego brudu. Niestety nie dysponuję zbyt silnymi rękami. Kiedy wychyliłam się by polać zabudowę wodą z baniaka po zewnętrznej stronie, baniak z połową zawartości wysunął mi się z ręki i poleciał w dół. Z hukiem wylądował na trawniku. W tym momencie ruszyła moja wyobraźnia: co by się stało, gdyby bawiło się tam dziecko lub ktoś przechodził. Baniak z czterema litrami wody spadający z 5. piętra mógłby mocno kogoś poturbować, jeśli nie pozbawić życia. Trafiłabym przed sąd z zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci lub uszczerbku na zdrowiu. Do końca życia miałabym wyrzuty sumienia. Absurdalna sytuacja, ale jak widać możliwa. Warto o tym czasami pamiętać.

piątek, 30 kwietnia 2010

Życie z Marsa

Obejrzałam w przerwie filmu reklamę w TVN. Młody i stary Indianin wędrują po górach, kiedy docierają na szczyt starszy kładzie się i mówi: synu to dobre miejsce żeby umrzeć. Po czym rozwija batonik Marsa, zjada kawałek i mówi: synu, umów mnie ze Stokrotką.
Reklama jak to reklama, głupawa choć zabawna i pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi jeszcze dwa tygodnie temu. I to dobry, bo neutralny dowód na to, że w Polsce po 10 kwietnia wszystko a jeśli nie wszystko to wiele rzeczy nabiera innego znaczenia niż miało przed tą datą i dotyczy to również, a może przede wszystkim, sfery podświadomości.
Za kilka lat co ambitniejsi studenci socjologii i psychologii będą mogli pisać prace magisterskie o wpływie katastrofy smoleńskiej na zachowania Polaków. A ja jestem ich ciekawa w najbliższych tygodniach. Nie wiem co myśleć o zapowiedziach wystąpienia Marty Kaczyńskiej w kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. Może jednak rację mają Dwaj Panowie Skandaliści w swoim rapowaniu.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Myśl wolna czyli Figurski z Wojewódzkim rapują

W powodzi pożałobno-wyborczych awantur niezwykle interesująca wydała mi się informacja o sprzątaniu Himalajów. Do tej pory nigdy nie przyszło mi do głowy, że można śmiecić w Himalajach.
Dwudziestu nepalskich Szerpów przez cały tydzień zbiera w "strefie śmierci" na Mount Evereście w Himalajach odpadki pozostawiane przez turystów nawet dziesiątki lat temu. Jest to pierwsze sprzątanie na tak dużej wysokości - podaje agencja Reuters.
Wspinacze wyposażeni w plecaki i specjalne torby na śmieci, ryzykując niedotlenieniem i odmrożeniami, zbierają teraz puste butle gazowe, kartusze, podarte namioty, liny i naczynia kuchenne pozostawione między Przełęczą Południową i szczytem na wysokości 8850 metrów.
W ostatnim czasie widziałam wprawdzie wiele rzeczy, które nie przyszłyby mi do głowy. A że myśl jest wolna, znowu udowodnili Wojewódzki z Figurskim, no i przy okazji zrobił się dym w internecie z usuwaniem stron. Obu panów cenię za poczucie humoru i "Jarek po trupach do celu, każdy chce leżeć na Wawelu" trzyma się w ich stylu. Natomiast akcja z usuwaniem nagrania ze strony internetowej Eski Rock po interwencji sponsora wydaje mi się dużo ciekawszym faktem. No bo cóż to znaczy, mniej więcej tyle, że sponsor jest nadredaktorem!

środa, 28 kwietnia 2010

Zielonka nie w Chinach?

W warszawskim Wawrze znaleziono ciało mężczyzny, który miał przy sobie dokumenty na nazwisko Stefana Zielonki. Czy to faktycznie zaginiony szyfrant? Znajomy, który przeczytał tę informację na pasku informacyjnym, kiedy mi o tym mówił, zrobił tajemniczą minę sugerując powiązanie tego zdarzenia ze smoleńską katastrofą (!).
W znalezionej przy zwłokach torbie były wyciągi z kont bankowych, na których widniały dane teleadresowe Stefana Zielonki - jego imię i nazwisko oraz adres zamieszkania.
Podejrzenia policjantów wzbudza fakt, że zwłoki są w stanie totalnego rozkładu, a dokumenty są całkiem dobrze zachowane i czytelne.
Szyfrant wojskowy chorąży Zielonka zaginął rok temu w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach. Natychmiast pojawiło się wiele hipotez na temat tego, co się z nim stało. Niedawno pojawiły się informacje, że mieszka w Chinach i pracuje na rzecz tamtejszego wywiadu.

Nowy szczyt głupoty czyli Prezydent powinien kochać zwierzęta?

Za oknem słyszę dzisiaj radosny gwar dzieci zamiast żałobnych dzwonów w okolicznych kościołach. Życie wraca do normy, nie dla wszystkich ale dla większości. Wracają też polskie problemy.

Mamy nowy problem narodowy:) Komorowski jest myśliwym a Kaczyński kocha zwierzęta. I co z tego? Ano to, że niektórzy radzą Komorowskiemu zawiesić członkostwo w kole łowieckim na czas prezydenckiej kampanii by nie odstraszać elektoratu miłującego zwierzęta. Jednak głupota jest nieuleczalna. Znam paru myśliwych, którzy naprawdę kochają zwierzęta, może bardziej niż np. miłośnicy psów, którzy męczą je w mieszkaniach w blokach.

sobota, 24 kwietnia 2010

Kicz wybitny czyli Tylko nas Dwoje

Mam popsuty telewizor i muszę ręcznie dostrajać programy. Włączyłam się więc po drodze na Polsat i jego nowy format rozrywkowy "Tylko nas Dwoje". Nie powiem, oglądałam niektóre edycje "Jak oni śpiewają", nie był to szczyt osiągnięć artystycznych, ale pożywka dla komentatorów pudelkowych na temat kreacji Liszowskiej, wygłupów Anny Muchy, łez Edyty Górniak oraz min Ibisza i kilogramów traconych przez Kasię Cichopek zwanąa Pyzą. Ale miał swój poziom, cięte uwagi Zapędowskiej, dobrotliwy humor Rudiego Szuberta i egzaltacja zawsze ciekawie wyglądającej Edyty Górniak sprawiały, że dało się to oglądać. Jury Tylko nas Dwoje jest bez wyrazu,nie mają nic do powiedzenia tak naprawdę. Szkoda, że znalazła się w nim Irena Santor. Ten program nie udał się Ninie Terentiew nawet bardzo. O Pyzie nie wspomnę, która wygląda jak własna ciotka, która wystroiła się na odpust. Koszmar.

piątek, 23 kwietnia 2010

Biegamy do psychiatrów

Usłyszałam dzisiaj informację, że wielu z nas zgłasza się do psychiatrów, bo nie mogą sobie poradzić z popogrzebową traumą. I nie chodzi tu o osoby związane osobiście z ofiarami katastrofy. Sama to odczułam, na zwyczajową u mnie depresję wiosenno-poświąteczną nałożyły się przeżycia związane z żałobą narodową.
Omijam Krakowskie Przedmieście od poniedziałku. Spacer okazał się zbyt trudny, kiedy z każdego z licznych tu kościołów dochodziły odgłosy pogrzebów. Było to znacznie bardziej przygnębiające uczucie niż oglądanie iście bizantyjskiego pogrzebu prezydenckiej pary na Wawelu. Wróciły wspomnienia sprzed lat, bardzo współczuję rodzinom, zwłaszcza żonom, bo trudno jest poskładać świat kiedy nagle zostaje się samej z odpowiedzialnością za los dzieci.

Napieralski wpuszczony w maliny?

Takim pytaniem, czy Napieralski czuje się wpuszczony w maliny przez kolegów, rozpoczął rozmowę z Grzegorzem Napieralskim jako kandydatem SLD na prezydenta, Jacek Żakowski w porannym TOK-FM.
Coraz bardziej lubię Żakowskiego i team w piątkowych komentarzach. I nie dlatego, że ich komentarze są bliskie moim przemyśleniom o polityce w Polsce.
Nie mam ochoty rozwodzić się nad niuansami ogłaszania kandydatów na prezydenta. Miałam swoją koncepcje, o której pisałam kilka di temu. Dzisiaj już wiem, że Cimoszewicz nie wystartuje więc zapiszę swoje przewidywania na dzisiaj, by za rok zweryfikować własne prognozy. Wygra Komorowski. PiS będzie zyskiwał poparcie i może odegrać istotna rolę po wyborach parlamentarnych w 2011 roku. O ile na scenie politycznej nie pojawi się nowa twarz, która zagospodaruje elektorat nie mający w tej chwili swego lidera.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Oddajemy pieniądze Amerykanom?

Polskie władze oddały prawa do wydobycia gazu łupkowego amerykańskim koncernom i to znacznie poniżej cen obowiązujących na świecie. Tymczasem rosyjski Gazprom z ogromnymi obawami przygląda się planom eksploatacji tych złóż nad Wisłą - pisze Gazeta Finansowa. - Już sam fakt, że licencje na wydobycie gazu łupkowego polski rząd odstąpił zagranicznym firmom, zakrawa na kuriozum w skali światowej. Wielu analityków wskazuje bowiem, że państwo uzależnione od dostaw tego surowca z jednego kierunku (tak jak Polska od Rosji) powinno własnoręcznie sprawować pełną kontrolę nad tak cennymi złożami, znajdującymi się na własnym terytorium. Co w takiej sytuacji robią polskie władze? Koncernom, które planują odwierty w rejonach występowania gazu łupkowego, przyznawane są licencje po stawkach o wiele niższych niż te obowiązujące na świecie. Niedawno dziennikarze RMF FM dotarli do umów licencyjnych jednego z takich przedsiębiorstw. Wynika z nich, że Polska dostanie w postaci opłaty licencyjnej góra 1 proc. przychodu z wydobycia gazu. Dla porównania w USA stawki te wynoszą 20 proc. Nawet przedstawiciele firm wydobywczych przyznają, że stawki te są bardzo niskie. W rozmowie z „The Times” jeden z nich podkreślił, że warunki finansowe w Polsce są wręcz najkorzystniejsze na świecie.
Pokłady gazu łupkowego w Polsce są szacowane na 120 lat zapotrzebowania całego kraju na ten surowiec. Tyle Gazeta Finansowa.
Jeśli jest to prawda co piszą w Gazecie Finansowej to jest to skandal, za który będą rozliczać rząd pokolenia Polaków. Nie będziemy drugim Kuwejtem. A szkoda, zwłaszcza że zaczęła się budowa rurociągu pod Bałtykiem, który nie tylko pozbawi nas opłat tranzytowych za gaz ale osłabi naszą pozycję w stosunku do Rosjan, jeśli znowu zaczną się nieporozumienia z Ukrainą w sprawie przesyłu gazu.

Wracamy do rzeczywistości


W niedzielę 18 kwietnia obudziłam się o 5.36. Ubrałam elegancko i poszłam pożegnać parę prezydencką w katedrze. Niestety, informacje wyczytane w internecie okazały się nieprawdziwe. Katedrę zamknięto po 5.00 a nie jak zapowiadano o 6.30. Plac Zamkowy był pełen ludzi a okoliczne ulice obstawione policją i strażą miejską. Warszawa pożegnała Prezydenta RP pięknym porankiem. Czas wracać do normalnego życia.
To był jeden z najdłuższych tygodni. Jest mi przykro, że nie będzie najważniejszych osób w świecie na pogrzebie. Przykro mi jako Polce. Czy to Palec Boży, czy tylko przypadek?