sobota, 16 października 2010

Kto gotował bombę atomową na twarde jajko

Wybuchnęłam śmiechem kiedy przeczytałam ten tekst. Płomieniem naszych serc roztopimy lody zimnej wojny i w tej wodzie ugotujemy bombę atomową na twarde jajko, nie pozwalając, by nasi przeciwnicy w dymach wojennych wędzili swoje półgęski ideowe. To był styl, współczesne bon moty polityków nie dostają mu do pięt. Widać, że autor albo był głodny, albo bardzo przejęty swoją rolą. Autorem tych kuchenno-wojennych metafor jest Józef Ozga-Michalski, jeden z szefów "Dziennika Ludowego" tzw. organu ZSL poprzedniczki dzisiejszego PSL-u. Żeby być w porządku z autorskimi prawami napiszę, że wyczytałam te metafory w dzisiejszej Rzepie. A tak a propos to ciekawe, czyja ona będzie, bo właściciel Presspubliki, spółki która wydaje Rzeczpospolitą wystąpił o likwidację spółki. Jednocześnie z miesiąc temu odszedł z Mecomu jego szef Montgomery, a większościowym właścicielem Rzepy jest właśnie Mecom. Jak nie wiadomo o co chodzi to albo o pieniądze, albo o politykę. Na mój nos chyba o politykę.

czwartek, 14 października 2010

Dzieci w sieci i Oktoberfest

Jak internet wpłynie na nasze życie, zastanawiają się naukowcy. Z badań prowadzonych przez polskich socjologów wynika, że komputer i internet to tylko narzędzie, tak przynajmniej twierdzi prof. Czapiński. Nie podzielam jego zdania do końca. Z pewnością ma rację twierdząc, że o sposobie wykorzystania internetu decyduje dziedzictwo kulturowe wyniesione przez dziecko z domu, ale jednak zmiany są chyba również jakościowe, choć trudno je do końca przewidzieć. W jednym z numerów "Forum" ukazał się tekst z "Suddeutsche Zeitung". Jego autor Robert Kaltenbrunner pisze, że jeszcze 15-20 lat temu przepowiadano, iż ludzie przyszłości będą tkwić przed monitorami komputerów uzbrojeni w naszpikowane elektroniką hełmy i hasać po autostradach wirtualnej rzeczywistości, nie angażując przy tym swej cielesności. Tymczasem współczesne, posługujące się różnymi mediami społeczeństwo nie potrafi funkcjonować bez zmysłowego doświadczenia przestrzeni.
Przyglądam się weekendowej Warszawie. Na Szlaku Królewskim w każdą sobotę i niedzielę są dosłownie tłumy spacerowiczów. Ale nie tylko, spotykają się tam ludzie tańczący na głowach, puszczający mydlane bańki itp. I o tym pisze Kaltenbrunner, twierdząc, że obecnie mamy do czynienia z różnymi podgrupami społecznymi, które w mniejszym stopniu definiują się przez poglądy polityczne, typ dyskursu, wykształcenie i kwestie społeczne a bardziej poprzez wspólne kody wizualne, mody i rytuały (np. warszawska masa krytyczna). Dlatego wiele miejsc publicznych nabiera charakteru partykularnego - to znaczy są w zasadzie dostępne dla wszystkich, ale de facto dominuje w nich określona grupa. W rezultacie następuje pomieszanie strefy miejskiej z przestrzenią ludyczną. Monachijski Oktoberfest - przez długi czas impreza regionalna - przechodzi transformację w nadzwyczajne, angażujące wiele zmysłów wydarzenie w czasie rzeczywistym, które jest czymś więcej niż przyciągającym turystów folklorem. Istota sprawy polega bowiem na wspólnym przeżywaniu doświadczeń w konkretnym miejscu i czasie. Coś w tym jest, np. Noc Muzeów wyciąga tłumy z domów, również modne stało się wspólne oglądanie meczów, ale także uliczny sylwester.
Nie chcę tu wspominać o najmodniejszym polskim temacie, ale w staniu po kilkanaście godzin w kolejce do Pałacu Prezydenckiego po katastrofie smoleńskiej też można dopatrywać się efektów tego zjawiska. Im więcej kupujemy w internecie, pracujemy i komunikujemy się wirtualnie, tym bardziej ujawnia się potrzeba prawdziwej przestrzeni. Można więc powiedzieć, że nasza natura ludzka sama reguluje procesy zachodzące w niej pod wpływem zmian technologicznych. Patrzę więc z dużym optymizmem w przyszłość i nie obawiam się, że za kilka lat zawładną nami roboty. A nasze dzieci w sieci będą po prostu żyć inaczej.

wtorek, 12 października 2010

Kompleksy Marilyn Monroe czyli trociny w trzewiach

"Dlaczego mnie to tak męczy? Czemu uważam się za człowieka mniej wartościowego od innych?" - kto napisał te słowa i usiłował zagłuszać odpowiedź na nie alkoholem i barbituranami? Ni mniej ni więcej tylko najpiękniejsza kobieta świata, symbol seksu dwudziestego wieku, Marilyn Monroe. Najpierw we Francji i Hiszpanii ukaże się książka w której zebrano notatki Marilyn, zapiski , wiersze, listy spraw do załatwienia i korespondencją, którą znaleziono w jej willi w Los Angeles. Z tej książki pochodzi opis snu aktorki. Lee Strasberg - jej najbliższy powiernik i nauczyciel sztuki aktorskiej - operuje ją i szuka czegoś w jej trzewiach. Sama nie wie, czego. Wreszcie znajduje: trociny. Jest przerażony. Tak wiele oczekiwał, więcej niż u każdego innego śmiertelnika, a tymczasem nic tam nie było.
Filmoznawcy i badacze biografii Monroe już dawno zauważyli, że źródłem jej charyzmy nie był bynajmniej urok blondynki, ale napięcie między jej wyglądem i niepewnością. Kompleksy ją niszczyły, ale także były siłą napędową.

niedziela, 10 października 2010

Dwa Kościoły? Dzień Papieski i marsz na Pałac Prezydencki

Dzisiaj mamy Dzień Papieski, cały dzień dzieci zbierały pieniądze na stypendia dla ubogich a zdolnych uczniów, wieczorem na Palcu Zamkowym o 20.00 zaczął się koncert papieski. Wśród widzów byli biskupi, księża, zakonnice. Nota bene te ostatnie świetnie bawiły się wraz z rapującym czarnoskórym piosenkarzem. W tym samym czasie w katedrze na Starym Mieście na mszy o 19.00 pojawiły się tłumy z krzyżami, zniczami i antyrządowymi transparentami. Około 21.00 kilkutysięczny tłum przeszedł z katedry do pałacu omijając Plac Zamkowy i papieski koncert.
Nad głowami koncertowej publiczności ktoś rozwinął transparent z napisem "Santo Subito", tamci nieśli transparent "Zbrodnia Katyńska, zbrodnia smoleńska", "Rządzą nami chłoptasie" i inne w podobnym tonie. Dlaczego piszę o dwóch kościołach, bo to moim zdaniem niedobrze, że biskup warszawski Kazimierz Nycz, który siedział na widowni koncertu nie potrafił tak zorganizować tego dnia, żeby jednak nie dzielić wiernych. Wiadomo było, że dzisiaj mija pół roku od katastrofy smoleńskiej i można było się spodziewać nie pierwszego zresztą marszu z katedry na Pałac Prezydencki. Jestem przekonana, że wiele osób uzna ustawienie sceny na Placu Zamkowym za celowe działanie by utrudnić przejście, a sam koncert za niestosowny. Kościół w Polsce ma coraz więcej problemów, chociażby ujawnienie dziwnych praktyk stosowanych przez Komisję Majątkową. I raczej nie widać wśród hierarchów ochoty na przewodzenie antyrz ądowym demonstracjom. A do takiej roli Kościoła w Polsce wiele starszych osób jest mocno przywiązanych.
Z drugiej strony jest Palikot, który w swoim stylu ("biskupie brzuchy"), optuje za usunięciem z polityki przedstawicieli Kościoła i ten argument zyskał wielki poklask. Jak przywódcy kościelni wywikłają się z polityki nie wiem, wiem natomiast, że bardzo przydałby się kapłan formatu kardynała Wyszyńskiego. Ale jest i inny Kościół w Polsce, ten mnie bliższy z mszami dla rodzin podczas , których dzieci biegają po świątyni przez nikogo nie karcone a matki z maleństwami na rękach śpiewają w kościelnym zespole. Jestem pewna, że te dzieci będą chciały chodzić do kościoła. A "krzyżowcy" też maja prawo do swojego sposobu modlitwy, bo sposobów jest wiele i jeśli godzimy się na wielką różnorodność świata, zachowań, przekonań - to wypada się zgodzić na różnorodność w Kościele. Polska ma jeden silny Kościół w odróżnieniu np. od Stanów Zjednoczonych, gdzie działa ich wiele.
Nie są to sprawy bez znaczenia dla człowieka wierzącego, myślącego i wątpiącego. Wiara bez refleksji intelektualnej jest wygodna, ale uboga. Mnie ostatnio pochłania dylemat czym jest Niebo. Czy miejscem w którym otrzymamy to czego nam w tym życiu ziemskim nigdy nie udało się osiągnąć? Chyba nie dostaje mi wyobraźni, bo przecież Niebo nie może być zastawione Maybachami:)