sobota, 26 września 2015

Debata oksfordzka w Teatrze Polskim o sztucznej inteligencji

Debata oksfordzka naśladuje polemiki w brytyjskim parlamencie. W Teatrze Polskim debata nad tezą "Sztuczna inteligencja zniszczy ludzkość" była jak najbardziej zgodna z definicją. Panowie pogadali, panie podsumowały i jak to w parlamencie rozeszli się do bufetu na darmowy kieliszek wina i przekąskę.
Performer, artysta parateatralny (tak go prezentują organizatorzy spotkania czyli Towarzystwo Absolwentów Oxford i Cambridge oraz Polskie Radio RDC) Rafał  Betlejewski zaprezentował się w stylizacji Davida Beckhama, na szczęście pozostali uczestnicy byli przynajmniej na oko sobą. Odmieniona  prof. Magdalena Fikus świetnie się prezentowała w czerwonej sukni. Z drugą ekspertką prof. medycyny  Iwoną-Grabską-Liberek prezentowały się niczym flaga narodowa, co pani profesor Fikus zauważyła publicznie z właściwym sobie poczuciem humoru. To tyle  celebryckiego opisu debaty.  Wynik debaty - większość uczestników stwierdziła , że nie zgadza się z  tezą: Sztuczna inteligencja zniszczy ludzkość.
Dyskutanci, którzy byli za tezą (dr Stanisłąw Bajtlik, dr Piotr Bilski, Wiktor Niedzicki) bronili swego stanowiska różnymi argumentami. Dr Bajtlik sięgnął nawet do Homera i przypomniał złote psy, które pilnowały zamku króla a które nie musiały spać i jeść - wniosek to były maszyny. No i tak sięgając do literatury, filmu, gier komputerowych i oczywiście Stanisława Lema panowie porozmawiali w formacie oksfordzkim. Było kilka ciekawych spostrzeżeń, np. nie wiemy jak będzie wyglądać sztuczna inteligencja. Możliwe jest stworzenie inteligencji sztucznej choć nie takiej jak ludzka. Tak jak człowiek skonstruował samolot a on nie lata jak ptak.
Rafał Betlejewski, dr Jakub Radoszewski i dr Janusz Wiśniewski, którzy byli przeciw tezie, zgodnie uważają, że sztuczna inteligencja silna, w odróżnieniu od słabej która już jest, czego przykład poniżej, nie powstanie. Nie bardzo rozumiem więc cel ich udziału w tej dyskusji, skoro czegoś nie ma i nie będzie to po co się tego bać i zastanawiać się nad tym:)? Rafał Betlejewski prowadzi w RDC program, Science Frikszyn; dr Wiśniewski napisał "S@motność w sieci" i parę innych książek - znaczy celebryci - potrafią rzucić celny bon mot (dlaczego bać się sztucznej inteligencji a nie inteligentnych kobiet - to złota myśl pana Betlejewskiego). Nie mam takiego wytłumaczenia dla trzeciego członka zespołu za tezą.
Profesor Magdalena Fikus jako członek loży, opowiedziała się przeciw tezie argumentując, że ona wierzy w mądrość ewolucji gatunku ludzkiego, która poradzi sobie i z tym problemem: ewolucja wygra ze sztuczną inteligencją - stwierdziła z przekonaniem. Bliski mi jest ten pogląd, tylko ja nadaję mu wymiar religijny. Wierzę, że Bóg nie daje człowiekowi zadań, których on nie może udźwignąć,  i tę zasadę odnoszę do świata a więc i ludzkości. Poradziliśmy sobie z wieloma wyzwaniami, czasami potwornymi jak II wojna światowa, nie doprowadziło to jednak do zniszczenia ludzkości a poznania ciemnej strony człowieka.
Radzimy sobie gorzej lub lepiej ze skutkami niezdrowego jedzenia, nadmiaru chemii itp. ale to nas nie zabija w sensie totalnym. W  ciągu 20 lat komputery i komórki odmieniły nasze codzienne życie i z entuzjazmem przyjmujemy te zmiany. Skąd więc strach przed sztuczną inteligencją? Pewnie boimy się, że to co stworzymy będzie od nas mądrzejsze, lepsze i nas zniszczy? Zawsze warto się bać, tak jak baliśmy się pluskwy milenijnej, świńskiej grypy i paru innych medialnych zdarzeń, w tle zawsze były duże dochody jakiegoś koncernu i o tym warto pamiętać.
Oczywiście nie można udawać, że problemu nie ma, bo jest jak w przypadku właściwie większości badań dotykających istoty człowieczeństwa, natomiast dzisiaj jesteśmy kompletnie bezradni w dyskusjach, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.  Dyskutujący naukowcy ciągle pytają o definicje: co to jest inteligencja, co to jest pamięć itd. itp. Nie pracuję naukowo i nigdy nie pracowałam, mogę się domyślać, że takie popularyzatorskie przedsięwzięcia jak Festiwal Nauki wymagają innego dyskursu niż czysto akademicki, ale bezradność albo inaczej nieadekwatność narzędzi badawczych chyba staje się problemem. Z drugiej strony sposób finansowania nauki sprawia, że naukowcy muszą się bawić w celebrytów a to nie każdy potrafi.
                                          Debata oksfordzka właśnie się zakończyła.

A życie przynosi ciekawe informacje.  Michał Budzyński na portalu naTemat podał za Bloombergiem informację o otwarciu inteligentnego budynku. "The Edge ma być prawdziwie inteligentnym budynkiem. Wie, gdzie mieszkasz. Wie, jakim samochodem jeździsz. Wie, jaką pogodą lubisz najbardziej. Wie, iloma łyżeczkami słodzisz kawę. „Edge” – to prawdopodobnie najmądrzejszy biurowiec świata". Wybudowany w Amsterdamie biurowiec ma  wykorzystywać nowe technologię do zwiększenia wydajności pracowników, a także do poprawy komfortu pracy w biurze. Inteligentny budynek ściśle współpracuje z mobilną aplikacją opracowaną na specjalne zamówienie głównego najemcy biurowca – firmy konsultingowej Deloitte. Bez smartfonu nie można bowiem w „Edge” pracować.Telefonu używa się tam do wszystkiego: umówienia się na spotkania, regulacji klimatyzacji czy planowania treningu na firmowej siłowni. To jednak tylko próbka możliwości aplikacji obsługującej „Edge”. Specjalny program kontroluje bowiem pracowników na każdym kroku. Rano apka sprawdza harmonogram dnia pracowników i decyduje, jakie miejsce pracy będzie im potrzebne do najlepszego wykonywania obowiązków – czy biurko, czy sala konferencyjna. W „Edge” nikt nie ma przypisanego na stałe miejsca.

Po przyjeździe do pracy nikt nie musi męczyć się z programowaniem ekspresu, żeby zrobić sobie ulubioną kawę – aplikacja pamięta bowiem preferencje każdego pracownika i wysyła do maszyny odpowiedni komunikat. Dzięki aplikacji  można wybrać nawet danie na kolacje, a torba ze składnikami niezbędnym do przygotowania potrawy będzie czekała na pracownika przy wyjściu z budynku. Niektórzy uważają amsterdamski budynek za przerażający, inni za niesamowity. Jedno jest niemal pewne – tak będą wyglądały za kilka lat wszystkie biurowce". A mnie ta wizja się podoba. Całe życie nie do końca mogłam przewidzieć co będę robić i gdzie danego dnia i dzisiaj też tak jest, nigdy nie wiem gdzie będę siedziała i o czym rozmawiałą:). No a ta torba z produktami na kolację to absolutny hit.


Mural w Częstochowie

Byłam z coroczną prywatną pielgrzymką w Częstochowie. Na stałej trasie czyli Aleji NMP pojawił się fantastyczny mural, co pilnie uwieczniłam. Pielgrzymka była bardzo udana, bo miałam za co dziękować.

niedziela, 20 września 2015

Matematyka jest jak dobra impreza, nikt jej nie ogarnia

"Po co komu matematyka" - taki tytuł miała dzisiejsza debata XIX Festiwalu Nauki, ale szybko przerodziła się w dyskusję o matematyce w szkole a to za sprawą chyba najciekawszej panelistki prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej. Pani profesor jest pedagogiem i autorką skutecznych  programów   oraz  metod  wspomagających dzieci w ich rozwoju umysłowym wraz z  edukacją matematyczną w przedszkolu i w pierwszym roku szkolnego nauczania. Jej diagnoza jest z badań prowadzonych wśród dzieci szkolnych i przedszkolnych jest niepokojąca, zwłaszcza w kontekście słabości naszej gospodarki pod względem innowacyjności. Z jej  badań wynika, że wśród 6-latków, co szóste dziecko wykazuje predyspozycje do nauki matematyki, natomiast wśród 8-latków już tylko co ósme. Badania w szkole prowadzone były w kwietniu i ten niezamierzony badawczo fakt okazał się mieć duże znaczenie dla wyników. Po 8 miesiącach nauki dzieci jakby utraciły chęć i  naturalną ciekawość. Co się stało, profesor tłumaczyła na przykładzie: dziecko w przedszkolu pochwaliło się, że umie liczyć do 159. Przedszkolanka pochwaliła je i poprosiła, żeby nauczył liczyć młodszą koleżankę z grupy. Dziecko było zachwycone a pani przedszkolanka miała spokój przez dłuższy czas, bo dzieci znakomicie się bawiły. A co to samo dziecko usłyszy w pierwszej klasie: do 10 to będziemy liczyć w grudniu a do 159 w drugiej klasie. 
Teza: szkoła szkodzi?! Niezupełnie, ale faktem jest, że programy są przygotowywane dla średniego ucznia. Potrzebne są więc mechanizmy pozwalające na rozwijanie zdolności tych najlepszych. I zrobienie tego nie jest wcale proste a doświadczyłam tego na własnej skórze w liceum. Mieliśmy w klasie jednego wybitnie zdolnego matematyka i równie zdolnego nauczyciela matematyki. Panowie prowadzili ze sobą lekcje przez cztery lata a cała reszta coś tam łapała. W efekcie na trzy miesiące przed maturą prawie cała klasa poszła na korepetycje do innej nauczycielki tej samej szkoły. Maturę zdaliśmy, ale mnie dopieszczanie jednego ucznia przeszkodziło w wyborze kierunku studiów innego niż humanistyczny. Historia ta jest o tyle smutna, że matematyczny geniusz rozstał się z życiem w bardzo młodym wieku. 
Poprawianie nieprzemyślane, nie tylko szkoły, przynosi niezamierzone skutki, jak chociażby falę uchodźców z Syrii. 
Dodam, że obecnie pani profesor prowadzi badania wśród dzieci upośledzonych poszukując wśród nich szczególnie uzdolnionych matematycznie i to jest bardzo ciekawy pomysł podyktowany faktem, że wielu wybitnych naukowców było osobami niepełnosprawnymi na różny sposób.