wtorek, 27 października 2015

Ewa @ Przyjaciele zdrapani z szyby

PiS otworzył 11 października w Warszawie lokal "Ewa i Przyjaciele". Zamiarem pomysłodawców akcji było
przypomnienie wyborcom o aferach, w jakich uczestniczyli politycy PO i PSL w ciągu ośmiu lat sprawowania rządów.
Dzisiaj wieczorem, kiedy wracałam ul. Miodową z różańca ekipa młodych ludzi likwidowała lokal. Koniec wyborczego karnawału. Początek nowej rzeczywistości. Dzisiaj do KGHM-u weszło ABW. Akcje spadły pod koniec sesji o 2 proc. Jutro może być więcej. Niedawno CBA odwiedziło medialnie GPW. Komuś zależy na psuciu wizerunku naszych firm.

Czy pani Szydło wystarczy tego, że będzie chcieć, by być dobrym premierem?

Komentatorzy rozkładają na czynniki pierwsze wyniki wyborów. Wielu powtarza, że sukces PiSu to wynik tego, że w ludziach PiSu było tak wiele energii, chęci do działania. W przeciwieństwie do PO. Trudno nie zgodzić się z tą tezą. Dało się to zauważyć już w czasie kampanii przed wyborami do europarlamentu. Pamiętam jak na kilka dni przed wyborami na ulicach Warszawy pojawili się z ulotkami ludzie PO. Wyglądali jak postawieni pod przymusem, obrażeni że oni ważni, rządzący mają umizgiwać się do tego motłochu co to chodzi po ulicach a nie śmiga swoimi suwami.
No ale to już przeszłość.
Dzisiaj zastanawiam się nad czym innym: czy tak jak Tusk zrobił krzywdę Ewie Kopacz obarczając ją funkcją która ją przerastała od początku, czy ten sam los czeka Beatę Szydło? Nie jestem w stanie dostrzec w niej cech, które powinien mieć premier w dzisiejszych czasach. Chciałabym się mylić, ale różnica klasy politycznej między Kaczyńskim a Szydło w czasie wieczoru wyborczego była bardzo widoczna. Czy Kaczyński w roli nadpremiera a i nadprezydenta da radę? Hasło PiS-u "damy radę" chyba nie dotyczyło tego.
Zajrzę do tego postu za rok.
PS. Dobry smak tracą nawet tacy jak Daniel Passent. Dzisiaj w swojej  audycji w TOKFM pozwolił sobie na uwagę: proszę porównać jak wygląda nowa para prezydencka! Przedtem wspomniał, o zaniedbaniu się ludzi PO, ich nadwadze. Oj fe. Wcześniej to nie przeszkadzało.

poniedziałek, 26 października 2015

Ile można kupić półlitrówek alkoholu za 500 zł?

Ile można kupić półlitrówek alkoholu za 500 zł? Nie bardzo wiem, ale pewnie na kilkanaście wystarczy.
Kiedyś  w Polsce stały się modne rodziny zastępcze. Miały być alternatywą dla domów dziecka. Niektóre były, ale wiele z nich stało się tylko sposobem na zarabianie pieniędzy. Przypomniałam sobie o tym kiedy zastanawiam się nad celowością dodatków na drugie i następne dzieci. Pomysł sam w sobie nie budzi mojego sprzeciwu. Dlaczego nie dopłacać rodzicom, którzy podejmują trud wychowywania dzieci. Ale jak się zabezpieczyć przed możliwymi patologiami, kiedy dzieci będą postrzegane jako źródło dochodu? Czy te dodatki nie spowodują, że najuboższe rodziny stracą dodatki z opieki społecznej? Czy najbogatsi nie będą brać tych zasiłków trochę kpiąc, bo na pewno niewielu zrezygnuje z nich dobrowolnie. Zawsze jest kłopot przy takich projektach z tymi, którzy plasują się na granicznych pozycjach. Mam nadzieję, że mądrzejsi ode mnie ludzie przewidzą rozwiązania.

Dlaczego Kaczyński mnie wzruszył

Wieczór wyborczy, 25 października, tuż po 21.00. Znamy wyniki exit polla. Nie ma wątpliwości - PiS wygrywa wybory zdecydowaną przewagą.
- Panie prezydencie, melduję wykonanie zadania -  mówi Jarosław Kaczyński  przypominając słynne przemówienie Lecha Kaczyńskiego z 2005 roku po wygranych wyborach prezydenckich. 10 lat po tamtym wydarzeniu wspomniał swojego tragicznie zmarłego brata, ale również innych polityków, którzy zginęli w Smoleńsku. - Wnieśli ogromny wkład w pracę naszego środowiska. To niezwykłe zwycięstwo polskiej demokracji.
Kaczyński wzruszył mnie w tym momencie, był tak autentyczny w swojej radości, spełnił testament-obietnicę, którą zapewne złożył sobie nad grobem brata. To była wielka motywacja do działania.
Czy Kaczyński sobie teraz odpuści, uzna, że on wypełnił swoje zadanie i czas odpocząć, czy rzuci się z jeszcze większa werwą w wir tym razem rządzenia państwem - nie wiem. Chociaż diaboliczny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy kiedy apelował by nie kopać przegranych, podpowiada odpowiedź na to pytanie.
Czy ta motywacja Kaczyńskiego, wystarczy do racjonalnego rządzenia państwem? Boję się, ale jednocześnie, choć nie byłam wyborcą który oddał na niego głos, by okazał się równie zręczny w rządzeniu Polską.

czwartek, 22 października 2015

Poszłam na Zandberga


Dziś w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (zawsze mnie ta nazwa śmieszy) odbyła się warszawska debata przedwyborczej akcji radia TOK FM Usłysz Swojego Posła. Debatowali "starzy wyjadacze polityczni" czyli Katarzyna Piekarska, Zjednoczona Lewica, Łukasz Abgarowicz, Platforma Obywatelska, Małgorzata Gosiewska, Prawo i Sprawiedliwość  oraz dwóch "nowych": Adrian Zandberg z Razem i Adam Kądziela z Nowoczesnej Ryszarda Petru. Jak debatowali, to widać na zdjęciu.
Poszłam na Zandberga. Po wtorkowej debacie i środowym zalewie informacji o nim w mediach, zaintrygował mnie na tyle, że poszłam by zweryfikować osobiście to co mi przekazali inni czyli dziennikarze.
Na początek kandydaci odpowiadali na pytania zadawane przez TOKFM warszawianom. Ten etap dyskusji podsumował celnie jeden z gości debaty: parkowanie związków partnerskich na chodnikach przed elektrownią atomową - za co dostał brawa. Dlaczego moje mądre radio wymyśliło tak głupie pytanie nie wiem. No bo niby dlaczego sejm ma się zajmować parkowaniem samochodów na chodnikach - nie wiem. W temacie podróżniczym posłanka Gosiewska przejechała się po jakości komunikacji miejskiej w Warszawie. Jak niepyszna usłyszała ripostę Zandberga, żeby wysiadła z poselskiej limuzyny i przejechała się metrem, tramwajem czy autobusem i nie plotła głupot.
Nie pomogli jej klakierzy, zresztą od pierwszej chwili zdefiniowani przez publiczność. I właściwie ci klakierzy byli najciekawsi. Obejrzenie kuchni wyborczej przez tzw. lud niejednego by wyleczyło z naiwnej wiary w polityków. Otóż pani posłanka Gosiewska z Prawa i Sprawiedliwości przyprowadziła ze sobą około 15-20 uczniów liceów lub początkujących studentów. Przywódca tejże grupy kazał zrobić im listę obecności, kiedy pytali po co, wyjaśnił bo będą nagrody. Niektórzy dostali kartki z pytaniami, które mają zadać.
Tak uczymy młodzież  samodzielnego myślenia, zaangażowania w pracę dla własnego kraju. A w telewizji  widać tylko wiwatującą młodzież na cześć liderek-robotów (Kopacz, Szydło). Zapisywania się na listę klakierską nikt nie pokaże.
Teatr wyborczy ma swoje prawa, od tego są zawodowi pijarowcy. Po co więc deprawować politycznie młodzież pod szyldem Prawa i Sprawiedliwości? Posłanka Gosiewska z oburzeniem mówiła o zatrudnianiu dzieci przy polowaniach. A ja nie wiem co gorsze: naganka myśliwska czy wyborcza!? Dulszczyzna wylazła z pani posłanki.
Skoro już poszłam na Zandberga, to oczywiście posłuchałam go i obejrzałam. Jest mniejszy niż się wydawał w telewizji. No i już nie błyszczał tak jak na debacie liderów. Jednak tamto tło robiło swoje. Znacznie lepiej wypadł Adam Kądziela ze stajni Ryszarda Petru. Młody człowiek, jeszcze student, ujął mnie tym, że umiał powiedzieć "nie wiem" zamiast pleść trzy po trzy. Starczy na dzisiaj , ale przez to pisanie zgubiłam trochę emocji. Chciałoby się powiedzieć: ciągnie wilka do lasu. Miło, jeśli można to robić tylko z własnej chęci  i to jest urok emerytury. PS. Właśnie weszłam na konto w banku i ze zdumieniem stwierdziła, że emerytura już jest, wcześniej, bo zawsze jest 24 dnia miesiąca. Dobrze jest poprawić nastrój wyborcy.

środa, 21 października 2015

Dlaczego czar Zandberga prysł

Już ułożyłam sobie wszystko w głowie. A więc. Spodobał mi się Adrian Zandberg - był nowy, dla mnie, świeży, mówił niewyuczone zdania. Wyluzowany. Trzeba dać szansę młodym. Pewna naiwność tego co mówił może okazać się siłą. Stara opowieść o dziecku, któremu dano do przecięcia wielki diament, bo żaden szlifierz by tego dobrze nie zrobił, znając cenę kamienia, jest nadal aktualna. Zadowolona z podjęcia decyzji, trochę śmiejąc się z siebie, że padłam ofiarą debaty - po raz pierwszy w życiu - zajrzałam jednak do internetu, na stronę partii Razem i na inne portale, które postanowiły opowiedzieć nam kim jest nieznany nikomu Adrian Zandberg. No i czar prysł.
Skojarzyłam  też , że to o nim wspominał mój syn, kiedy rozmawialiśmy o tym na kogo głosować. Mówił, że kandyduje jakiś informatyk, ale ma kiepską stronę internetową partii. Niby żaden argument, ale... Przed którymiś wyborami poszłam na wiec Korwina-Mikke. Jak zobaczyłam chaos organizacyjny na nim panujący, doszłam do wniosku, że nie są to ludzie którym chciałabym powierzyć rządzenie  moim krajem. Niby żaden argument, ale...
Ile osób z tych ponad 6 mln, które oglądały debatę uległo urokowi Zandberga, to się okaże po wyborach.
A oto co wyczytałam na portalach:  Adrian Zandberg urodził się w 1979 roku w duńskim Aalborgu. Jego rodzina wyjechała z Polski w 1967 roku, a wróciła pod koniec lat 80. Wychowywał się w zamożnej klasie średniej. Matka była prawniczką w kancelarii Senatu, ojciec biznesmenem. Zandberg z wykształcenia jest doktorem historii (zajmował się historią ruchu robotniczego). Studiował też prawo, ale nie skończył tego kierunku. Pracuje jako programista. Prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, wykonuje prace dla amerykańskich firm z branży IT. Jako programista pracuje również w Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych (gdzie rektorem jest ojciec Barbary Nowackiej).
Ma wcześniejsze  doświadczenia z polityką. Zaczynał w Federacji Młodych Unii Pracy. 15 lat temu współpracował z Piotrem Ikonowiczem. Potem wraz z grupą działaczy odszedł z FMUP, by założyć Młodych Socjalistów – organizację skupiającą młodych ludzi o lewicowych przekonaniach. Wcześniej próbował już walczyć w wyborach. W 2009 roku Młodzi Socjaliści chcieli wystartować jako Polska Partia Socjalistyczna w wyborach do Parlamentu Europejskiej. Zarejestrowali jednak listę tylko w jednym okręgu. 
Zdaniem politologa Rafała Chwedoruka, pech Zandberga polega na tym, że na lewicę w Polsce głosują głównie ludzie około 50-60 roku życia. Oznacza to, że Partia Razem w wyborach prawdopodobnie wcale nie zaszkodzi Zjednoczonej Lewicy. - (Partia Razem - red.) to jest alternatywa dla polityki protestu, polityki sprzeciwu, choć Zandber nie jest antysystemowy, on nie chce wywracać systemu, on chce tylko skłonić system do sensowej pracy - argumentował Jacek Żakowski, publicysta. Podczas debaty zaskoczył wszystkich. Kim jest Adrian Zandberg Wielu ocenia, że... czytaj dalej » Zdaniem ekspertów, popularność Partii Razem może zabrać głosy ruchowi Kukiz'15 lub Nowoczesnej. - Nikt nie czyta programu Ryszarda Petru, nikt nie czyta programu Ewy Kopacz czy Beaty Szydło, tylko po prostu orientują się na osobę - ocenił Annusewicz. Młody aktor Wtorkowa debata nie jest jednak dla Zandberga telewizyjnym debiutem. Po raz pierwszy wystąpił na ekranie 30 lat temu w serialu "Ballada o Januszku". 36-letni Zandberg jest członkiem zarządu krajowego powstałej w maju 2015 roku Partii Razem. Na stronie ugrupowania pisze, że "rodzice przywieźli go trzydzieści lat temu do Polski z Danii". To lider warszawskiej listy Partii Razem. Jest doktorem nauk humanistycznych. Jego praca dotyczyła brytyjskiej i niemieckiej lewicy socjaldemokratycznej. Z zawodu jest programistą i wykładowcą. W przeszłości był związany z Unią Pracy, przewodniczył młodzieżówce tej partii. Jak pisze na stronie partiarazem.pl, odszedł po tym, jak ta związała się z SLD. Tworzył później stowarzyszenie Młodych Socjalistów. (http://www.tvn24.pl)
Zdaniem politologa Rafała Chwedoruka, pech Zandberga polega na tym, że na lewicę w Polsce głosują głównie ludzie około 50-60 roku życia. Oznacza to, że Partia Razem w wyborach prawdopodobnie wcale nie zaszkodzi Zjednoczonej Lewicy. - (Partia Razem - red.) to jest alternatywa dla polityki protestu, polityki sprzeciwu, choć Zandber nie jest antysystemowy, on nie chce wywracać systemu, on chce tylko skłonić system do sensowej pracy - argumentował Jacek Żakowski, publicysta. Podczas debaty zaskoczył wszystkich. Kim jest Adrian Zandberg Wielu ocenia, że... czytaj dalej » Zdaniem ekspertów, popularność Partii Razem może zabrać głosy ruchowi Kukiz'15 lub Nowoczesnej. - Nikt nie czyta programu Ryszarda Petru, nikt nie czyta programu Ewy Kopacz czy Beaty Szydło, tylko po prostu orientują się na osobę - ocenił Annusewicz. Młody aktor Wtorkowa debata nie jest jednak dla Zandberga telewizyjnym debiutem. Po raz pierwszy wystąpił na ekranie 30 lat temu w serialu "Ballada o Januszku". 36-letni Zandberg jest członkiem zarządu krajowego powstałej w maju 2015 roku Partii Razem. Na stronie ugrupowania pisze, że "rodzice przywieźli go trzydzieści lat temu do Polski z Danii". To lider warszawskiej listy Partii Razem. Jest doktorem nauk humanistycznych. Jego praca dotyczyła brytyjskiej i niemieckiej lewicy socjaldemokratycznej. Z zawodu jest programistą i wykładowcą. W przeszłości był związany z Unią Pracy, przewodniczył młodzieżówce tej partii. Jak pisze na stronie partiarazem.pl, odszedł po tym, jak ta związała się z SLD. Tworzył później stowarzyszenie Młodych Socjalistów. (http://www.tvn24.pl)
Zdaniem politologa Rafała Chwedoruka, pech Zandberga polega na tym, że na lewicę w Polsce głosują głównie ludzie około 50-60 roku życia. Oznacza to, że Partia Razem w wyborach prawdopodobnie wcale nie zaszkodzi Zjednoczonej Lewicy. - (Partia Razem - red.) to jest alternatywa dla polityki protestu, polityki sprzeciwu, choć Zandber nie jest antysystemowy, on nie chce wywracać systemu, on chce tylko skłonić system do sensowej pracy - argumentował Jacek Żakowski, publicysta. Podczas debaty zaskoczył wszystkich. Kim jest Adrian Zandberg Wielu ocenia, że... czytaj dalej » Zdaniem ekspertów, popularność Partii Razem może zabrać głosy ruchowi Kukiz'15 lub Nowoczesnej. - Nikt nie czyta programu Ryszarda Petru, nikt nie czyta programu Ewy Kopacz czy Beaty Szydło, tylko po prostu orientują się na osobę - ocenił Annusewicz. Młody aktor Wtorkowa debata nie jest jednak dla Zandberga telewizyjnym debiutem. Po raz pierwszy wystąpił na ekranie 30 lat temu w serialu "Ballada o Januszku". 36-letni Zandberg jest członkiem zarządu krajowego powstałej w maju 2015 roku Partii Razem. Na stronie ugrupowania pisze, że "rodzice przywieźli go trzydzieści lat temu do Polski z Danii". To lider warszawskiej listy Partii Razem. Jest doktorem nauk humanistycznych. Jego praca dotyczyła brytyjskiej i niemieckiej lewicy socjaldemokratycznej. Z zawodu jest programistą i wykładowcą. W przeszłości był związany z Unią Pracy, przewodniczył młodzieżówce tej partii. Jak pisze na stronie partiarazem.pl, odszedł po tym, jak ta związała się z SLD. Tworzył później stowarzyszenie Młodych Socjalistów. (http://www.tvn24.pl)

poniedziałek, 19 października 2015

Szydło - Kopacz czyli jednak PiS oraz zaskoczenie Adrianem Zandbergiem

Debatę Szydło-Kopacz, nie wiem dlaczego nazywaną programem publicystycznym wygrała moim zdaniem Beata Szydło. Jej wieje wiatr w żagle. Jeszcze lepsza była po debacie, czekałam tylko kiedy krzyknie "pomożecie". Premier Kopacz po debacie rozmawiała z dziennikarzami łamiącym się głosem. Współczuję kobiecie. Chociaż sama dała się wrobić w to premierowanie. Zobaczę co jutro pokażą wszyscy leaderzy o ile pozwoli mi mój laptop, bo dzisiaj rwało ale to raczej wina TVP.info a może zbyt wiele osób wyrzuciło telewizory tak jak ja.
Obejrzałam debatę liderów i niestety udało mi się zasnąć w pewnym momencie, ale jak dla mnie najciekawszy był lider partii "Razem" Adrian Zandberg. Nie znałam człowieka, ale robi wrażenie. Natomiast blado wypadł mój faworyt czyli Ryszard Petru. No to znowu mam o czym myśleć przed niedzielą. Zwłaszcza że PiS, ustami pani Szydło, zwanej przez niektórych Dłuto, zapowiada zniesienie podatku od KGHM! A tym jestem osobiście zainteresowana, bo przydałaby się lepsza dywidenda, no i cena akcji też może ruszyć w górę.
Ta zapowiedź to niechybny znak, że biznes już wybrał nowy rząd. Jest coraz ciekawiej.

środa, 14 października 2015

Deja vu czyli prokuratura wkroczyła do GPW

Agenci CBA weszli do warszawskiej giełdy i Ministerstwa Skarbu. Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zabezpieczyli dokumentację w Ministerstwie Skarbu i na Giełdzie Papierów Wartościowych na polecenie warszawskiej  Prokuratury Apelacyjnej. Akcja ma związek z zabezpieczaniem dokumentacji w Ministerstwie Skarbu Państwa i na Giełdzie Papierów Wartościowych w śledztwie ws. nieprawidłowości przy prywatyzacji Ciech SA. 
Taki komunikat słyszę co kilkanaście minut w moim ulubionym TOK FM.  Może mam fobię, ale przypomina mi to jako żywo lata 2006 -7, kiedy człowiek budził się rano był  i  pewien, że usłyszy o nowej aferze i zatrzymaniach. No, ale to tylko deja vu  bo śledztwo w sprawie Ciechu trwa od kilku miesięcy.
Jak można wyczytać w komunikatach prasowych śledztwo dotyczy "niedopełnienia ciążących obowiązków i nadużycia udzielonych uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez osoby zobowiązane do zajmowania się sprawami majątkowymi Skarbu Państwa w związku ze zbyciem przez Skarb Państwa zbycia  na publiczne wezwanie KI Chemistry z grupy Kulczyk Investments 37,9 proc. akcji Ciech SA za kwotę nie mniejszą niż 619 mln zł, czym wyrządzono państwu szkodę majątkową w wielkich rozmiarach". 
Tylko dlaczego na 10 dni przed wyborami CBA weszło na giełdę? To się nazywa naiwne pytanie

poniedziałek, 12 października 2015

Kibice piłkarscy mają się lepiej niż kibice polityczni

Lubię mecze na Narodowym. Nie to, żebym na nie chodziła czy je oglądała w telewizji. Nie znam się kompletnie na piłce nożnej, siatkowej czy innej ale coraz bardziej lubię kibiców. Na dwa dni przed meczem warszawski Trakt Królewski ożywa. Wędrują po nim kibice, ostatnio z Irlandii - ludzie wyluzowani na lekkim rauszu, weseli. Polacy im zaczynają dorównywać. Przystrojeni w narodowe szaliki i czapki, całe rodziny paradują na kilka godzin przed meczem, śpiewają, pohukują na wuwuzelach.
Przy okazji trochę ludzi zarobi, "na patelni" sprzedając szaliki i malują twarze dwukolorową  szminką.
Ale  nie o zarabianiu na kibicach tym razem. W ogóle nie o pieniądzach. Mecz Polska-Irlandia obejrzało ponad 10 mln ludzi. Dużo. Co ich przyciąga? Na pewno miłość do piłki nożnej, ale może również chęć uczestniczenia we wspólnym narodowym wydarzeniu o jednoznacznym wymiarze. Albo wygramy, albo przegramy. No może być jeszcze remis. Ale reguły są zdefiniowane.
W przeciwieństwie do wszelkich wydarzeń w życiu publicznym. Ostatni festiwal przedwyborczych absurdów może zmęczyć najwytrwalszych politycznych kibiców. Należałam do nich. Tym razem jak to się mówi wymiękłam. Nie czytam, nie słucham, nie oglądam - czekam co z tego wyniknie. Jest pewien kłopot z taką postawą - za dwa tygodnie są wybory i trzeba na kogoś zagłosować. Trzeba, bo to nasz obywatelski obowiązek - brzmi to górnolotnie, ale tak jest naprawdę. Jestem w nie najgorszej sytuacji, bo mam pewną wiedzę o polskiej scenie politycznej, która pozwala mi zagłosować świadomie. Jak się pomylę, będę miała do siebie pretensję.
Ale ciągle nie widzę, osoby która potrafiłaby zjednoczyć Polaków wokół dobrych projektów na budowanie przyszłości kraju. Specjalista od ciepłej wody to za mało... Może  Ryszard Petru... dobrze prezentuje się na przystankowym bilbordzie. Przynajmniej z przyjemnością sobie popatrzę. W sieci Petru jest obśmiewany, nazywają go  “Swetru” i zarzucają, że reprezentuje bogaczy i bankierów. A jeśli nawet tak, to co w tym złego. Skoro większość z nas chce się bogacić to chyba warto mieć swojego reprezentanta w Sejmie.

piątek, 9 października 2015

Kierowca idiota czy ofiara GPS?!

Takiej jazdy jeszcze nie widziałam. Ok. 18.00 szłam do biblioteki. Nagle przede mną na chodniku tuż przed sądem hipotecznym  przy Al. Solidarności pojawił się samochód. Przejechał w rajdowym tempie przez chodnik, trawnik, wylądował na parkingu, wykonał ostry skręt i z parkingu wyjechał w Schillera.
Za kierownicą siedział na pewno mężczyzna, może spieszył się na randkę a może do rodzącej żony? A może padł ofiarą nawigacji? Tylko skąd nawigacja mogła wiedzieć, że na parkingu jest mniej niż zazwyczaj samochodów i da się przejechać z trawnika na parking?!:)
Przypomniały mi się przy tej okazji pionierskie czasy GPS-a w Polsce. Panowie, którzy weszli w posiadanie tych elektronicznych przewodników zwali je "panienkami", miały fajny głos, ale gorzej było jeśli zbytnio jej zawierzyli. Pamiętam telefon od znajomego, który wylądował w środku jakiś mokradeł, bo włączył nieodpowiedni tryb jazdy, jakiś dla rajdowców. No ale to było bardzo dawno temu:) co najmniej z 10-11 lat temu.
No i jeszcze jeden pożytek z tego rajdowca - zrozumiałam po co ogradza się trawniki metalowymi barierkami. A w Oksfordzie widziałam piękne nieogrodzone trawniki.
A dzisiaj miałam dobry dzień. Obudziłam się jak zwykle po 6.00, sprawdzam godzinę a tu sms, a w nim nowina, w nocy urodziła się Natalka. Witamy w rodzinie nowego jej członka. Radość nie tylko dla rodziców i dziadków. Ja też uszczknęłam kawałek tej radości dla siebie.

czwartek, 8 października 2015

Kasa i klasa, czyli prezydenci Wałęsa i Komorowski u Cinkciarza i ksiądz Charamsa w mediach

Gdyby ks. Krzysztof Charamsa chciał opublikować swoje wyznanie o orientacji homoseksualnej w postaci reklam w prasie i Internecie - musiałby wydać na to 4 mln zł - podaje portal Press.pl. Tyle wynosi ekwiwalent reklamowy tekstów dziennikarskich o nim. Przebił nawet firmę Cinkciarz.pl - zatrudniając byłych prezydentów RP, wygenerowała ona materiały warte o 2,2 mln zł mniej. Jak policzył Instytut Monitorowania Mediów, od 2 do 7 października na temat ks. Charamsy ukazało się w mediach blisko 200 artykułów. Gdyby każdą z tych publikacji potraktować jako reklamę, wartość kampanii, którą zorganizował sobie ks. Charamsa, wyniosłaby 3,8 mln zł . Wywiad z ks. Charamsą zamieściły poniedziałkowe wydania "Wprost" i "Newsweek Polska" (obie na okładce, miały jak twierdzą zapewnienie od ks. Charamsy, o absolutnej wyłączności materiałów) lecz już niektóre sobotnie wydania gazet lokalnych i regionalnych  pisały o jego sprawie. Poniedziałkowa "Angora" też miała go na okładce. W weekend rozmowę z księdzem pokazano w TVN, a jego obszerny list z wyznaniem orientacji homoseksualnej i oskarżeniami wobec Kościoła katolickiego wydrukowała "Gazeta Wyborcza". Na YouTube pojawiło się wideo z manifestem Charamsy. W monitorowanym przez IMM czasie najwięcej publikacji ukazało się w serwisie RodzinaKatolicka.pl oraz w internetowym i drukowanym wydaniu "Super Expressu"; o sprawie często informowały również "GW" i "Fakt". Dla porównania: ekwiwalent reklamowy materiałów dziennikarskich na temat głośnej kampanii firmy Cinkciarz.pl z udziałem Lecha Wałęsy i Bronisława Komorowskiego, które ukazały się w prasie i Internecie w dniach 5-7 października, wyniósł 1,6 mln zł. Wszystko to podaję za (http://www.press.pl)
Fajne  wyliczenie. Ja widzę dodatkową korzyść z tej akcji PR-owskiej byłego watykańskiego urzędnika. W jednym z wywiadów powiedział, że nie wie co będzie teraz robił - pewnie znajdzie się ktoś kto zechce wykorzystać jego umiejętności:). Zagrał na nosie redaktorom Lisowi i Wróblewskiemu, przypuszczam że będą długo mu pamiętać jak dali się podejść jak małe naiwne dzieci. Ale ma to tę dobrą stronę, przynajmniej dla mnie, że nie będzie kreowany na bohatera narodowego frontu LGBT. Dziennikarze nie lubią jak się z nich zakpi, zresztą chyba nikt tego nie lubi.
Nie widziałam reklam Cinkciarza.pl, ale to zabawnie oglądać polskich prezydentów, choć już byłych, reklamujących   firmę o takiej nazwie. No cóż, takich wybraliśmy sobie prezydentów. Widocznie źle wybraliśmy.

niedziela, 4 października 2015

Średniowieczne kosmetyki w Rossmannie


Od 1 października chodzę codziennie na Różaniec na 18.30. Po drodze, jak zwykle, podsłuchuję co mówią przechodnie-turyści, bo z rzadka są to mieszkańcy Starego Miasta. Ojciec młodej rodziny patrząc na nowo wybudowany "nowoczesny" pałac przy ul. Miodowej, w którym ma być sklep Rossmanna, stwierdził, że pewnie będą w tym Rossmannie sprzedawać średniowieczne kosmetyki a może po prostu  stare:).
Na razie ten pseudopałac nie podoba mi się. Pomysł zbudowania go nie podobał mi się jak wielu warszawiakom, ale mniej czy bardziej legalnie (afera o rodzinne powiązania w ratuszu między)  budynek stoi i trzeba go polubić. Może jak trochę się zabrudzi lepiej wtopi się w starorynkowy pejzaż. Ale wracając do Rossmanna. Mnie też trochę zaskoczył fakt, że będzie w nim Rossmann.Widać nie znaleźli się bardziej prestiżowi najemcy. Nie zdziwię się jak po drugiej stronie, objawi się Biedronka, której nie udało się na razie otworzyć sklepu w budynku przy Bielańskiej. Oprotestowali ten pomysł obecni najemcy, twierdząc i słusznie, że to obniży prestiż ich siedziby. A siedzi tam głównie Orlen.
Byłam w tym roku w Toruniu i moja rodzina zakochana w gotyckich budowlach Torunia zaprowadziła mnie do Biedronki, by pokazać mi odrestaurowane freski średniowieczne.
Znakomite naprawdę. Takie połączenie w ogóle mi nie przeszkadza a wręcz zachwyca. Pierwszy raz widziałąm je w Barcelonie. Jest tam H&M w zabytkowej kamienicy, a przynajmniej był kilka lat temu. Zresztą w Warszawie też otwarto sklep tej sieci w kamienicy na Nowym Świecie.
Dlaczego coś mi zgrzyta z tym Rossmannem? Chyba dlatego, że powstaje w nowym budynku na Starym Mieście, które oczywiście nie jest tak bardzo stare jak byśmy chcieli. Prawdziwe zabytki mają większy urok.
Natomiast patrząc na szanse na przetrwanie to Rossmann czy Biedronka  maja je dużo większe  niż butiki prestiżowych marek. Te skupiły się wokół Mysiej, Mokotowskiej a nieliczne sklepy z dobrą zagraniczną odzieżą znikają jak ten na Orlej. A na Miodowej i Starym Mieście ostatnio słychać najwięcej języka rosyjskiego...