środa, 23 lutego 2011

"Kurwa" to przecinek czyli afera komiksowa

No i znowu mamy o czym mówić! Tym razem na tapecie medialnej jest komiks o Chopinie. Nie widziałam komiksu więc nie mam zdania na jego temat. Szkoda, że innym dyskutantom to nie przeszkadza w wygłaszaniu sądów. No i jest też już winowajca - podobno córka ministra Rostowskiego - tak przynajmniej twierdzą internauci w komentarzach.
Zastanawiam się, czy dyskutujący przysłuchują się czasami rozmowom młodych ludzi. Słowa dla mnie wulgarne, dla nich są normalne. Pewnie mocno by się zdziwili, gdybyśmy powiedzieli im, że "kurwa" to brzydkie słowo, dla nich to po prostu przecinek pomiędzy słowami. Jesteśmy obłudni, wielu z nas przeklina, politycy również, pamiętam taśmy z nagraniami rozmów telefonicznych w aferze gruntowej czy hazardowej.
"Ze względu na to, że absolutnie nie pasuje mi ton dyskusji o tym komiksie [...] żeby zakończyć tę sprawę to deklaruję, że jesteśmy w stanie zwrócić przyznaną nam dotację" - powiedział w rozmowie z TOK FM Szymon Holcman przedstawiciel Kultury Gniewu, wydawnictwa, które przygotowało komiks "Chopin: New Romantic", za który Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapłaciło 30 tysięcy euro.
Nie mam wątpliwości, że zyski z wydania tego komiksu po takiej reklamie znacznie przewyższą ministerialną dotację. Taki współczesny "samizdat" to dopiero będzie gratka dla kolekcjonerów.

Warto mówić sobie również miłe słowa

Zobaczyłam dzisiaj wieczorem przy przejściu dla pieszych przepięknie ubraną dziewczynę. Nie bogato, ale znakomicie i pomysłowo. Wełnianą czapkę związała błyszczącą wstążką uzyskując efekt koka. Pozostałe elementy stroju były równie pomysłowo i świetnie skomponowane kolorystycznie oraz zapewniały zachowanie odpowiedniej temperatury ciała. I w tym jeszcze nie ma nic niezwykłego, na warszawskich ulicach czasami można zobaczyć naprawdę fajnie wystylizowanych młodych ludzi, niezwykłe było to, że powiedziałam tej dziewczynie, że jest świetnie wystylizowana. Uśmiechnęła się, podziękowała i jakoś cieplej zrobiło się na ulicy. Zachęcam do naśladownictwa, mówmy sobie również miłe rzeczy.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Żonę najlepiej bić batem

"Małżonkę należy ciągle pouczać, aby była uległą. Ale do tego potrzeba delikatności. A zatem nie będzie się jej biło po głowie ani pod sercem i należy też unikać do tego celu pałki albo żelaznego drąga. Zalecany jest jedynie bat. Trzeba się jednak umieć nim posługiwać. Mąż ma odprowadzić penitentkę na ubocze z dala od niedyskretnych podglądaczy i tam, zdjąwszy z niej koszulę, tak by jej nie podrzeć i i związawszy jej ręce, wymierzy jej metodycznie tyle razów, ile uzna za konieczne. Po czym zwróci się do niej czułymi słowami, aby nie psuć stosunków małżeńskich na przyszłość" - to fragment przepisów z poradnika Domostroj. Jest to podręcznik napisany w czasie panowania Iwana Groźnego. W 65 rozdziałach przedstawia zalecenia dobrego zachowania w życiu religijnym i towarzyskim.
O Domostroju, który stał się niepodważalnym wzorcem życia codziennego w Rosji pomyślałam czytając tekst Piotra Skwiecińskiego w "Uważam Rze" o życiu współczesnej Moskwy. Skwieciński pisze, że w zeszłym roku władze Moskwy zaniepokojne dużą liczbą nierosyjskich przybyszów, opracowały kodeks mieszkańca Moskwy zakazujący np. publicznego zarzynania baranów, smażenia szaszłyków na balkonach, chodzenia w etnicznych strojach. Kodeks nie ma mocy prawnej, jak tłumaczą jego twórcy chodzi o to by przyjeżdżający do Moskwy człowiek dowiedział się co w tym mieście jest przyjęte a co nie.
W tym historycznym kontekście łatwiej zrozumieć pomysł władz rosyjskiej stolicy. Jakoś nie wyobrażam sobie by moja ulubiona Pani Prezydent pozwoliła sobie na taki kodeks zachowania dla mieszkających w Warszawie. Chociaż byłoby o czym pisać, bardziej dla tuziemców niż cudzoziemców.
I jeszcze kilka rad z Domostroju, np. ekonomiczne: Kiedy piecze się chleb, urządza się także pranie, robi się to za jednym zachodem i nie trwoni drewna na opał.
O wychowaniu: Jeśli kochasz swego syna, bij go i to często, w końcu stanie się twoją radością.
O posłańcach: Sługa idący do kogoś z poleceniem od pana w tymże domu postara się nie dłubać w nosie, nie smarkać i nie spluwać. No i nie powinien rozglądać się na wszystkie strony.

środa, 16 lutego 2011

Kubica zachował się jak młokos!?

Tak napisał Janusz Rolicki w "Uważam Rze". Cytuję: Kubica zachował się jak młokos i zamiast pieścić superbolid, zdecydował się na trudny rajd tuż przed startem Formuły 1.
Trzymając kciuki za zdrowie Kubicy i powrót na tor, nie odmówię racji Rolickiemu. Ale tenże ma już sporo lat, a Kubica jest młody i ma apetyt na życie. Bo cóż warte jest ono bez wyzwań.

wtorek, 15 lutego 2011

Koniec świata... czyli stare ciastka u Bliklego

Wczoraj kupiłam mocno nieświeże dwa ciastka w cukierni Bliklego na Nowym Świecie. Dlaczego to koniec świata, mojego świata w którym miałam zaufanie do znanej przecież od ponad stu lat marki. A tu taka niespodzianka, widać zysk dla firmy jest ważniejszy niż dobra opinia. Szkoda, bo lubię dobre ciastka:)
Takie wpadki zdarzają się nie tylko Bliklemu, kilkaset metrów dalej jest od niedawna firmowy sklep Wawela, a tam sprzedają moje ulubione czekoladki marcepanowe, niestety też nie były świeże. Nie wspomnę o śmierdzącej szynce w cenie 80 zł za kilogram i innych towarach, których wysoka cena i prestiżowa marka nie gwarantują ani świeżości ani jakości. Z przerażeniem myślę o czekającym mnie remoncie mieszkania, będę musiała kupić mnóstwo rzeczy a to już nie to samo co nieświeże ciastko czy cuchnąca szynka,które można po prostu wyrzucić. Ta bylejakość bardzo mnie męczy.

Uważam Rze...miało reklamę w "Faktach" za darmo?

Nie wiem czy za darmo czy wydawca zapłacił, ale dzisiaj w głównym wydaniu Faktów pokazano pierwszą stronę nowego tygodnika "Uważam Rze" cytując fragment wywiadu z Martą Kaczyńską. Wywiad braci Karnowskich z córka prezydenta jest wart lektury, ale czy wart aż tyle? No i jak tu wierzyć, że mamy dość katastrofy smoleńskiej, o wywiadzie z Martą Kaczyńską donosi nawet Pudelek. A przy okazji pisze o nowym tygodniku.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Tragedia... żona ministra Kwiatkowskiego nie może kupić kozaków w Anglii

No i mamy newsa, żona ministra nie mogła kupić bucików w angielskim sklepie internetowym więc pan minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski chce rozprawić się z dyskryminacją polskich internautów i powalczyć by jego żona mogła kupować gdzie jej się zamarzy. Dawno się tak nie uśmiałam, choć nie uważam, żeby to była dobra sytuacja, że nie możemy kupować w e-sklepach na całym świecie.
Szkoda, że pan minister nie ma teściowej z niską emeryturą - bo może załatwiłby godziwe podwyżki dla emerytów. Jest jeszcze parę innych spraw w Polsce do załatwienia. Ciekawe jak dużą rodzinę ma minister?!
Dyplomata z naszego ministra sprawiedliwości nietęgi. Ostatnio mistrzowski PR Platformy daje plamę po plamie. Posłanka Mucha opowiada o rozrywkach emerytów, którzy z nudów biegaja do lekarzy i zawracają im głowę, prezydent zapomina o kindersztubie, itp. itd. A wczoraj przeczytałam na Onecie, że najwierniejszy osobisty PR-owiec premiera Donalda Tuska Igor Ostachowicz odwiedza różne firmy w poszukiwaniu pracy - taka wieść z kręgów biznesowych w tym tygodniu dotarła na polityczne korytarze. Oj będzie się działo:)

czwartek, 10 lutego 2011

Wielki grobowiec w centrum Warszawy

Ogromny sarkofag stanął w Alejach Jerozolimskich przy ul. Brackiej. Koszmar, chyba że jakoś to oświetlą. Czarne budynki są teraz podobno w modzie. Widziałam w Barcelonie takie gigantyczne budynki, ale tamte nie przypominały wielkiej pieczary. Ciekawe jakie firmy zdecydują się zamieszkać w tym grobowcu, może jakieś centrum mody funeralnej, ekskluzywne trumny, nagrobki, kolekcje pogrzebowe damskie i męskie. Okropność.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Uważam Rze...dobrze pisane


Kupiłam pierwszy numer nowego tygodnika "Uważam Rze inaczej pisane" i nie żałuję. Naprawdę podoba mi się i życzę autorom projektu,by im się udało, bo chciałabym czytać co tydzień pismo, z którego dowiem się czegoś nowego, czego nie wyczytałam w internecie albo nie usłyszałam w TOKFM. Nie mam jeszcze całej lektury za sobą, ale z tego co już przeczytałam daję najwyższą notę tekstowi analizującemu konferencję Anodiny. Niby temat tak ograny, że na sam dźwięk tego tropu człowiek ma ochotę zatkać uszy a tu kapitalna analiza Eryka Mistewicza o tym jak do przygotowania konferencji wykorzystano technikę narracji zatrudniając story spinnersów. Story spinnersi to nowi specjaliści od komunikacji. Budują profesjonalne narracje. Jak pisze Mistewicz, Story spinnersi rozumieja, że odbiorcy nie mają chęci ani czasu na przedzieranie się przez informacje, fakty i dane, a jedyna forma jest w stanie przykuć ich uwagę i spowodować zaplanowaną wcześniej reakcję to opowieść, właśnie nararcja.
Równie ciekawy tekst Igora Janke, który opowiada o swojej internetowej znajomości z prezydentem Obamą.
Fajna jest też szata graficzna, gazetowy papier wcale mi nie przeszkadza, można z tego zrobić atut, no chyba że reklamodawcy nie będą podzielali moich zachwytów nad zgrzebnością papieru. Ciekawa jestem pozycji pisma, czy okaże się konkurencją dla trzech liderów: Polityki, Newsweeka i Wprost. A propos Wprost, to ostatnio usłyszałam, że można dostać za darmo tygodnik w aptece, kupując leki. Ciekawa informacja w kontekście wzrostu nakładu i kontroli nadzwyczajnej ZKDP.

środa, 2 lutego 2011

„WikiLeaks – Sezam czy puszka Pandory?” - miałam napisać o wykładzie, ale właściwie po co??? skoro można obejrzeć wykład tutaj: http://problematyka.blip.tv/file/4650993/

Dr Aleksander Tarkowski zanim wygłosił wykład z miną mocno zdystansowaną wysłuchał prezentacji własnej osoby przez, chyba, prof. Węgleńskiego, byłego rektora UW.
Wykład o WikiLeaks był punktem wyjścia do dyskusji.
Część niezbyt pełnej sali Audytorium Maximum, reprezentowała utopijną dążność ludzkości do niczym nie skrępowanej swobody, zaś część twierdziła, że gdybyśmy do restauracji wchodzili przez kuchnię, nigdy nie zamówilibyśmy nic w tym lokalu, a gdybyśmy posłuchali co nasi bliscy mówią przed przyjściem do nas, to każde imieniny spędzalibyśmy w samotności! I że od zawsze istniał podział na widownię, scenę i kulisy!
Chyba jedna z najciekawszych była konstatacja wykładowcy o tym, że WikiLeaks, głosząc bardzo szczytne hasła jawności i równości w dostępie do informacji, sama jest bardzo tajemniczą strukturą. Właściwie nie wiadomo kto jest właścicielem? Kto ją prowadzi? Ilu ludzi pracuje przy selekcji i redakcji tekstów Według jakich kryteriów następuje selekcja dostępności materiałów? Kto ją finansuje. I druga konstatacja o tym, ze WL sięgnęła po pomoc mediów profesjonalnych i dopiero wówczas zyskała prawdziwy rozgłos. Pierwotne założenie o stworzeniu wokół WL społeczności na wzór Wikipedii, nie powiodło się, pewnie dlatego, że niewiele jest osób, którym chce się spędzać długie godziny na wertowaniu dokumentów, wolą żeby zrobili to za nich inni i podali im gotowego newsa. Nie pamiętam kiedy ale czytałam kiedyś w Forum tekst o Facebooku i roli byłej pracownicy Google, która jako świetny fachowiec i profesjonalista w branży stoi za sukcesem Facebooka w obszarze zarządzania. Coś w tym jest pewnie, że sukces odnoszą połączenie geniuszu z profesjonalizmem.