poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szopka z makaronu

W warszawskich kościołach można oglądać wystawę pokonkursową szopek. Sądząc z dołączonych do szopek metryczek są one dziełem całych rodzin. Pomysłów było wiele. Były szopki w wydrążonym chlebie, ciekawa jestem na ile inspiracją był tu żur podawany w chlebie, były z modeliny, papieru, ale też z chrupek kukurydzianych - tradycyjne i nowoczesne. Ale przebojem (I nagroda) jest szopka z makaronu. Może uda mi się zrobić jutro zdjęcie, zapomniałam znowu kupić baterie.
Ta makaronowa szopka wywołała we mnie zgoła nie religijne refleksje. Bo to raczej świadectwo bogactwa makaronowego rynku w Polsce. Po drodze do kościoła św. Krzyża, gdzie znalazłam tę szopkę zahaczyłam o wystawę Domu Spotkań z Historią. Tym razem na skwerze wystawiono kolorowe fotografie wykonane przez amerykańskiego fotografa w 1947 roku.
Pośród gigantycznego gruzowiska widać idących ludzi, dokądś spieszących, rozmawiających, po prostu żyjących w warunkach nieprawdopodobnych do funkcjonowania. Jeszcze bardziej nieprawdopodobnych, kiedy się ogląda  te zdjęcia na tle bajkowych dekoracji Krakowskiego Przedmieścia.
Czy im nie było jednak łatwiej, kiedy radość  sprawiało dosłownie wszystko - dzisiaj, 20 rodzajów makaronów chyba mniej smakuje...

niedziela, 23 grudnia 2012

Cytaty do pomyślenia

Michael Sandel: Etykę ludzkich zachowań zastępuje ekonomia.  Doświadczamy outsourcingu mentalności z przestrzeni publicznej i nie zauważamy, w jak dużym stopniu ją przez to deformujemy.


 Zygmunt Bauman:  następuje rozejście się polityki i mocy. Moc to osiągnięcie określonych skutków. Ona gdzieś wyparowała do międzynarodowych korporacji. Żaden rząd nie jest w stanie spełnić wyborczych obietnic.

George Monbiot o szaleństwie konsumpcji i prezentach gwiazdkowych: upieczmy więc ciasto, napiszmy wiersz, dajmy całusa, opowiedzmy dowcip, ale - na miłość boską - przestańmy demolować planete tylko po to, by powiedzieć komuś, że nam na nim zależy, bo to wygląda tak, jakby było odwrotnie.

piątek, 21 grudnia 2012

Jak Ambasada Amerykańska zacheciła mnie do świąt

Dokładnie zaplanowałam przedświąteczne dni, praca do piątku, sobota - niedziela praca jako pomoc kuchenna, poniedziałek Wigilia z kuchenno-stołowym wstępem. Czwartek ostatnie prezenty czyli Arkadia po lekarzu. Wszystko rozpisane i co, nici - dopadł mnie wirus, gardło boli, z sił opadłam jak mawiała Babcia. Tak to bywa. Ale w świąteczny nastrój wprawiły mnie życzenia od Ambasady Amerykańskiej. Nie, nie do mnie, do nas Polaków. Jak macie tzw. doła polecam, film jest świetny, bezpretensjonalny i naprawdę zachciało mi się poświętować.

niedziela, 2 grudnia 2012

Rzeź w parku Krasińskich

W zeszłym tygodniu w parku wycięto mnóstwo drzew i nie tylko chore, bo po pniach które leżą widać, że były to również zdrowe drzewa. Park wygląda jak po wielkim huraganie. Po kilku dniach pojawiła się tablica z informacją, że właśnie rozpoczęła się rewitalizacja parku, pokazano jego wizualizację docelową i poinformowano, że budżet miasta przeznaczył na ten cel prawie 14 mln zł.
Nie będę ukrywała, że pomysł rewitalizacji nie podobał mi się od początku bo bardzo lubiłam taką trochę dzikość tego parku. Natomiast zadziwia mnie dlaczego miasto, postanowiło wydać te pieniądze właśnie teraz, wcale się nie zdziwię jak za kilka miesięcy okaże się, że ktoś na tym chce zarobić pieniądze. Gdybym wykonywała mój dawny zawód bardzo bym się zainteresowała tą inwestycją, od wykonawców poczynając i śledząc ich związki z ratuszem. Przykład parku Saskiego każe przyglądać się takim inwestycjom wykonywanym za nasze wspólne pieniądze, przypomnę, że znaczna część parku została zwrócona właścicielom. Podobno nie mieli oni ograniczać dostępności parku, tylko jakoś tak się stało, że w kilka miesięcy po zwrocie części parku zamknięto przejście pod pozorem remontu, które sprawia, że coraz mniej osób chodzi po tej prywatnej części parku. Nigdzie nie przeczytałam ile właściciel zapłaci miastu za wieloletnie utrzymywanie parku a teraz za nowe alejki. Ktoś powie, że miasto nie płaciło za dzierżawienie parku i to racja, tylko wcale nie jest powiedziane, że chciałoby dzierżawić a z tego co wiem właściciele działek mają obowiązek utrzymywać na nich porządek, również na przyległych do posesji chodnikach. I jeśli nasi mili rodacy wyrzucą śmieci na twoją działkę czy chodnik przy posesji, masz obowiązek to sprzątnąć, bo straż miejska może ci wlepić mandat. No ale to dotyczy mniejszych posesji, tych dużych prawo omija.

Krakowskie już świeci, "Mistrz" rozczarowuje

Po czterech latach mamy nową świąteczną dekorację Krakowskiego Przedmieścia. Niestety, nie jest ładniejsza od tej poprzedniej, a przynajmniej mnie się nie podoba. Może moje zamiłowanie do minimalizmu odzywa się. Poza tym  odniosłam wrażenie dużej niespójności: parasole na latarniach są ładne, wyglądają na nowe natomiast światła, którymi oplecione są drzewa wyglądają na stare i brudne. Może jak pojawi się śnieg efekt będzie lepszy. Dekorację oglądałam w pośpiechu, bo spieszyłam na "Mistrza" - film zapowiadany jako opowieść o genezie sekty scjentologów. Obraz trudny, dla mnie czasami obrzydliwy, ale mam taką słabość, że np. opowieść jak się pozbyć mend, przyprawia mnie o odruch wymiotny. Takich momentów jest parę, ale film Andersona jest ważny dla Amerykanów, dla nas, mniej bo mamy swoje problemy.
Obejrzenie Ameryki lat 50-tych, dla mnie było jednak ciekawe, zwłaszcza że film jest świetnie zagrany, z kapitalną muzyką. A poznawczo też ciekawy, bo reżyser przyznaje że choć film nie jest  biografią założyciela   scjentologów, to historia życia L. Rona Hubbarda posłużyła mu jako pierwowzór postaci Mistrza - Lancastera Dodda.  Mnie bardzo zainteresował początek filmu, do momentu spotkania Freddiego z Mistrzem. Losy weterana II wojny światowej, próby opieki nad nim służb wojskowych, może dlatego, że ten temat był wałkowany u nas przy okazji procesu wojskowych po incydencie w Nangan Kerl.
Kto lubi dobrze zrobiony, choć nie rozrywkowy film, może obejrzeć Mistrza choćby po o by zadumać się nad zawiłościami ludzkiego umysłu. No i jeszcze są fantastyczne sceny pejzażowe, np. wyścig na motorze, charyzmatyczny Mistrz w dżinsach pędzi na motorze po spękanej bezkresnej płaszczyźnie ziemi....
PS. Obejrzałam jeszcze raz świąteczną dekorację, ale w dzień i muszę przyznać, że wygląda dużo lepiej niż ta poprzednia, która o zmroku była piękna ale za dnia szare siatki na latarniach wyglądały fatalnie. Kolorowe bombki niwelują ten efekt.