poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szopka z makaronu

W warszawskich kościołach można oglądać wystawę pokonkursową szopek. Sądząc z dołączonych do szopek metryczek są one dziełem całych rodzin. Pomysłów było wiele. Były szopki w wydrążonym chlebie, ciekawa jestem na ile inspiracją był tu żur podawany w chlebie, były z modeliny, papieru, ale też z chrupek kukurydzianych - tradycyjne i nowoczesne. Ale przebojem (I nagroda) jest szopka z makaronu. Może uda mi się zrobić jutro zdjęcie, zapomniałam znowu kupić baterie.
Ta makaronowa szopka wywołała we mnie zgoła nie religijne refleksje. Bo to raczej świadectwo bogactwa makaronowego rynku w Polsce. Po drodze do kościoła św. Krzyża, gdzie znalazłam tę szopkę zahaczyłam o wystawę Domu Spotkań z Historią. Tym razem na skwerze wystawiono kolorowe fotografie wykonane przez amerykańskiego fotografa w 1947 roku.
Pośród gigantycznego gruzowiska widać idących ludzi, dokądś spieszących, rozmawiających, po prostu żyjących w warunkach nieprawdopodobnych do funkcjonowania. Jeszcze bardziej nieprawdopodobnych, kiedy się ogląda  te zdjęcia na tle bajkowych dekoracji Krakowskiego Przedmieścia.
Czy im nie było jednak łatwiej, kiedy radość  sprawiało dosłownie wszystko - dzisiaj, 20 rodzajów makaronów chyba mniej smakuje...

niedziela, 23 grudnia 2012

Cytaty do pomyślenia

Michael Sandel: Etykę ludzkich zachowań zastępuje ekonomia.  Doświadczamy outsourcingu mentalności z przestrzeni publicznej i nie zauważamy, w jak dużym stopniu ją przez to deformujemy.


 Zygmunt Bauman:  następuje rozejście się polityki i mocy. Moc to osiągnięcie określonych skutków. Ona gdzieś wyparowała do międzynarodowych korporacji. Żaden rząd nie jest w stanie spełnić wyborczych obietnic.

George Monbiot o szaleństwie konsumpcji i prezentach gwiazdkowych: upieczmy więc ciasto, napiszmy wiersz, dajmy całusa, opowiedzmy dowcip, ale - na miłość boską - przestańmy demolować planete tylko po to, by powiedzieć komuś, że nam na nim zależy, bo to wygląda tak, jakby było odwrotnie.

piątek, 21 grudnia 2012

Jak Ambasada Amerykańska zacheciła mnie do świąt

Dokładnie zaplanowałam przedświąteczne dni, praca do piątku, sobota - niedziela praca jako pomoc kuchenna, poniedziałek Wigilia z kuchenno-stołowym wstępem. Czwartek ostatnie prezenty czyli Arkadia po lekarzu. Wszystko rozpisane i co, nici - dopadł mnie wirus, gardło boli, z sił opadłam jak mawiała Babcia. Tak to bywa. Ale w świąteczny nastrój wprawiły mnie życzenia od Ambasady Amerykańskiej. Nie, nie do mnie, do nas Polaków. Jak macie tzw. doła polecam, film jest świetny, bezpretensjonalny i naprawdę zachciało mi się poświętować.

niedziela, 2 grudnia 2012

Rzeź w parku Krasińskich

W zeszłym tygodniu w parku wycięto mnóstwo drzew i nie tylko chore, bo po pniach które leżą widać, że były to również zdrowe drzewa. Park wygląda jak po wielkim huraganie. Po kilku dniach pojawiła się tablica z informacją, że właśnie rozpoczęła się rewitalizacja parku, pokazano jego wizualizację docelową i poinformowano, że budżet miasta przeznaczył na ten cel prawie 14 mln zł.
Nie będę ukrywała, że pomysł rewitalizacji nie podobał mi się od początku bo bardzo lubiłam taką trochę dzikość tego parku. Natomiast zadziwia mnie dlaczego miasto, postanowiło wydać te pieniądze właśnie teraz, wcale się nie zdziwię jak za kilka miesięcy okaże się, że ktoś na tym chce zarobić pieniądze. Gdybym wykonywała mój dawny zawód bardzo bym się zainteresowała tą inwestycją, od wykonawców poczynając i śledząc ich związki z ratuszem. Przykład parku Saskiego każe przyglądać się takim inwestycjom wykonywanym za nasze wspólne pieniądze, przypomnę, że znaczna część parku została zwrócona właścicielom. Podobno nie mieli oni ograniczać dostępności parku, tylko jakoś tak się stało, że w kilka miesięcy po zwrocie części parku zamknięto przejście pod pozorem remontu, które sprawia, że coraz mniej osób chodzi po tej prywatnej części parku. Nigdzie nie przeczytałam ile właściciel zapłaci miastu za wieloletnie utrzymywanie parku a teraz za nowe alejki. Ktoś powie, że miasto nie płaciło za dzierżawienie parku i to racja, tylko wcale nie jest powiedziane, że chciałoby dzierżawić a z tego co wiem właściciele działek mają obowiązek utrzymywać na nich porządek, również na przyległych do posesji chodnikach. I jeśli nasi mili rodacy wyrzucą śmieci na twoją działkę czy chodnik przy posesji, masz obowiązek to sprzątnąć, bo straż miejska może ci wlepić mandat. No ale to dotyczy mniejszych posesji, tych dużych prawo omija.

Krakowskie już świeci, "Mistrz" rozczarowuje

Po czterech latach mamy nową świąteczną dekorację Krakowskiego Przedmieścia. Niestety, nie jest ładniejsza od tej poprzedniej, a przynajmniej mnie się nie podoba. Może moje zamiłowanie do minimalizmu odzywa się. Poza tym  odniosłam wrażenie dużej niespójności: parasole na latarniach są ładne, wyglądają na nowe natomiast światła, którymi oplecione są drzewa wyglądają na stare i brudne. Może jak pojawi się śnieg efekt będzie lepszy. Dekorację oglądałam w pośpiechu, bo spieszyłam na "Mistrza" - film zapowiadany jako opowieść o genezie sekty scjentologów. Obraz trudny, dla mnie czasami obrzydliwy, ale mam taką słabość, że np. opowieść jak się pozbyć mend, przyprawia mnie o odruch wymiotny. Takich momentów jest parę, ale film Andersona jest ważny dla Amerykanów, dla nas, mniej bo mamy swoje problemy.
Obejrzenie Ameryki lat 50-tych, dla mnie było jednak ciekawe, zwłaszcza że film jest świetnie zagrany, z kapitalną muzyką. A poznawczo też ciekawy, bo reżyser przyznaje że choć film nie jest  biografią założyciela   scjentologów, to historia życia L. Rona Hubbarda posłużyła mu jako pierwowzór postaci Mistrza - Lancastera Dodda.  Mnie bardzo zainteresował początek filmu, do momentu spotkania Freddiego z Mistrzem. Losy weterana II wojny światowej, próby opieki nad nim służb wojskowych, może dlatego, że ten temat był wałkowany u nas przy okazji procesu wojskowych po incydencie w Nangan Kerl.
Kto lubi dobrze zrobiony, choć nie rozrywkowy film, może obejrzeć Mistrza choćby po o by zadumać się nad zawiłościami ludzkiego umysłu. No i jeszcze są fantastyczne sceny pejzażowe, np. wyścig na motorze, charyzmatyczny Mistrz w dżinsach pędzi na motorze po spękanej bezkresnej płaszczyźnie ziemi....
PS. Obejrzałam jeszcze raz świąteczną dekorację, ale w dzień i muszę przyznać, że wygląda dużo lepiej niż ta poprzednia, która o zmroku była piękna ale za dnia szare siatki na latarniach wyglądały fatalnie. Kolorowe bombki niwelują ten efekt.

sobota, 17 listopada 2012

Pawlak odszedł, Pawlak był zmęczony!

No to mamy sensację, Waldemar Pawlak, niezatapialny prezes przegrał z Januszem Piechocińskim 17 głosami i nie będzie prezesem PSL. Komentatorzy mówią, ze to największa niespodzianka roku. Słucham gorących komentarzy, co z tego wyniknie okaże się w najbliższych dniach, ciekawe czy giełda zareaguje.
Ale nie o tym chciałam pisać, nie mam zamiaru udawać mądrzejszą od polityków i komentatorów.
Widziałam natomiast Waldemara Pawlaka jak wracał z Marszu Niepodległości, szedł z ochroniarzami i jakimiś dwoma towarzyszami, szedł pieszo, zatrzymał się na światłach na Wilczej. Pisałam o tym, że wyglądał okropnie, ale przede wszystkim wyglądał na śmiertelnie zmęczonego człowieka. Przypomniałam sobie własny stan tuż przed przejściem na emeryturę. Więc może dobrze, że Pawlak został wymieniony, po siedmiu latach każdy ma prawo się wypalić.
Można też spojrzeć na ten wynik wyborów w PSL szerzej, może jest to jaskółka zapowiadająca, że  nadchodzi czas na zmianę warty w polskich partiach.

niedziela, 11 listopada 2012

Narodowa adrenalina

Uczciłam święto narodowe, idąc w marszu organizowanym przez prezydenta Komorowskiego, było miło, spokojnie, pogoda piękna. Na Placu Trzech Krzyży poszłyśmy ze znajomą na kawę. Zza witryny Coffee Heaven, które nota bene przekształca się w Costę oglądałyśmy żołnierzy z grup historycznych powracających z marszu i plotkowałyśmy nieco o pracy i dzieciach, zwłaszcza że syn znajomej, student WAT, brał udział w marszu. Ludzi było sporo i właściwie nic nie wskazywało, że tej niedzieli czeka mnie jakieś przeżycie.  Wyszłyśmy z kawiarni koło 15.00 i zgodnie doszłyśmy do wniosku, że przejdziemy się jeszcze Alejami Ujazdowskimi. Na światłach obejrzałyśmy sobie wicepremiera Waldemara Pawlaka, oj co on miał za buty, istny koszmar, dużo lepiej i młodziej wygląda w telewizji, na żywo poruszał się jak mocno sterany życiem człowiek. Potem popodziwiałyśmy kamienice i pałacyki przedwojenne. Kiedy dotarłyśmy do ul. Bagatela, trzeba się było zdecydować czy idziemy Marszałkowską czy wracamy tą samą drogą.
Oczywiście wybrałyśmy Marszałkowską. Do Placu Konstytucji szłyśmy "podziwiając" upadek Marszałkowskiej. Pod Arkadami oglądałyśmy ciekawe sweterki, ale już z pewnym niepokojem, bo minął nas młody chłopak z podbitym okiem i robiło się coraz głośniej. Weszłyśmy na Marsz Niepodległości. Pierwsza uwaga, na marszu było bardzo dużo ludzi, na oko o wiele więcej niż na marszu prezydenckim. Byli głośni, ale nie  krzyczeli nic nagannego: np. chwała bohaterom. Policji uzbrojonej po zęby były setki, przyjechali spoza Warszawy, spytałam jednego takiego opancerzonego na Hożej czy dojdziemy do metra, odpowiedział: nie wiem, ja nie stąd. Organizatorzy marszu (chyba Robert Winnicki, szef Młodzieży Wszechpolskiej) nawoływał do spokoju, kazali iść za jakimś samochodem i uspokajali, że marsz jest kontynuowany tylko musi być spokój. Nie bardzo rozumiałam o co chodzi, pojęłam po powrocie do domu. Tymczasem wokół nas zaczęło pojawiać się coraz więcej mężczyzn z zakrytymi twarzami, zaczęłyśmy się rozglądać za drogą odwrotu, zwłaszcza jak na poziomie Żurawiej zobaczyłyśmy powyrywane kostki brukowe, rozbite kufle i petardy. Po drugiej stronie Marszałkowskiej przez cały czas płynęła dosłownie rzeka ludzi z biało-czerwonymi flagami, czerwonymi lampionami, pięknie to wyglądało. Po naszej stronie jakoś się przerzedziło, dotarłyśmy do wejścia do metra, tunel wyglądał na zupełnie pusto, zaryzykowałyśmy wejście i już bezpiecznie dotarłyśmy do metra. Choć mnie skóra jeszcze raz ścierpłą na plecach, kiedy na stacji Ratusz znalazłam się na ruchomych schodach w towarzystwie około dwudziestu młodych chyba kiboli. Po 17.00 szczęśliwie dotarłam do domu i tu dopiero do mnie dotarło jak bardzo w gruncie rzeczy się bałam, no ale co zobaczyłam to moje. Chyba z podobnego założenia wyszło bardzo wielu warszawiaków, bo gapiów takich jak ja były setki. Nie brakowało wózków z niemowlętami i małymi dziećmi. Mają odważnych rodziców!
Widać, że radosne świętowanie  wzbudza mniejsze zainteresowanie, wolimy adrenalinę, zadymę, nawet jeśli się jej boimy.

środa, 7 listopada 2012

Beata Tadla czyli nowa krew w publicznej telewizji

Z rzadka oglądam telewizje, ale programy informacyjne dość często, zwłaszcza kiedy mamy ważne wydarzenia. TVP reklamowała wczorajsze specjalne wydanie Wiadomości zarówno relacjami ze Stanów jak  i nową twarzą prezenterki Wiadomości Beaty Tadli. No i muszę przyznać, że ta nowa twarz rodem z TVN bardzo mi się podobała, nie ma w sobie zaciętości Hanny Lis, jest ciepła, po prostu dobrze się ją słucha i ogląda. Ponieważ jeśli oglądam telewizję to właśnie Fakty i Wiadomości i dla mnie te drugie są ciekawsze i lepiej prowadzone. A propos TVN to opublikowali dzisiaj wyniki finansowe za III kwartał i maja wyższy zysk od prognozowane od analityków, ale tylko dzięki cięciom kosztów a nie wzrostowi przychodów z reklam, na to się nie zapowiada. Jak sprzedadzą Onet, spłacą część długu wyniki finansowe pewnie się polepszą, ale chyba najlepszy czas TVN ma za sobą. Podobnie jak Rzeczpospolita, ale na zgłębianie tej afery trotylowej nie mam ochoty, pachnie mi to silnym interwencjonizmem politycznym, a Hajdarowicz chyba kupił sobie zbyt dla niego skomplikowaną zabawkę.
PS. Obejrzałam i dzisiaj panią Tadlę, ktoś chyba zabronił się jej uśmiechać i  rozpuścić włosy, jeśli to spece od wizerunku to są kiepscy, proszę się uśmiechać i nosić związane włosy pani Beato.

Obama do powtórki

Pamiętam 2008 rok, jak zazdrościłam Amerykanom takiego charyzmatycznego kandydata na prezydenta. No i nie ukrywam, że Obama mnie rozczarował, nie okazał się wielka osobowością na miarę wielkich przywódców jakich znamy z historii świata. Oczywiście historia może go ocenić zupełnie inaczej, bardzo jestem ciekawa co pokaże w drugiej kadencji. Choć jest to szerszy problem współczesnego świata, w którym przywództwo polityczne schodzi na drugi plan, a na ludzi "rządzących" umysłami wyrastają szefowie wielkich firm czy celebryci.

poniedziałek, 29 października 2012

Upierdliwość popłaca czyli przygód z T-Mobile ciąg dalszy

Trudno uwierzyć, ale kiedy weszłam dzisiaj do punktu obsługi klienta T-Mobile spytać co się stanie z moimi pieniędzmi na koncie, jeśli czując się oszukana nie będę miała ochoty doładować konta by przedłużyć jego ważność, pani bez słowa poprosiła mnie o numer telefonu i poinformowała, że przywraca mi usługę konto ważne przez rok. Kiedy spytałam po co tak oszukują klientów, nic nie odpowiedziała, nie mam do niej pretensji, bo rozumiem, że wykonuje tylko procedury. A gdybym nie była upierdliwa płaciłabym kolejne złotówki by przedłużyć konto. Koszmarny operator z tego T-Mobile, tylko pytanie który jest lepsz, moze mi ktoś podpowie, bo bez komórki niestety trudno dzisiaj funkcjonować.

niedziela, 28 października 2012

Jak się dałam zrobić w konia T-Mobile czyli oszukańcza promocja w wykonaniu operatora

Czytaj regulaminy i umowy zanim z nich skorzystasz czy podpiszesz!!! Niby przeczytałam regulamin podwójnego doładowania, do którego zaprosił mnie T-Mobile, ale rzeczywistość okazała się nie tak piękna. Ale od początku, dostałam od T-Mobile smsa o treści: "Stare , dobre PODWÓJNE! Do 150 zł extra bez terminu ważności i do wszystkich sieci". Ucieszyłam się bo zawsze korzystałam z tej promocji w Erze i mogłam na pół roku zapomnieć o doładowaniach telefonu. Spełniłam wszystkie warunki, choć przysyłali mi kolejne sms, by po doładowaniach wysłać jeszcze raz smsa za prawie 5 zł ( w Erze nie musiałam wysyłać żadnych sms). Mocno mnie zirytowały te kolejne ponaglenia o sms, ale postanowiłam, że raczej zrezygnuję z podwójnego doładowania niż dam się naciągnąć. Po dwóch chyba dniach dostałam smsa z informacją, że moje konto zostało uzupełnione promocyjną kwota 150 zł. I już miałam zapomnieć o doładowaniach , jak za dobrych czasów Ery, ale coś mnie tknęło, żeby zajrzeć na konto, no i zajrzałam. A tam jest dużo pieniędzy na koncie, ale konto ważne mam tylko do końca listopada, potem żeby móc korzystać z własnych pieniędzy muszę doładować co miesiąc konto kwotą co najmniej 25 zł. Zajrzałam jeszcze raz w regulamin tej wspaniałej promocji a tam jak wół stoi, że skorzystanie z tej promocji wyklucza przedłużanie konta o miesiąc po wykonanej rozmowie. Sprytne. Niestety zasugerowałam się treścią smsa od operatora o starej dobrej promocji, ciekawe czy dałoby się  zaskarżyć operatora o stosowanie oszukańczej reklamy, zwłaszcza że regulaminy promocji są schowane na stronie T-Mobile zupełnie nie wiem gdzie i odnajduję je tylko przez wyszukiwarkę. Wysłanie SMSa o treści TAK na nr 7405 wiąże się jednocześnie z wyłączeniem na koncie oferty promocyjnej „ROK ważności konta po każdej rozmowie”, a nowa data ważności wynosi 31 pełnych dni kalendarzowych. Następnie ważność konta jest przedłużana zgodnie z zasadami opisanymi w „Cenniku doładowań dla T-Mobile na kartę”. Gdybym tę informację dostała w sms, pewnie bym nie skorzystała z tej promocji.  Nigdy nie korzystałam z żadnych ofert operatora poza podwójnym doładowaniem więc nawet nie wiedziałam, że jest taka promocja. Sądziłam, że jak mam pieniądze na koncie to mogę korzystać z nich tak długo, jak długo są. A tu niespodzianka, o ile dobrze zrozumiałam regulamin. W Erze takich numerów nie robili! Oj, nie podoba mi się ten operator, nie lubię być robiona w konia. Ciekawe, czy jeśli chciałabym zrezygnować z ich usług zwrócą mi moje pieniądze, bez ich promocyjnej kwoty? Nie wiem, ale postaram się dowiedzieć.

sobota, 27 października 2012

Skyfall warto zobaczyć

Obejrzałam nowego Bonda i świetnie się na nim bawiłam. Jest jak zwykle dużo efektów, wspaniałe widoki Szanghaju, ale nie to sprawiło, że film bardzo mi się podobał.  Nowy Bond zmierzył się ze swoim wiekiem i reżyserowi i scenarzystom udało się wprowadzić go w świat nowoczesnej techniki a Bond nie udaje młodzieńca, wiekowa Mama nie udaje nastolatki. Mierzą się ze swoim wiekiem i płynącymi zeń ograniczeniami. A na sali była przede wszystkim młodzież. Pewnie inaczej odebrała Skyfall. Ja obejrzałam go właśnie tak. I bardzo poprawił mi się  nastrój po niezbyt udanym dniu w pracy.

niedziela, 21 października 2012

Na targowisku Olimpia sprzedają przeterminowane o pół roku Ptasie Mleczko Wedla a Doda ma rogi

Ostatnio mam nowe hobby, zwiedzam warszawskie parki, korzystając z pięknej jesiennej pogody. Podróżując często ostatnio do dentysty zauważyłam Park Sowińskiego. No to się dzisiaj wybrałam, ale zamiast podziwiać tenże park zwiedziłam park Szymańskiego, bardzo ładnie odnowiony z ciekawym oczkiem wodnym a właściwie wieloma oczkami z nadwodną architekturą. Przeszłam cały park wzdłuż i doszłam do kolejnego parku Moczydło i tu niespodzianka bo duży kompleks wypoczynkowy ma ulubioną przez warszawiaków atrakcję, czyli targowisko na stadionie Olimpia. Czego tam nie ma, od mebli po futra, przez jedzenie, żyletki, chemię itd, itp. Ludzi kupa, choć handlujący już się zwijali i można było zostać rozjechanym na wąskich alejkach między budami przez odjeżdżających kupców. Swoją drogą to ci kupcy mają ciężką robotę z takim codziennym pakowanie i rozpakowywaniem towarów. Ale tez do uprzejmych nie należą. Kłócą się z klientami jak za PRL-u.
Mnie obrzuciła kilkoma ostrymi słowami kobieta sprzedająca słodycze  po dziwnie niskich cenach. Dlaczego, bo nie wyraziłam chęci kupienia wedlowskiego Ptasiego Mleczka po 5 zł 50 gr za pudełko. Ptasie Mleczko było mocno nieświeże, termin przydatności do spożycia minął w maju, kobieta zapewniała, że oni to jedzą i nic im nie jest. Inne słodycze w atrakcyjnych cenach też pewnie były przeterminowane, podobnie jak produkty na stoisku z serami, mlekiem, jogurtami.
Ciekawa jestem co mówią o takim procederze przepisy i czy sanepid sprawdza tylko sklepy a targowiska rządzą się swoimi prawami. Ludzie kupią bo tanio, a że potem chorują to już strat wynikłych z tego faktu nikt nie liczy. I jeszcze jedno pytanie, skąd ta kobieta wzięła tyle przeterminowanego towaru?
A sam park bardzo kolorowy i mnóstwo w nim ludzi z małymi dziećmi. Gdyby tak oceniać problem demograficzny w Polsce z perspektywy parków, to w ogóle go nie ma , bo rodziców z dziećmi mnóstwo i dwójka czy trójka maleństw nie należy do rzadkości. 
Niestety nie udało mi się zwiedzić Parku Sowińskiego, choć wymagało to tylko przejścia na druga stronę ulicy, bo mój kręgosłup się coś zbuntował i musiałam wrócić do domu na dodatek autobusem.
Za to wieczorem zmobilizowałam się do pójścia na koncert organowy w katedrze polowej i tym razem nie żałowałam. Prof. Andrzej  Chorosiński dał naprawdę wspaniały koncert a gości było wyjątkowo wielu. Był ordynariusz polowy biskup Józef Guzdek i prezes spółki Port Hotel Mirosław Moczarski, która sponsoruje koncerty z cyklu Międzynarodowe Forum Organowe. Gruntownie zmodernizowane i odrestaurowane organy są znakomitym instrumentem do wykonywania muzyki, mają 3000 piszczałek i dają naprawdę piękny dźwięk. Byłam juz na kilku koncertach i z kilku po prostu wyszłam po paru minutach, dzisiaj nie miałam ochoty wychodzić i po bisie. No cóż, jak w każdej dziedzinie mistrz zachwyca. A swoją drogą to gra na organach wymaga nie lada ćwiczeń, bo nie tylko ręce pracują ale nogi również.
Ale o profesorze Chorosińskim usłyszą nieliczni znawcy, a miliony poczytają o... Dodzie, która zrobiła sobie z włosów rogi.

piątek, 19 października 2012

Minister Mucha to ładna kobieta, ale kobieta...

A w polityce kabaret trwa. Niejaki poseł Joński, rzecznik klubu parlamentarnego SLD poradził ministrze Musze, by zajęła się swoją ciążą i odkleiła się od stołka, do którego przykleiła się podobno butaprenem. Skąd u Jońskiego, który nie wie kiedy wprowadzono stan wojenny znajomość  PRL-owskiego kleju, nie wiem. Pewnie powtarzał zasłyszane od starszych kolegów bon moty. Papa Miller z zatroskaną twarzą przepraszał ministrę, a swoją drogą to kobieta ma pecha. Szkoda bo dobrze się prezentuje na wizji. Ciekawa jestem kto odpowie za ten cyrk z dachem. Właściwie to należało zamiast czynić z tego narodowy dramat, spojrzeć na to wydarzenie w kategoriach losowych zdarzeń, taka mała klęska żywiołowa i po cichu przygotować jednak odpowiednie procedury. A swoją drogą to przy okazji ten nieopierzony rzecznik klubu SLD opowiedział tylko to co pewnie słyszy o kobietach od swoich starszych kolegów, bo równouprawnienie i inne babskie przywileje to bajki, które się opowiada wyborcom a wiadomo, chłop potęgą jest i basta a baba jest do garów. Posłowi Jońskiemu należy się przyspieszony kurs dyplomacji.
Mniej kabaretowo jest na szczycie Unii Europejskiej, jakoś trudno mi uwierzyć, że Tusk  wywalczy dla nas obiecane 300 mld złotych, choć życzę mu powodzenia.

Więcej zgrzytamy zębami czyli babcia Czerwonego Kapturka

Szyna NTI pomaga zredukować intensywność odruchowej aktywności mięśni w trakcie zaciskania i zgrzytania zębami.

Spędziłam dzisiaj 2,5 godziny na fotelu dentystycznym z otwartą buzią. Siłą rzeczy wysłuchałam kilku opowieści, nie mogąc ich skontrować lub pogłębić. Poza długimi dywagacjami na temat grzybów, nieludzkości w traktowaniu starszej pani, którą rodzina przeniosła do wspólnego mieszkania by jej mieszkanie oddać młodszemu pokoleniu oraz trudnościom w studiowaniu stomatologii, zaletom pracy fizycznej i kłopotom z dostaniem pracy po studiach, dowiedziałam się, że ludzie coraz więcej zgrzytają zębami. Nie wiem na podstawie jakich danych statystycznych został ten wniosek wysnuty, ale podobno coraz więcej ludzi ma mocno wytarte zęby z powodu ich zaciskania i jest to uznawane za chorobę cywilizacyjną. Są podobno jakieś szyny relaksacyjne, które w Ameryce ludzie zakładają nawet w samochodzie. No bo chodzi o to, że jak wściekły kierowca zgrzyta zębami, to je ściera a potem trzeba mu te zęby doklejać. Takiego doklejania doświadczyłam dzisiaj. Okropne uczucie mieć dwie małe poduszki na jedynkach. Ale czuję, że teraz mam takie mocne, grube zęby jak nie przymierzając wilk udający babcię Czerwonego Kapturka. Nie wiem ile taka szyna kosztuje, ale wiem ile kosztuje podnoszenie zgryzu, 200 zł za jeden ząb. No i teraz już wiadomo o co chodzi. Wymyślanie różnych usług, które maja nam zapewnić większy komfort egzystencji jest podstawą współczesnej gospodarki. Osobiście lepiej się czułam z moimi słabymi i wytartymi zębami, ale podobno za tydzień docenię zalety tych wzmocnionych. Mam takąż nadzieję.

niedziela, 7 października 2012

Potrzeba matką wynalazku

Nie kupiłam od razu po remoncie wieszaka, a ponieważ znowu popadłam w tarapaty finansowe, chwilowo nie przewiduję zakupów domowych. Ale od czego jest pomysłowość, dziedziczona po ojcu. Oto najnowszy model wieszaka na mokry płaszcz.

Maszerują po salonie Warszawy czyli Korwin na Krakowskim Przedmieściu

Nie ma co sobie żałować, śladem PiS-u, dzisiaj Krakowskim Przedmieściem przeszedł Janusz Korwin-Mikke ze swoimi zwolennikami (nieśli szturmówki z których wynikało, że nazywają się Nowa Prawica). Krzyczeli "chodźcie z nami", ale nie widziałam, żeby ktoś dołączył do tego rachitycznego marszu. Na wysokości Bristolu dwie krewkie panie zaczęły wrzeszczeć, że Korwin to agent, maszerujący skandowali precz z socjalizmem a portier z Bristolu, w pełnym uniformie, śpiewał pod nosem: Wyklęty powstań ludu... Istne panoptikum.
Demonstrantów pilnowało mnóstwo policji, przed pałacem prezydenckim uzbrojone po zęby stały policjantki, ciekawa jestem jak by sobie poradziły w akcji.
Zimno się zrobiło więc pewnie pęd demonstracyjny wygaśnie, a może w kręgach partyjnych też obowiązuje  zasada stadnego działania, wszak w mediach to działa to politycy mogli się tym zarazić, z mediami stykają się na co dzień.

poniedziałek, 1 października 2012

Postęp w PKO, 100 procent podatku Belki

Brawo PKO, w zeszłym miesiącu zapłaciłam 50 proc. podatku Belki, był komentarz wyjaśniający pracownika banku, no i w tym miesiącu bank postanowił sobie nie żałować i naliczył mi 100 proc. podatku Belki. Aż się boję co będzie w następnym miesiącu!!!

sobota, 29 września 2012

Lepiej być moherem niż Tuska frajerem

Lepiej być moherem niż Tuska frajerem - skandowały setki ludzi idących w marszu z Placu Trzech Krzyży na Plac Zamkowy. Były gwizdki i wuwuzele znane ze stadionów, ale jak obserwowałam przez godzinę marsz w obronie telewizji Trwam był spokojny. Dużo ludzi przy okazji zwiedzało Warszawę i zasiliło kasy okolicznych a licznych restauratorów. Nie wiem ile osób przyszło na manifestację, ale na pewno bardzo dużo.I bardzo wielu widziałam z komórkami przy uchu, relacjonowali znajomym, szukali się nawzajem i co ciekawe, to ci starsi biegali z komórkami przy uchu czy w ten sposób chcieli się podzielić swoim uczestnictwem czy udowodnić że nie są zacofanymi moherami. A tego nie wiem, bo nie pytałam. Szłam długo, bo obserwowałam przemarsz,  na uniwersytet na debatę pt. "Czy pieniądze rządzą światem" - debata okazała się mało ciekawa. Chyba czas na zmianę profesorskiej warty, co powinni w przyszłym roku uwzględnić organizatorzy Festiwalu Nauki.
Z ciekawostek, jak doniósł NYT, 20 lat temu 50 tys. Amerykanów miało tyle pieniędzy ile pozostali Amerykanie, obecnie 400 Amerykanów ma tyle pieniędzy co pozostali Amerykanie. Naukowcy i nie tylko debatują nad tym, że coś z tym trzeba zrobić, tylko jeszcze nie wiedzą jak. My w Polsce to chyba już przerabialiśmy z miernym skutkiem.
Są też pomysły nad udoskonaleniem procesu wyborczego, np. w wyborach braliby udział tylko obywatele niemalkontenci, tzn. tacy którym wszystko się nie podoba głosu by nie mieli. Inny pomysł rodem z Ameryki - by uzyskać prawo do głosowania trzeba dwa razy zgłosić  do lokalu wyborczego lub przez internet wolę wziecia udziału w wyborach, wszystko po to by wybory były świadomym wyborem.
Chciałoby się więc rzec: dobrze jest mieć otwartą głowę tylko trzeba uważać, żeby z niej rozum nie wyleciał. A może po prostu założyć moherowy beret?

czwartek, 27 września 2012

Bo zupa była prawdziwa - ta reklama zadziwia

Zrobiło mi się niedobrze dzisiaj rano w metrze, kiedy spojrzałam na reklamę firmy produkującej zupy chyba Profi, nie pamiętam dokładnie  bo nie jadam takich sztucznych wynalazków. Dlaczego? bo mam pewnie za dobrą pamięć, dla porównania oba plakaty reklamowe.
Można powiedzieć smacznego!

niedziela, 23 września 2012

Dlaczego wybuchnie III wojna światowa, bo nikt jej nie chce

Byłam wczoraj na bardzo ciekawej debacie na Uniwersytecie Warszawskim,  Polska – Rosja – Świat. Prof. Adam Daniel Rotfeld (współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do spraw Trudnych, prof. Artes Liberale UW) i akademik prof. Aleksander Dynkin (dyrektor Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych Rosyjskiej Akademii Nauki) dyskutowali dużo o Chinach. Profesor z Rosji był powściągliwy w wypowiedziach w przeciwieństwie do prof. Rotfelda.
Obaj panowie rzucili kilka ciekawych informacji. Np. Dynkin: zdementował informacje, że w Rosji żyje 10 mln Chińczyków, oficjalnie 450 tys. Wydajność pracy w Chinach jest 15-krotnie niższa niż w USA. Przewiduje, że ok. 2020 roku Chiny będą dominować, ale w 5 największych państw świata znajdzie się Rosja. Świat "podzieli się" na Północ i Południe a nie jak obecnie Wschód-Zachód. Jednym z przewidywanych trendów będzie regionalizacja. Zapewnił również, że Rosjanie zdają sobie sprawę, że dzisiaj zagrożeniem dla nich nie jest Zachód, ale bardzo trudno to przekonanie przekazać społeczeństwu, które pamięta czas zimnej wojny.
Prof. Rotfeld uważa, że ta biegunowość w porządku świata czyli kapitalizm - komunizm była jednorazowa i w pewnych sprawach wytworzyła mechanizmy, których teraz  brakuje np. system wzajemnego ostrzegania rywalizujących ze sobą państw USA -Rosja. Profesor przedstawił tezę, że III wojna światowa wybuchnie właśnie  z powodu niesterowalności świata, choć nikt jej nie chce w przeciwieństwie do I wojny i II światowej do której dążyły mocarstwa.
W Iranie dostrzegł z kolei paralelę do przedwojennych Niemiec - Iran jak twierdzi chce być przywódcą świata muzułmańskiego i arabskiego.
Nie najlepszego zdania jest prof. Rotfeld o politykach. Uważa, że współcześni politycy nie są osobowościami na miarę Churchilla, Schumana czy de Gaulle. Takich polityków z wizją nie ma od 50 lat. Ten brak przywództwa sprawia, że społeczeństwo odczuwa zaniepokojenie, niestabilność, nieprzewidywalność przyszłości. Instytucje typu ONZ NATO, OBWE - powołane dla rozwiązania  w tamtym czasie problemów, nie spełniają swej roli dzisiaj pogłębiając poczucie niesterowalności w świecie. Profesor twierdzi, ze gdyby politycy chcieli posłuchać uczonych to znaleźliby wiele dobrych rozwiązań. A ja w to kompletnie nie wierzę, ponieważ gdyby istniała w profesorskich biurkach wizja nowego świata to przy dzisiejszej technice dawno ujrzałby światło dzienne. Skłaniałbym się do stwierdzenia, że rolę wielkich przywódców państw zaczęli przejmować wizjonerzy biznesu - patrz Steve Jobs i oni są dziś idolami.    
Inne luźne uwagi: W świecie rośnie rola megapolisów, merowie czy burmistrzowie wielkich metropolii odgrywają często rolę większą niż ministrowie.
W Rosji trwa proces jej samoidentyfikacji jako mocarstwa.
Każdy naród ma prawo do swojej pamięci - w kontekście stosunków Polacy - Rosjanie.

poniedziałek, 17 września 2012

Jak piękne jest burzenie czyli może zafunduję sobie iPhone

Szłam dzisiaj z pracy do optyka po okulary ulicą Jana Pawła II. Tym razem moje zamiłowanie do podziwiania prac maszyn wszelakich zostało zaskoczone, bo podziwiałam nie budowanie a niszczenie. Bardzo wysokie ramię dźwigu zakończone żelazną łapą rozrywało hotel Mercury, tzn. były hotel. Łapa robiła to precyzyjnie, rozbijając beton i wyłuskując metalową konstrukcję jednocześnie polewając cienkim strumieniem wody by zmniejszyć ilość kurzu. Ludzie robili zdjęcia, ja niestety nie miałam aparatu. Oj, nie wiem czy nie zdecyduję się wreszcie z tego właśnie powodu na zakup jakiegoś smartfona, bo często widzę kapitalne sytuacje a nie mam jak ich uwiecznić. O noszeniu aparatu nie ma mowy, bo mój kręgosłup buntuje się.
A propos dźwigów to przez weekend bardzo wysoki dźwig wyciągał chętnych do spożycia posiłku wszelakiego na wysokości 50 metrów.  Stało to urządzenie przed Pałacem Prymasowskim i od kilkudziesięciu do kilkuset złotych wystarczyło by wziąć udział w podniebnej uczcie. Chętnych nie brakowało, bo organizatorzy ustawili się na trasie widzów polskiej formuły I czyli Verva Street Racing.
I kto by pomyślał, że dźwigi mogą dostarczać człowiekowi rozrywki, i to nie tylko miłośnikom adrenaliny ale i miłośnikom maszyn.

środa, 12 września 2012

iPhone na 5?

Nowy iPhone 5  ma podobno sprawić, że dynamika wzrostu PKB Stanów Zjednoczonych w czwartym kwartale ma wynieść 2 proc. Takie wyliczenia przedstawili analitycy JP Morgan Chase. Sądzą, że tylko w czwartym kwartale i tylko w USA sprzeda się osiem milionów tych urządzeń po cenie 600 dolarów za sztukę. Z tego 400 dol. to marża firmy Apple, a w dwustu dolarach mieszczą się wszystkie koszty produkcji, transportu i zyski azjatyckich kooperantów. Te, nie wiem czy do końca uzasadnione liczbowe dywagacje finansistów (np. cenę to sobie wymyślili) niezależnie od tego czy okażą się prawdziwe pokazują rozmiary tej firmy. Ja jednak ciągle pochylam się nad fenomenem marki, która z ekskluzywnej stała się masowa nic nie tracąc ze swojej ekskluzywności.
Pochylam się ale iPhona na pewno sobie nie kupię - taki paradoks - uwielbiam Appla, już sprowadziłam do domu pomarańczowego iMaca, ale telefon to ma być telefon czyli urządzenie do rozmawiania....i najlepiej Nokia. Wracając do ekskluzywności, otóż kiedy pojawiły się pierwsze iPody shuffle ich dumni z siebie właściciele rozpoznawali się po białych słuchawkach. Większość słuchawek była czarna. Drobiazg ale jaki! 
Widziałam dzisiaj fragment konferencji prasowej Zuckerbergera na której okropnie się złościł, że inwestorzy giełdowi nie rozumieją go. Będę pilniej śledzić biznesowe poczynania właściciela Facebooka, po konferencji akcje urosły o 6 proc. tylko na jak długo.

wtorek, 11 września 2012

Czy to dobrze, że inni myślą za nas?

Spędziłam niedawno siedem godzin w pociągu, był więc również czas na  obserwację współpodróżnych. Pewnie ten długi czas sprawił, że zwróciłam uwagę na bluzkę siedzącej naprzeciwko mnie kobiety. Ot zwykła bawełniana bluzka, spod której wystawała druga. Ale nie była to druga bluzka dobrana przez tę kobietę, to była jedna bluzka udająca dwie a wyboru tej kombinacji dokonała lub dokonał jakiś projektant. To nic nowego, takich bluzek czy  koszul jest mnóstwo na rynku. I wszystkie połączenia są zaprojektowane, my nie musimy zastanawiać się jak połączyć dwie bluzki by stanowiły fajną całość, zrobili to projektanci. Ktoś powie, że czepiam się  bo przecież od wieków moda polega na naśladownictwie i zestawianiu a jak ktoś chce to może sam się ubrać na cebulkę a taka jedna bluzka udająca dwie to wygoda i oszczędność materiału, niby ma rację ale nie do końca. Jesteśmy zwolnieni z myślenia. Coraz częściej ktoś nas wyręcza: remont zrobi ci ekipa wyspecjalizowana, jak masz czym zapłacić to w ogóle możesz się tym remontem nie interesować; samochód też ci oporządzą w serwisie; obiad przywiozą do domu, zakupy też. Są już roboty bawiące dzieci i sprzątąjące a jak nie stać cię na robota to możesz taniej wynająć Ukrainkę itd. itp. Większość zajęć, które do niedawna wykonywaliśmy sami, robi ktoś za nas. Z tego wniosek, że zamożna grupa ludzi powinna mieć dużo więcej czasu, a w rzeczywistości ma go coraz mniej. O co więc chodzi? O złą organizację i zarządzanie własnym życiem, a może o to, że liczba informacji, które musimy przetwarzać by wykonywać pracę jest tak wielka, że nie dajemy rady? A są przecież komputery, smartfony, tablety a w nich setki narzędzi ułatwiających zdobywanie, selekcjonowanie i analizowanie danych. O co więc chodzi, a może o strach, że jak nie pracuję, że jak nie jestem zajęty to coś jest ze mną nie tak, może odstawiają mnie na boczny tor? Strach przed utratą pozycji bywa paraliżujący. 

poniedziałek, 10 września 2012

Lokomotywy staniały...

Opowiedziałam znajomym w pracy o moich wyliczeniach związanych z kapitałem początkowym. Kiedy z entuzjazmem opowiadałam im jak to staniały samochody(patrz wpis poniżej) spojrzeli się na mnie i szczerze ubawieni stwierdzili, że mój zachwyt równa się zachwytowi Władysława Gomułki (I sekretarz KC PZPR - władał Polską od 1956 roku) z powodu obniżki cen lokomotyw. No coś w tym starym dowcipie jest na rzeczy. Internet nie oddaje sarkazmu, ale trzeba było widzieć ich miny!

niedziela, 9 września 2012

Kapitał początkowy ZUS czyli historia złotego

Dostałam w zeszłym tygodniu z ZUS-u wyliczenie tzw. kapitału początkowego. Załącznikiem do tego dokumentu jest informacja o zarobkach w wybranych 10 latach w stosunku do średniej krajowej. To bardzo interesująca historia finansowa, jeśli nałoży się ją na własne wspomnienia, jak się żyło w tym czasie i na co było mnie stać oraz jak zmieniały się ceny. Statystyka obejmuje lata 1989-1998.
Zaczynałam od 124 proc. średniej, by po 10 latach mieć prawie 400 proc. średniej krajowej. To obrazuje w pewnym stopniu, w jakim tempie rosły wówczas dochody. Ale też ceny różnych dóbr bardzo się zmieniły. Na przykład w roku 1997 kupowałam nowego Fiata Bravo w salonie, kosztował coś koło 40 lub 42 tys. zł, dzisiaj taki fiat kosztuje 55 tys. Tylko, że średnie roczne zarobki w 1997 roku wynosiły 12743 zł a w 2012 roku wynoszą 43652 zł. Proszę porównać, jak samochody stały się relatywnie tanie. Gdybym w tej chwili miała zarobki na poziomie 1997 roku czyli ok. 167 tys. zł rocznie mogłabym kupić sobie za roczne dochody 3 Brava, wtedy musiałam pracować na nie 10 miesięcy.
Przyglądam się jak żyje drugie pokolenie w mojej rodzinie i choć na pozór wydało mi się, że ja byłam bardziej oszczędna, to po  sięgnięciu w zakamarki pamięci okazuje się, że niekoniecznie. Jadałam często na mieście, choć może w mniej eleganckich lokalach, starałam się zwiedzać trochę Polski i Europy. Nie pamiętam czy te wyjazdy były drogie, ale na pewno droższe niż obecnie chociażby ze względu na kurs złotego. O pamiętam funty po 7 zł, jak wtedy Polacy pracujący w Anglii cieszyli się, no i z tego można wysnuć pewien niezbyt pasujący do mojej ciułackiej natury wniosek. Ci , którzy zamienili te funty na złotówki mieli sporo pieniędzy, ci co postanowili odkładać stracili.
Stać mnie było na zrobienie dużego remontu i wreszcie po jakimś czasie kupno małego mieszkania, choć tu już wspomagałam się niewielkim kredytem. No i teraz zastanawiam się, czy mając pensję w Polsce w wysokości powiedzmy 3 średnich, czyli ok. 11 tys. zł,  można lepiej niż wówczas żyć? Na to pytanie nie znam i już nie poznam odpowiedzi, bo to se już nie wrati.

poniedziałek, 3 września 2012

Brawo PKO

Widzę, że moje leciwe PKO BP naprawdę się unowocześniło nie tylko w reklamach z Szymonem Majewskim w roli głównej. Moja krótka notatka doczekała się i to w szybkim tempie wyjaśnienia specjalisty choć rzecz była nad wyraz błaha.

niedziela, 2 września 2012

50-procentowy podatek od zysków kapitałowych nalicza PKO BP

Nie żartuję, z niemałym zdziwieniem zobaczyłam dzisiaj w historii mojego  konta w PKO BP taki kwiatek. Na koniec miesiąca naliczono mi 2 grosze odsetek! i pobrano od tego zysku kapitałowego 1 grosz podatku. Nigdy nie widziałam takiej operacji, ale ostatnio konto bywa raczej puste a jakie odsetki są na zwykłym koncie wiadomo. Jednak wydaje mi się, że zgodnie z przepisami można mi potrącić tylko 19 proc. podatku. Ile to będzie od dwóch groszy - dobre pytanie. Pewnie powiedzą, że zaokrąglają do grosza, przedtem zaokrąglali w dół, ale skończyły się dobre lokaty antybelkowe. A swoją drogą to korci mnie by napisać w tej sprawie do banku skargę.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Z Amber Gold niektórym fajnie było

Pamiętam bezpieczne kasy Grobelnego, potem głośno było o piramidzie Madoffa, teraz mamy Amber Gold - zbierają się różne ciała, premier Tusk mówi o braku rozumu urzędników, ci co brali od niego pieniądze czują się zawstydzeni, prasa i inne media zyskały na Amber Gold ponad 61 mln zł, ZOO w Oliwie 1,5 mln, kasztor też spore pieniądze. W ogóle w Gdańsku fajnie było z Amber Gold, syn premiera Tuska też coś u Plichty zarobił, prezydent Adamowicz chwalił się prężnym młodym biznesmenem co to tanie latanie im załatwił. Pech chciał, że ktoś pogrzebał gdzie nie powinien i ludzie, bezmyślni a chciwi, przestraszyli się i postanowili odzyskać swoje pieniądze. Mają oczywiście do nich prawo, ale wypowiedzi w stylu: sprawa Amber Gold podważa zaufanie obywateli do państwa. ( Taką opinię wyraził w radiowej Jedynce były minister finansów i były szef Komisji Nadzoru Finansowego, Stanisław Kluza. Jego zdaniem, państwo powinno wystąpić z inicjatywą wobec osób poszkodowanych przez Amber Gold) jest dla mnie śmieszna. Nie przypominam sobie by podobne opinie wyrażano, kiedy tysiące ludzi straciło w 2008 roku dużą część swoich oszczędności w funduszach inwestycyjnych. Dlaczego wtedy nikt nie rozdzierał szat? A czy bardziej moralne było namawianie przez pracowników banków starszych ludzi, by przenosili oszczędności swojego życia z lokat do funduszy inwestycyjnych, kiedy jednostki tych funduszy osiągały szczytowe ceny? Dlaczego nikt nie prowadził wówczas kampanii informacyjnej, by wytłumaczyć tym osobom, że nie są ofiarami oszustwa a cykli rynkowych oraz pracowników żądnych premii? Że powinni poczekać na powrót koniunktury rynkowej. Tracili po kilkadziesiąt tysięcy.
Sprawa Amber Gold wskazuje na konieczność edukowania Polaków w systemie działania rynków finansowych. Natomiast zupełnie czym innym jest sprawa Plichty, jako takiego, wszyscy się zadziwiają dziś  jak człowiek z wyrokiem mógł zasiadać we władzach spółek i być ich założycielem. Widać nie bardzo orientują się w Polsce prowincjonalnej. Kto miał niby powiedzieć, że król jest nagi, skoro pracował dla niego syn premiera, prezydent Gdańska wychwalał go pod niebiosa porównując do Wałęsy, a sam Plichta dał pieniądze na film o Wałęsie; wspomagał klasztor - ile jeszcze potrzeba certyfikatów wiarygodności. Musiałby to być bardzo odważny urzędnik, by wystąpić przeciw Plichcie. 

środa, 15 sierpnia 2012

Nowa doniczka a ja stara

Słuchałam wczoraj  w Tok-Fm rozmowy  z prof. Zbigniewem Mikołejko, religioznawcą i filozofem z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, panowie rozmawiali również o starości. Na mnie największe wrażenie zrobiło wyznanie profesora, że jego potrzeby materialne wcale nie zmalały z wiekiem, co sugerował dziennikarz a wręcz odwrotnie, bardzo się cieszy np. z rzeczy, które kupuje do domu, ostatnio nabył np. serwis na 12 osób - jest nim zachwycony i poświęca mu wiele uwagi.  Jeszcze kilka miesięcy temu pewnie nie zwróciłabym uwagi na tę wypowiedź i puściłabym ją mimo uszu. Nie teraz, kiedy każda najdrobniejsza rzecz kupiona do mieszkania sprawia mi radość. Zupełnie odwrotnie jest z ubraniami, w ogóle mnie nie interesują. Nowy garnek, patelnia itd. itp. to jest to!
Nic w tym złego, choć może wyglądać na dziwactwo u osoby, która nie zaczyna przecież nowego życia. Ale jak się na tym zastanowić to kryje się pod tym dość prosty mechanizm rozumowania. Łatwiej poddać mieszkanie liftingowi niż samą siebie. Z wielkim więc zapałem myję codziennie w kuchni podłogę, bo jest biała, wycieram płytę indukcyjną itd. Mieszkanie po remoncie jest mi w stanie zapewnić front robót porządkowych na co najmniej dwie godziny dziennie i może ten niezamierzony efekt ma sens, bo kiedy przestanę pracować będę miała zjęcie w domu. 
Na razie kupiłam nową doniczkę dla mojego baobaba, nie był przesadzany od 2003 roku a tak zbiedniał,  że zrobiło mi się go naprawdę żal. Nie wiem jaki będzie efekt tego przesadzenia dlatego zrobiłam zdjęcia by móc porównać co się stanie z nim po tym przesadzeniu. Jego "dziecko" wydaje się dochodzić do siebie po trudach remontowych przestawiań.
A wracając do rozmowy z prof. Mikołejko, sądziłam z wypowiedzi, że ma co najmniej z 80 lat a tu z Wikipedii wynika, że 61. I jeszcze jeden cytat z profesora: Kiedyś trafiłem na imprezę z okazji 60-lecia kogoś znajomego. Nagle zaczęła grać głośna muzyka i ludzie, mający po 60-70 lat, zaczęli się zachowywać, jak wtedy, gdy mieli lat 20-30. Uciekłem.
Dlaczego to jest żałosne? Oni opanowali pewne gesty, sposoby bycia w sytuacjach zabawy, kiedy mieli lat 20. Pojawia się straszny rozziew, między wyuczonymi wtedy zachowaniami, a tą fizycznością, którą reprezentują teraz. Próba powrotu do tego, co było ongiś... Nie mam nic przeciwko tańcom starszych ludzi. Ale chodzi o to, żeby znaleźć rozrywki adekwatne do tej cielesności.
Próby ubierania się jak młody człowiek, kiedy się jest człowiekiem starym, ostre makijaże, zbyt mocne odsłanianie ciał... Mnie to najzwyczajniej w świecie razi. Nie pracujemy nad sposobami bycia, językiem, także językiem ciała, rozrywkami, które byłyby dla ludzi starych czy starzejących się. Nie ma pomysłu na ten świat.

Może jednak mój pomysł na ten czas nie jest najgorszy?
PS. Nie wiem dlaczego po zmianach w Bloggerze zdjęcia, pomimo ich  poprawnego ustawienia, przekręcają się do stanu pierwotnego po wyeksportowaniu ich do bloga.

niedziela, 22 lipca 2012

Wróciłam do domu

Po prawie czterech miesiącach wróciłam do domu. Ustąpiło przerażenie, że zapakowane w cztery worki ubrania nie znajdą miejsca , ale poszło lepiej niż przypuszczałam i wszystkie rzeczy i dokumenty znalazły swoje miejsce. Teraz czas wziąć się za mycie okien. Ale wypada też pomyśleć o remoncie samej siebie, bo nie bardzo pasuję do tego nowego mieszkania:)
Ogarnął mnie melancholijny nastrój, wykonałam ostatnie zadanie, które wyznaczyłam sobie. Jakie zadania na przyszłość?  Nie mam zamiaru planować, bo dotarło do mnie, że plany będę musiała weryfikować nie z powodu chęci lub niechęci działania, ale z powodu możliwości działania. Ale to przyszłość, na razie cieszę się nowym mieszkaniem, do którego wracam z wielką chęcią a jeszcze kilka miesięcy temu szukałam pretekstów by jak najmniej przebywać w domu.
Napisałam w tytule, że wróciłam do domu, a to nie do końca prawda. Opuściłam właśnie na zawsze rodziny dom. Za kilka dni mija druga rocznica śmierci  Dziadka, za dwa tygodnie pierwsza rocznica Babci, dzisiaj zobaczyłam staruszkę prowadzoną przez córkę, bardzo  zazdrościłam tej córce, że ma kogo prowadzić. Nie mogę sobie nadal wybaczyć myśli  związanych z opieką nad Babcią i żal mi czasu, który mogłam z nimi spędzić. Ale to się wie dopiero kiedy ludzie odejdą.
Wolę czas działania niż spełnienia, bo zawsze wtedy jest nadzieja. Ale dzisiaj jestem zadowolona, pomimo usterek stolarskich remont się udał i wreszcie siedzę przy stole na krześle i piszę sobie posta, radio gra, choć nie TOK FM a VOX - fajne stare przeboje. A komputer na razie działa prawidłowo, czegóż więc więcej od życia dzisiaj oczekiwać? zwłaszcza że dzień się kończy, ale jutro idę po południu do pracy więc mogę sobie pospać do woli rano.
Obejrzałam kilkanaście zdjęć z wesela siostrzeńca - piękne miał chłopiec wesele. Chciałabym, żeby równie piękne miał życie. Oj zaczynam marudzić, czas zajrzeć do wiadomości giełdowych, mogłyby pokazać się wzrosty, bo bardzo potrzebuję pieniędzy, dwa garnki i czajnik zrujnowały mój portfel do końca, ale tak przyjemnie jest kupować dobre, drogie przedmioty:)

środa, 27 czerwca 2012

Minister Arłukowicz zwolennikiem eutanazji?

Wróciłam od dentystki z całymi jedynkami, a tak się bałam po przygodzie znajomej z pracy. Ponieważ powszechnie wiadomo, że mamy bezpłatną służbę zdrowia więc moja znajoma udała się do renomowanej kliniki dentystycznej w Warszawie, gdzie wyceniono jej reperację uzębienia na 12 tys. zł. Z kliniki udała się do banku, gdzie postanowiła zaciągnąć kredyt na ten cel. Postawa godna pochwały, bo banki zaczynają narzekać na brak kredytobiorców. Moja znajoma jako człek bywały w świecie nie boi się kredytów i bierze je nie naruszając lokat na tzw. "czarną godzinę". Była bardzo zadowolona. Mocno więc się zdziwiłam, kiedy w poniedziałek wydała się mało kontaktowa i nietypowo małomówna. Kiedy odważyła się otworzyć usta, wszystko było jasne. Okazało się, że kilka przednich zębów nie wytrzymało planów kosztownego dentysty. Najbardziej zirytował ją mąż, który jest od pewnego czasu posiadaczem sztucznych zębów i który zamiast jej współczuć zaśmiewał się, przypominając jej, że tak się chwaliła, że ma własne ząbki. Z wielką ciekawością będę się przyglądała dalszym losom  szczęki mojej znajomej poddanej renowacji w bardzo renomowanej warszawskiej klinice.
Nie dziwię się więc własnemu zdenerwowaniu przed wizytą u dentystki, która koniecznie chce mi przeleczyć jedynki. Na razie jedynki ocalały, powiedziałam, że nie mam siły na leczenie dwóch zębów na raz, odłożyłyśmy ten zabieg na 18 lipca i za 120 zł mam kolejną plombę w dolnym uzębieniu. Ale to nie koniec przygód ze służbą zdrowia. Korzystając z wolnego dnia chciałam też załatwić wizytę u endokrynologa w klinice Mediq w Legionowie. Leczę się tu od czterech lat i nigdy nie miałam problemów a tu nagle w tym półroczu nie dość, że stałam w kilkusetosobowej kolejce by zapisać się na wizytę, to zostałam zapisana na grudzień. Niestety leczenie wymaga znacznie częstszych wizyt i moja pani doktor chciała mnie widzieć w lipcu. Poszłam więc zapisać się na prywatną wizytę, no i okazało się, że mogą mnie zapisać na koniec sierpnia. Po konsultacji z panią doktor, która szczęśliwie  była w klinice zostałam zapisana na połowę lipca. Wizyta kosztuje 105 zł. Okazało się, że takich osób jak ja jest więcej, które muszą znaleźć pieniądze na leczenie skoro nie zostały zapisane do lekarza na NFZ. Nigdy nie mogłam pojąć co się dzieje z moimi pieniędzmi, które płacę na NFZ?!  Jak się zaziębię idę do lekarza prywatnie (120 zł) bo żeby się dostać do lekarza rodzinnego muszę stać od 7.00 przed przychodnią i czekać do 8.00 na zapisanie (zdrowy człowiek też się tym staniem zmęczy). Jak dostałam skierowanie na USG jamy brzusznej musiałam zrobić je prywatnie (130 zł), bo na NFZ czekałabym dwa miesiące. Itd., itp. Zabawnie to wszystko brzmi, tylko po co mówić o bezpłatnej opiece lekarskiej w Polsce? Niestety PO w tej materii nic nie poprawiło, a najnowszy pomysł ministra Arłukowicza by płacić za wyleczenie a nie za leczenie pacjenta dobrze brzmi zwłaszcza dla zwolenników eutanazji.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

I po naszym Euro

Okropnie mi żal naszej przegranej. Nie sądziłam, że mam tak emocjonalny stosunek do mistrzostw. Mam nadzieję, że nasza drużyna i działacze PZPN na czas Euro powstrzymają się od prania własnych brudów.
No i szkoda rosyjskich kibiców, którzy wyjechali z Warszawy z zasobnymi portfelami, ciekawa jestem analiz finansowych Euro. Mam nadzieję, że atmosfera piłkarskiego święta nie skończy się wraz z naszą porażką, zwłaszcza że wiele osób znających się na piłce wieszczyło, że  nie wyjdziemy z grupy.

piątek, 15 czerwca 2012

Termos, Rosjanie i narodowe przebieranie czyli świętujemy Euro

Choć kibic ze mnie żaden, udzieliła mi się atmosfera ekscytacji Euro 2012. Wyciągnęłam dwa kibicowskie szaliki i jeden nawet raz włożyłam, kiedy graliśmy z Rosjanami. A Rosjan w centrum Warszawy i na Starówce jest bardzo wielu, spacerują, jedzą, kupują i nikt ich nie piętnuje i nie atakuje. Tak to wygląda z perspektywy uważnego przechodnia, jak było na trasie przemarszu rosyjskich kibiców wiem tylko z medialnego przekazu a ten z zasady nie oddaje rzczywistego stanu, bo skupia się  z zasady na najdrastyczniejszych wydarzeniach. Szkoda mi, bo ten incydent psuje wizerunek Polski na świecie. A mogłoby być inaczej, widziałam fajną scenę przed warszawską katedrą, grupa młodych kibiców chyba z Grecji poprosiła miejscowego zakonnika o wspólna fotografię. Widziałam też we wtorek przed meczem z Rosją jak całe rodziny w narodowych barwach szły do strefy kibica: dzieciaki z pomalowanymi twarzami, mamy z biało-czerwonymi  wieńcami na szyjach, w hawajskim stylu albo w sukienkach w narodowych barwach. Jest naprawdę świetnie, choć czasem męcząco. W środę po 16.00 wracając z pracy chciałam przejść przez strefę kibica, by skrócić sobie drogę ze Złotych Tarasów do Sezamu. No i okazało się, ze nic z tego, miałam  termos po herbacie, więc musiałam nadrobić sporo metrów no i nie obejrzałam strefy kibica od środka, ale jeszcze to nadrobię.

czwartek, 3 maja 2012

Koko Euro spoko czyli będą jaja

A mnie się ta piosenka bardzo podoba - jest inna, Rodowicz, Feel i Wilki po prostu miały gorsze piosenki, nijakie, w starym znanym ich stylu a Ko ko jest super:). Euro to nie elitarna impreza kulturalna, jestem przekonana, że Ko ko zrobi karierę wśród kibiców. Tak jak robią teraz karierę i ludzie i różne gadżety tylko dlatego, że się czymś wyróżniają niekoniecznie jakością i profesjonalizmem, choć ten zespół ludowy od Ko ko - nawet nie wiem jak się nazywa, juz sprawdziłam Jarzębina - w swojej kategorii jest chyba profesjonalny skoro panie wpadły na pomysł by napisać piosenkę o Euro. Ot, znalazły się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Dobrze, że piosenkę wybierali internauci, tzw. profesjonalne jury w życiu by się na to nie odważyło, baliby się narazić na śmieszność. Inna sprawa, że głosowaniem zawsze można pomanipulować, jak było tym razem, nie wiem, bo nie śledziłam sprawy.
Zamieszanie polityczne wokół Euro z Julią Tymoszenko w tle, zapowiedzi protestów polskich związkowców, paraliż komunikacyjny Marszałkowskiej itd. itp, więc ten  hymn ochrzczony przez internautów hymnem fermy drobiu bardzo pasuje do stadionu w kształcie wiejskiego kosza. Tylko nie wiadomo ile i jakich jaj w nim się zmieści i czy będą one tylko na stadionie?!.

wtorek, 1 maja 2012

Napracowałam się w święto pracy

Dawno tak nie uczciłam święta pracy. Umyłam 3 małe okna, jedno większe, uprałam firanki, zasłony, wysuszyłam to na wietrze, powiesiłam z dużym wysiłkiem bo mieszkanie wysokie, zrobiłam porządek w pięciu szufladach, wyczyściłam rurki od centralnego ogrzewania, odkurzyłam boazerię , szafki, pozamiatałam schody, wymyłam zewnętrzne parapety i na koniec obejrzałam "M jak miłość" - odcinek noworoczny. Zastanawiam się po co to wszystko robiłam. Ale nie chcę się zastanawiać nad tym, widocznie potrzebuję fizycznej pracy, wiadomo 1 maja to święto pracy:) fizycznej

niedziela, 29 kwietnia 2012

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Remont - 4 z Sarkozym w tle

Tydzień zaczął się od awantury, ktoś z sąsiadów z wyższych pięter zrobił majstrom dziką awanturę o kurz wydostający się z okien. Starsza kobieta była podobno okropnie zła i chciała wzywać policję, rozumiem, że do walki z kurzem. A swoją drogą ciekawe czy by przyjechali na takie wezwanie. Trochę się zdenerwowałam tą informacją zwłaszcza, że moi panowie choć mówili , że są przyzwyczajeni do takich sytuacji też mieli trochę nietęgie miny. Jutro przyjeżdżają płytki, geberit i inne urządzenia, mam nadzieję, że nie trzeba będzie ich reklamować. Jednak nie da się uniknąć stresu przy remoncie. Chciałabym wiedzieć, która to kobieta tak wrzeszczała, ale nie będę jej szukać, jak ma ochotę pokrzyczeć na właścicielkę remontu to niech mnie szuka, po co mi jeden stres więcej.
Są już sufity podwieszane, niestety trochę obniżą część mieszkania, ale chociaż będzie prosto, bo podłoga jest równa. Nadal jestem pełna optymizmu choć kłopotów będzie jeszcze na pewno sporo. No i jutro panowie mają dokonać zweryfikowanej wyceny swojej pracy, aż się boję co usłyszę. Ale po co człowiek ma ręce i głowę, wiadomo, żeby zarabiać. A propos zarabiania to właśnie dzisiaj były nieliche spadki na giełdzie. Bardzo ciekawa jestem wyników wyborów we Francji, bo zmiana w Pałacu Elizejskim może oznaczać zmiany w Unii Europejskiej, choć brałabym poprawkę na wyborczą retorykę kandydata Hollande. Znacznie ciekawszy jest wynik córki Le Pena, ten wynik odzwierciedla nowe trendy w starej, bogatej Europie. Niezadowoleni zaczynają się jednoczyć. A profesor Zygmunt Bauman, wybitny polski socjolog,  mówi że "przybywa ludzi, którzy maja poczucie , ze są gorsi od innych. A upokarzani są gniewni i szukają środków, by gniew ten wyładować. W społeczeństwie konsumentów bieda szczególnie upokarza".

sobota, 21 kwietnia 2012

Remont - 3




Remont - 2

Dzisiaj odpuściłam sobie bieganie po sklepach i wybieranie kolejnych elementów, dziś przyszedł czas refleksji finansowej - no i lekko się przeraziłam, bo wygląda na to, że budżet remontu podwoi się w stosunku do pierwotnych założeń. A tak obiecywałam sobie, że będę kupować tańsze rzeczy, oczywiście nie kupuję drogich ale tanich też. Jednak lustra do łazienki za 2400 zł nie kupię, w Ikei dostanę taniej, wystarczy mi kibelek za 1500 zł :) Jednak robienie remontu jest stresujące, nawet jeśli fachowcy nie są jego źródłem, ja na moich nie mogę narzekać, jeśli nadal tak będą pracować to będzie ok. Ale teraz przed nimi trudniejsze zadania, zobaczę jak im idzie układanie glazury i robienie ścian. W burzeniu okazali się być bardzo sprawni:)
 A teraz kilka obserwacji ogólnych, byłam chyba w TTW Opexie - tak się nazywa  ta firma, są to sklepy z elementami wyposażenia wnętrz przy ulicy Domaniewskiej na tyłach Galerii Mokotów. Podobne sklepy są na Bartyckiej. Sklepy te odkryłam przed rokiem kiedy przymierzałam się do remontu. No i muszę powiedzieć, że przez ponad rok zamknięto tam wiele stoisk a te które są, też nie wyglądają kwitnąco. Kryzys na rynku mieszkaniowym ich dotknął lub zła lokalizacja, chociaż na logikę to młodzi w białych kołnierzykach powinni szukać materiałów do wykończenia swoich mieszkań nie w "Liroju". A propos Domaniewska jest koszmarnym zbiorem biurowców, niektóre niebrzydkie ale spróbujcie znaleźć w okolicy kiosk Ruchu, a w piątek wieczorem jak pozamykają swoje komputery różni doradcy Open Finance i sprzedawcy Zeptera to przez dwie doby jest to wymarła okolica, no poza strażnikami zwanymi teraz ochroniarzami. Czytałam ostatnio kryminał PRL-owski, jednym z bohaterów jest strażnik pilnujący magazynów. Dzisiejsi ochroniarze mogą mu pozazdrościć, otóż tenże człek umęczony pracą przy zbieraniu truskawek przyszedł na noc do pracy, by sobie pospać, miał pecha, bo go napadli i ukradli mu pistolet. Dla młodszych czytelników mojego bloga wyjaśnię, że w PRL-u bardzo popularna była nacja tzw. chłopo-robotników, czyli właścicieli małych gospodarstw rolnych, którzy za dnia tyrali na roli a nocami lub co drugi dzień pracowali w państwowych firmach, a dokładniej odpoczywali po robocie na polu. Teraz mamy dużo emeryto-robotników, ale tym nikt nie płaci za odpoczywanie.
Czytałam świetny wywiad z profesorem Baumanem w ubiegłotygodniowej "Gazecie Wyborczej", polecam. Szczególnie teraz kiedy mówi się tak wiele o braku solidarności pokoleniowej, Francuzi nie chcą słyszeć podobno o oszczędzaniu państwowych pieniędzy, jak twierdził komentator w TOKFM jakby nie chcieli interesować  się przyszłością swoich dzieci, bo to ich dotkną długi rodziców. I tu ciekawa myśl prof. Bauman o sukcesie gospodarczym na tle Europy Polaków: "Polacy przestali się spodziewać, że rząd ich zbawi. Polska kwitnie oddolna inicjatywą... Polacy w ogóle nie maja zaufania do instytucji. I w jakimś sensie to sukces Polski bierze się z desperacji".
Mam swoje zdania na ten temat potwierdzające tezy profesora, jak rząd zaczął grzebać przy giełdzie i  OFE to nasz rynek finansowy powoli zamiera a jeszcze niedawno mieliśmy być główna giełdą środkowej Europy.

środa, 18 kwietnia 2012

Remont - 1

Jutro będą zdjęcia. Panowie majstrowie poinformowali mnie, że po wyjęciu futryny drzwi do łazienki zawaliła się ściana między przedpokojem a łazienką oraz po zerwaniu parkietu okazało się, że trzeba wyczyścić podłogę do stropów i wylać nową nawierzchnię pod deski. Pojadę jutro do Warszawy to obejrzę te zniszczenia:) na razie muszę się ja wyremontować.
Funt rośnie w siłę wobec euro - tak mówią w TVNCNBC, ponoć w Anglii jest lepsza koniunktura niż w lądowej Europie. Mam z 80 funtów, to raczej nie zarobie na tym umocnieniu. A serio, to dla mnie nadszedł czas wydawania pieniędzy a nie zarabiania. Komunikaty panów majstrów mają wszak przełożenie na końcową wycenę ich pracy. Ale siostra mi wczoraj powiedziała, żebym przestała marudzić i wreszcie zaczęła nie żałować sobie pieniędzy na rzeczy i przedsięwzięcia, które mogą mi sprawić radość a takie odnowione mieszkanie myślę, że sprawi mi przyjemność.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Remont wystartował

Panowie fachowcy pojawili się z kwadransem akademickim, byli o 8.15. Jak wychodziłam z mieszkania po 13.00 wyrwane były wszystkie drzwiczki i rozmontowana szafa oraz ściana łącząca kuchnię z pokojem. Poodcinane były światła i zdemontowane całe wyposażenie kuchni. Ze ścian wyziera piękna czerwona cegła dziurawka. Jestem już w domu w ciepłym łóżku po gorącym krupniku i soku malinowym, mam nadzieję, że przeziębienie będzie ustępować, bo na razie mimo antybiotyku pięknie się rozwija.
Jak będzie postępował remont będę zdawać relację. Dzisiaj zirytował mnie bank PKO BP, chciałam wyjąć pieniądze dla majstrów no i był z tym problem, jedna kasjerka, dwa stanowiska nieczynne, jakoś pachnie w tym oddziale PKO (Warszawa tzw. Błękitny wieżowiec) zwijającym się biznesem, to niedobrze wróży bankowi.

piątek, 13 kwietnia 2012

Śmierdzi czosnkiem i wątróbkami w apartamencie czyli luksus po polsku

Wczoraj kiedy szłam do lekarza, przechodziłam obok apartamentowca Grzybowska 4 (tak przynajmniej reklamuje ten budynek developer czyli Dom Development) zwrócił moją uwagę szyld informujący o usytuowaniu w tym miejscu restauracji koszernej. Zamulona świeżym przeziębieniem nie snułam na ten temat jakiś dywagacji, pomyślałam, że widać zamieszkało w apartamentowcu sporo Żydów, którzy, zwłaszcza ci związani z instytucjami finansowymi, na brak pieniędzy nie narzekają a apartamenty do tanich nie należą bo cena, jak wynika z ogłoszeń, waha się pomiędzy 15 a 29 tys. zł za metr kwadratowy.
Z nie małym więc rozbawieniem przeczytałam dzisiaj na gazecie.pl, że wczoraj pod restauracją odbył się protest mieszkańców apartamentowca.
"Czujemy te smażone wątróbki, czosnek, cebulę. W naszych mieszkaniach cuchnie - narzekają lokatorzy domu, w którym działa koszerna restauracja. - Nie lubią Żydów - ripostuje jej właściciel. I zamierza prosić o pomoc ambasadę Izraela. Czy szykuje się międzynarodowy skandal? - pisze gazeta.pl- Przecież my nie występujemy przeciwko Żydom. Występujemy przeciwko smrodowi. Gdyby tu była polska restauracja, tak samo byśmy protestowali - mówi Andrzej Sankowski, mieszkaniec nowego apartamentowca przy Grzybowskiej 4. - Smród smażonych na tłuszczu wątróbki, cebuli, czosnku, które są bardzo popularne w koszernej kuchni, jest wręcz duszący.
Lokatorka z 17. piętra: - U mnie śmierdzi najbardziej, bo wszystko idzie rurami do góry. Czuję się tak, jakbym mieszkała na zapleczu fast foodu.
Wczoraj mieszkańcy tego ekskluzywnego apartamentowca urządzili protest pod koszerną restauracją Rambam, która od października działa na parterze ich domu. Przynieśli plakaty własnej roboty: "Mamy prawo do świeżego powietrza", "Stop! Wygrajmy wojnę ze smrodem", "Dość smrodu w naszych mieszkaniach".
Rambam prowadzi David Sosnitzky. - To jedyna prawdziwie koszerna kuchnia w Warszawie - podkreśla [koszernie można też zjeść w Marriotcie, ale potrawy trzeba zamówić 72 godziny wcześniej]. - A chcą nas wyrzucić. To hańba, by w tak doświadczonym przez nazistów mieście jak Warszawa nie było żadnej koszernej restauracji.
W jego lokalu stołują się głównie wycieczki izraelskich uczniów, którzy w szkolnym programie mają wizytę w Polsce. A izraelskie ministerstwo edukacji wymaga - jak twierdzi David Sosnitzky - by podczas tej wyprawy jedli koszernie. W jego restauracji, tak jak nakazuje religia, są oddzielne kuchnie (osobno dla mięsa i nabiału). - Jaki znowu smród? - oburza się. - Serwujemy potrawy żydowskie, ale śródziemnomorskie, czosnku nie używamy. Przeszedłem cztery inspekcje nasłane przez mieszkańców. W lokalu wszystko jest w porządku.
Uważa, że to nie o restauracyjne wyziewy w całej sprawie chodzi. - Sąsiadom restauracja zaczęła przeszkadzać dopiero wtedy, kiedy zaczęli do niej przychodzić Żydzi w kipach. Czuję się zaszczuty i szykanowany. Powiadomię o wszystkim ambasadę Izraela - ostrzega.
Tak się jednak składa, że w grupie protestujących mieszkańców domu przy Grzybowskiej 4 są także Żydzi. - Smród to jest smród. Wplątywanie w to antysemityzmu jest oburzające - złości się prawnik Lejb Fogelman. - Ten lokal nie jest przystosowany do gastronomii. Najemca chciał zaoszczędzić na porządnej wentylacji. I teraz są tego skutki: czujemy te wszystkie wątróbki, gefilte fisz".

Z wielką ciekawością będę czekać na rozwiązanie tego konfliktu, ale dla mnie w tej sprawie istotne jest zupełnie coś innego. W Polsce od lat nadużywa się słowa apartament, nazywając tak mieszkania o podwyższonym standardzie. Natomiast zupełnie nie pojmuję, jak w takim budynku mogą być wspólne ciągi kominowe (mówi o tym lokatorka z 17 piętra.)
Jestem na dwa dni przed rozpoczęciem remontu więc sprawy budowlane są mi teraz szczególnie bliskie, natomiast był czas, kiedy dom przy Grzybowskiej powstawał, że zastanawiałam się czy nie kupić w nim mieszkania. Potem zrezygnowałam, bo wydaje mi się, że mieszkam w dużo bardziej prestiżowej lokalizacji a właśnie tak Dom Development reklamuje swój budynek. Powiedzmy, ze lokalizacja jest wygodna ale niekoniecznie prestiżowa. W ogóle to Grzybowska 4 stosuje dziwny sposób reklamy, ostatnio budynek ten pojawił się chyba w ramach product placement w "M jak miłość" - niby fajna reklama tylko czy ktoś z Dom Development, odpowiedzialny za PR obejrzał następny odcinek serialu? Bo przesłanie jest takie: kup apartament na Grzybowskiej a będziesz nieszczęśliwy.(dla nie wtajemniczonych w serial wyjaśnię, że apartament przy Grzybowskiej 4 kupił dla swojej ukochanej żony Marty Mostowiak, mecenas Andrzej Budzyński, po czym wyszło na jaw, że zdradził ją z jej przyjaciółką).
No i teraz ta śmierdząca restauracja, wygląda to na: serię nieszczęśliwych przypadków, głupotę i chciwość developera lub działanie konkurencji, to trzecie dla wyznawców spiskowej teorii dziejów.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Praca jest dobra

Czas między Bożym Narodzeniem a Wielkanocą minął jakoś niezwykle szybko. O ile jesień wydawała mi się wypełniona niekończącymi się dniami, zima śmigała. Dlaczego? Chyba odpowiedź znam, poszłam w połowie listopada do pracy i dni nabrały tempa.
Byłam dzisiaj u dziwnego spowiednika, obcesowy, arogancki, ale osiągnął swój cel - poruszył we mnie emocje, bo ostatnio śpię na jawie. Ten stan tłumaczę sobie i chyba słusznie czekającym mnie remontem,który będzie wymagał podejmowania licznych decyzji i załatwiania mnóstwa spraw. Nie będą to niby ważne sprawy, ale jeśli zakładam, że jest to remont, który ma przygotować mi fizycznie warunki do życia na czasy w których młodość minęła to na pewno nie jest to błaha sprawa, więc póki się nie zacznie czuję się jak zawodnik przed ważnym biegiem. A poza tym z wiekiem coraz bardziej lubię stabilizację i unormowane życie. Praca, zakupy, wykład - a propos bardzo mi brakuje cotygodniowego konwersatorium na Uniwersytecie otwartym UW, samej trudno się zmobilizować do studiowania określonego problemu. Dużo łatwiej jest połknąć kryminał niż "Lekkość bytu" Wilczka. Lenistwo umysłowe widać i na wpisach, po prostu nie chce mi się pisać. A remont jest dobrą wymówką, no bo między wierszami o istocie bytu myśl ucieka do koloru glazury albo umywalki. Cieszę się jednak, bo mam nadzieję, że wreszcie polubię moje mieszkanie i dobrze się w nim poczuję i nie będę z niego uciekać na ulicę. Zobaczymy, na razie złości mnie , że mój plan meblowy musi się zmienić bo Muji wycofało z produkcji stół, który sobie upatrzyłam jeszcze w zeszłym roku, ale na myślenie o meblach mam dużo czasu. Jak mogłam żyć kiedyś cztery lata bez żyrandola w salonie bo nie mogłam kupić odpowiedniego i tyleż lat z ubraniami w pudłach z Ikei - to nic z tych rzeczy nie jest w stanie mnie zestresować. Człowiekowi do egzystencji niewiele potrzeba, tylko trzeba to sobie uświadomić, zdobyć tę świadomość jest łatwiej kiedy się miało jednak sporo. Ludzka natura jest przewrotna a poza tym większość ludzi nie lubi kiedy ich poziom życia się obniża. Grecy protestowali właśnie dlatego.
Jakiś ten post wyszedł "nieuczesany" widać, że mam bałagan w głowie.
A praca jest dobra, bo po trzech miesiącach zarobiłam na pierwszy prezent, teraz popracuję na drugi. Niech moją tajemnicą pozostanie czy prezenty będą sowite czy tak kiepsko zarabiam:)

poniedziałek, 19 marca 2012

Wiosna w moim domu


Wiosnę w domu wyhodowałam, gorzej idzie mi wyhodowanie wiosennego nastroju i wyglądu. Chociaż zainwestowałam w buty wiosenne. Okropnie nie chce mi się pisać, choć mam o czym, bo bulwersuje mnie a właściwie ożywia intelektualnie sprawa likwidacji Funduszu Kościelnego. Mam też za sobą bardzo ciekawą lekturę książki "Na krawędzi", zbiór reportaży o kryzysie z Vanity Fair. Czytałam jak najlepszy kryminał, polecam lekturę, ale refleksji przelać na bloga nie mam ochoty. A już zupełnie się zniechęciłam, bo przed chwilą zlikwidowały mi się zdjęcia z posta, wrzucę jeszcze raz, ale moja ciapowatość doprowadza mnie do szału. Pocieszyły mnie koleżanki z pracy, one też czują przełom zimowo-wiosenny, choć do 60-tki im daleko.

poniedziałek, 5 marca 2012

Żałoba narodowa na giełdzie :)

Właśnie słucham dyskusji w TOKFM o żałobie narodowej. Można mieć różne zdanie na ten temat, ale szczytem idiotyzmu była dla mnie informacja, że z powodu żałoby narodowej na tablicach notowań giełdowych zdjęto kolor czerwony i zielony. Idiotyzmem była nie informacja oczywiście, którą rano usłyszałam od dziennikarza TVNCNBC, ale fakt zmian kolorystyki giełdowej tablicy.
Mocno niesmacznie brzmią w tok-owej dyskusji rozważania kto ile stracił na żałobie narodowej z powodu odwołania koncertu czy spektaklu. Więc może rzeczywiście potrzebna jest żałoba narodowa, bo bez niej naród nie potrafiłby się pochylić nad tragedią.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Lis mało to eleganckie

Tak skomentował przejście Tomasza Lisa do Newsweeka ksiądz Marek Gancarczyk naczelny Gościa Niedzielnego. To bardzo ładne określenie, mnie przyszło do głowy inne porównanie Lisa do luksusowej utrzymanki, która zmienia bogatych opiekunów. Widać ma powody, ale chyba trochę się zapętlił, bo jak potraktować poważnie faceta, który w cztery dni po odpaleniu projektu życia, czyli własnego portalu internetowego, bierze inną posadę? Trudno oprzeć się wrażeniu, że Lis, który całe życie pracował u kogoś nie potrafi pracować u siebie i wierzyć w sukces własnego projektu. No ale żyć z czegoś trzeba, a utrzymanie sporo kosztuje. Życzę mu wszystkiego najlepszego, ale przede wszystkim tego, żeby się odnalazł , bo chyba się troszkę pogubił, niedługo zabraknie miejsca gdzie mógłby pracować, chyba że Jerzy Baczyński wybierze się na emeryturę.

czwartek, 23 lutego 2012

Nie mam o czym pisać

Głupia sprawa, nie mam o czym pisać a ściślej to nie chce mi się pisać, bo o czym to pewnie by się znalazło.

piątek, 10 lutego 2012

Rozmyślanie przy sprzątaniu

Niezbyt odkrywcza konstatacja: jaki przedmiot w domu jest najrzadziej czyszczony - u mnie odkurzacz. Właśnie dzisiaj stwierdziłam, że to urządzenie wymaga umycia.
Ile razy w życiu nie dostrzegamy oczywistych spraw?

niedziela, 5 lutego 2012

Mróz w mieszkaniu i cukierni Grycanek


Ślady mrozu w moim mieszkaniu:) To narodowy dzisiaj temat, więc też muszę go odnotować choć z przymrużeniem oka.
Nie do śmiechu było pani sprzedawczyni w cukierni Marty Grycan, wiatr hulał po sklepie aż żal mi się zrobiło starszej pani. Jej szefowa ostatnio bryluje po salonach ze swoimi córkami, o tzw. Grycankach można czytać codziennie na Pudelkach i Plotkach. Niezły pomysł marketingowy, sama po raz pierwszy weszłam do tej cukierni i kupiłam ciasto (bez rewelacji smakowych). Ale o pracowników to pani Marta Grycan chyba nie dba.

Mam nowe hobby, czyli ćwiczenia na starość


Czyste szaleństwo mnie ogarnęło, robię na drutach i nawet udało mi się zrobić coś. Do tej pory, jak pytano mnie co robię na drutach, mówiłam, że po prostu robię na drutach. Fajne zajęcie, a wszystko zaczęło się od audycji w TOKFM dla starszych osób, w której usłyszałam, że robienie na drutach dobrze wpływa na czynność mózgu. Co do mózgu to jest w zupełnie dobrej formie, ale przy okazji drutów ćwiczę ręce i wyobraźnię. Polecam. A oto moje pierwsze dzieło. Gdyby ktoś nie wiedział co to jest, podpowiadam, to rodzaj golfa, bez swetra oczywiście.

Idy marcowe i mrozy lutowe

Trochę to śmieszne, ale dopiero dzisiaj po raz poczułam prawdziwą siłę tegorocznych mrozów. Zmarzłam wracając z "Idów marcowych" a może id, nie wiem jak to się poprawnie odmienia. Mniejsza o to, język polski nam się psuje na potęgę. Wczoraj w TOKFM prowadząca wieczorna audycję zwróciła się do gościa, coś się panu popieprzyło. Nie była to debiutantka, po telefonie słuchacza przepraszała, tylko co z tego, skoro padły takie słowa na antenie spontanicznie, niedobrze to świadczy o profesjonalizmie TOKFM. Chyba, że wszyscy chcą naśladować Kubę Wojewódzkiego. Przeklinać też trzeba umieć, pięknie umie kląć Mariusz Ziomecki. Osobiście nie lubię wulgaryzmów a już zwłaszcza kiedy używają ich kobiety i dziewczyny a niestety robią to nawet kulturalne na pozór osoby. Ale mniejsza z przeklinaniem, pewnie za kilkanaście lat te słowa zostaną uznane za obojętne emocjonalnie, kiedy wymrą ci których drażni nie tylko przekleństwo ale i różne "okresy czasu", "trwanie nadal", "tłumy ludzi" "miesiąc marzec" itd. itp.
Wracam do kina, nowy film Clooneya świetnie się ogląda, lubię takie kino. Z kina wyszłam odprężona, choć z wieloma refleksjami o ludzkiej naturze. Zupełnie inaczej niż w zeszłym tygodniu, kiedy obejrzałam "W ciemności" Agnieszki Holland. Tamten film przeraził mnie, dosłownie bałam się iść spać by mi się jakieś sceny nie przyśniły, nie mogłam jeść, bo mi się robiło niedobrze. Pytanie, jakie cisnęło mi się przez połowę filmu Holland to pytanie o sens kręcenia takiego filmu dzisiaj. Bardzo bym nie chciała by ten film dostał Oscara, bo nie jest to dobry film.
Od tak doświadczonej reżyserki oczekiwałabym głębszej refleksji nad ludzką naturą a nie epatowania scenami kopulacji w kanałach.

piątek, 27 stycznia 2012

Rząd równych żołądków i absurdów

Większość samorządów do końca stycznia wypłaci nauczycielom specjalne wyrównanie w postaci tzw. czternastki twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna". Samorządy muszą to zrobić, jeśli w ciągu roku nie stać ich było na zapewnienie pedagogom pensji gwarantowanych przez Kartę Nauczyciela. "DGP" twierdzi, że nauczyciele dostaną pieniądze bez względu na jakość ich pracy. Niektórzy nawet po 3 tys. zł. Wyrównanie należy się wszystkim, co prowadzi do absurdów. Nawet jeżeli dyrektor szkoły odbierze słabemu nauczycielowi dodatek motywacyjny, to ten i tak nie musi się martwić. Samorząd wyrówna mu stratę, wypłacając czternastkę. Z kolei dodatku nie otrzyma ten, kto dobrze pracuje i otrzymał za to nagrodę od ministra edukacji lub kuratora. Powód - zawyża średnią.

Właściwie to nie wiem czy mam się śmiać czy płakać! Absurd goni absurd. Premier zapowiedział w grudniowym expose oszczędności bo mamy kryzys a dzisiaj chwali się 4-procentowym zyskiem PKB w 2011 roku. Niech mi ktoś wytłumaczy gdzie logika w tym wszystkim.
Emerytom równe podwyżki, nauczycielom równe pensje - istne de ja vu z PRL-u. I już nie wiem czy mi się coś w starej głowie pomyliło, że Tusk zakładał i szefował Kongresowi Liberalno-Demokratycznemu. A o co chodziło ojcom założycielom (m.in. J. K.Bielecki)ano o to: program KLD określił jako "pragmatyczny liberalizm". Głosił potrzebę prywatyzacji i rozszerzenia zakresu działania wolnego rynku.
PS. Zaznaczam kursywą cytaty, mam nadzieję że nie powędruję za ich użycie do wiezienia:) A o ACTA to ten rząd może się potknąć. Rzecznika Grasia już nie powinno być w rządzie. Nie ma nic gorszego dla polityka jak ośmieszyć się, ale podawanie się do dymisji to zabawa dla profesjonalnych polityków.

sobota, 14 stycznia 2012

Tusk dostał Maliny a S&P nie wpuszczało nas jednak w maliny

Od sierpnia trwa na giełdach coś co można przyrównać do opętańczego tańca w rytm muzyki, którą puszczają politycy i analitycy z agencji ratingowych. Ale dzisiaj był szczyt tego szaleństwa. W połowie sesji w Europie indeksy nagle zaczęły się osuwać. Sympatyczne wesołki z TVNCNBC nie mogli dociec co się dzieje?: bo mamy nowego premiera (nie u nas, u nas będzie stary-nowy Donald Tusk bis) w Grecji, obligacje włoskie tanieją, bo ECB je kupuje, no to o co chodzi? Ja obawiam się wojny w Iranie, więc może jakiś polityk coś na ten temat powiedział? Komentatorzy zaczęli mówić o znacznych różnicach w cenie obligacji francuskich i niemieckich, oczywiście na niekorzyść tych pierwszych... Około 19.00 w Money.pl ukazał się news: "Agencja ratingowa Standard and Poor's (S&P) przyznała dziś, że przez pomyłkę wysłała do niektórych abonentów wiadomość, w której informowała o obniżeniu ratingu Francji.
W następstwie błędu technicznego do niektórych abonentów portalu S&P Global Credit automatycznie wysłana została wiadomość, w której informowano o zmianie ratingu Francji - podała agencja w komunikacie.Tak jednak się nie stało. Rating Francji pozostaje bez zmian, a ocena zdolności kredytowej nadal jest na najwyższym poziomie potrójnego A - dodano.Incydent ten nie jest związany z działaniami dotyczącymi kontrolowania oceny zdolności kredytowej - napisano w oświadczeniu. S&P obiecała zbadać incydent."

Śmiać się czy płakać? KGHM, który podał dzisiaj najlepsze w historii wyniki staniał o 2 procent, a w czasie sesji wycena spadała nawet do 3 procent. Tańczymy na linie, pytanie tylko, kiedy ktoś przez pomyłkę ją puści?!

Napisałam to w listopadzie. No i proszę, okazuje się, że nie miałam do końca racji. Wczoraj obcięto rating Francji i kilku państwa europejskich. I co się stało tym razem na giełdzie, można powiedzieć, że na razie nic. Choć jak przeczytałam ten post sprzed dwóch miesięcy - to wierzyć się nie chce jak wiele się zmieniło.
Donald Tusk dostał statuetkę Gospodarczych Malin - antywyróżnień Pracodawców RP i „Pulsu Biznesu” dla tych, którzy w 2011 roku mieli negatywny wpływ na polską gospodarkę, szkodzili przedsiębiorczości, bądź psuli standardy rynku kapitałowego. Premier statuetki nie odebrał. Za to odebrał mnie kilkadziesiąt złotych miesięcznie, a niech mu tam. Kończę, bo trzeba iść do pracy i odrobić to co premier zabrał:)

wtorek, 3 stycznia 2012

Tusk załatwi nam i spadek PKB

Jestem wściekła na Donalda Tuska, bo nie dość że zabrał mi kilkadziesiąt złotych z emerytury, to prostą drogą kroczy ku likwidacji WIG 20. Najpierw KGHM, dzisiaj zaczęli puszczać bąki na temat podatku od ropy i gazu - kursy Orlenu, Lotosu i PGNiG zadrżały. No i nawet nie to jest irytujące, irytujące jest to, że za miesiąc dowiemy się o podatku od banków, ubezpieczycieli, deweloperów itd. itp. Problem polega na tym, że dla inwestorów takie mieszanie w spółkach przez polityków jest zniechęcające. No i może o to chodzi, żeby kursy najlepszych polskich giełdowych spółek pospadały!?
Słyszałam ostatnio w TVN24 sformułowaną otwartym tekstem opinię, że Donald Tusk za cenę interesów polskiego państwa mości sobie wygodne gniazdko w strukturach unijnych, idąc tym tropem warto spytać komu chce zrobić "dobrze" minister Rostowski przeceniając polskie flagowe spółki i znacznie osłabiając pozycję polskiej giełdy? Oczywiście mainstreamowe media wyjaśnią, że minister Rostowski robi to by rozdawać pieniądze wszystkim polskim obywatelom. Szefowie PO, niczym znani Polakom towarzysze z PZPR, chcą uszczęśliwić wszystkich Polaków. Słusznie, "czy się stoi czy się leży, dwa tysiące się należy" - sądząc po wieku panów z PO, powinni znać to powiedzenie.
Szkoda, że Tusk postanowił jednak coś zrobić, znacznie lepiej było kiedy nic nie robił. Jak tak dalej premier Tusk będzie się rozkręcał to załatwi nam również spadek PKB w 2012 roku. Jedyna nadzieja w EURO 2012 - bo na kopaniu piłki Tusk zna się chyba lepiej niż na giełdowych mechanizmach.