niedziela, 5 lutego 2012

Idy marcowe i mrozy lutowe

Trochę to śmieszne, ale dopiero dzisiaj po raz poczułam prawdziwą siłę tegorocznych mrozów. Zmarzłam wracając z "Idów marcowych" a może id, nie wiem jak to się poprawnie odmienia. Mniejsza o to, język polski nam się psuje na potęgę. Wczoraj w TOKFM prowadząca wieczorna audycję zwróciła się do gościa, coś się panu popieprzyło. Nie była to debiutantka, po telefonie słuchacza przepraszała, tylko co z tego, skoro padły takie słowa na antenie spontanicznie, niedobrze to świadczy o profesjonalizmie TOKFM. Chyba, że wszyscy chcą naśladować Kubę Wojewódzkiego. Przeklinać też trzeba umieć, pięknie umie kląć Mariusz Ziomecki. Osobiście nie lubię wulgaryzmów a już zwłaszcza kiedy używają ich kobiety i dziewczyny a niestety robią to nawet kulturalne na pozór osoby. Ale mniejsza z przeklinaniem, pewnie za kilkanaście lat te słowa zostaną uznane za obojętne emocjonalnie, kiedy wymrą ci których drażni nie tylko przekleństwo ale i różne "okresy czasu", "trwanie nadal", "tłumy ludzi" "miesiąc marzec" itd. itp.
Wracam do kina, nowy film Clooneya świetnie się ogląda, lubię takie kino. Z kina wyszłam odprężona, choć z wieloma refleksjami o ludzkiej naturze. Zupełnie inaczej niż w zeszłym tygodniu, kiedy obejrzałam "W ciemności" Agnieszki Holland. Tamten film przeraził mnie, dosłownie bałam się iść spać by mi się jakieś sceny nie przyśniły, nie mogłam jeść, bo mi się robiło niedobrze. Pytanie, jakie cisnęło mi się przez połowę filmu Holland to pytanie o sens kręcenia takiego filmu dzisiaj. Bardzo bym nie chciała by ten film dostał Oscara, bo nie jest to dobry film.
Od tak doświadczonej reżyserki oczekiwałabym głębszej refleksji nad ludzką naturą a nie epatowania scenami kopulacji w kanałach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz