poniedziałek, 28 października 2013
Tadeusz Mazowiecki zmarł
Mam pamiątkę, jesienią zeszłego roku poszłam na spotkanie z Tadeuszem Mazowieckim na którym promował swoja książkę. Ustawiłam się w długiej kolejce po autograf. Wiedziałam, że taka okazje może się nie powtórzyć. Tadeusz Mazowiecki był już wtedy w złej formie fizycznej.
niedziela, 13 października 2013
Brak wiedzy szkodzi interpretacji
Niedawno zachwycałam się wieloznacznym tytułem filmu o Wałęsie "Człowiek z nadziei". Wczoraj weszłam do księgarni, chciałam sprawdzić cenę "Inferno" nowej powieści Dana Browna. A tu obok widzę "Wałęsa. Człowiek z teczki". Tak
demaskatorskiej książki o Lechu Wałęsie jeszcze nie było! Ostry,
odkrywczy i nowatorski publicystyczno-historyczny pamflet będący
odpowiedzią na zalew kłamstwa o "naszej ikonie".Kontrapunkt do filmu Andrzeja Wajdy!Tym razem Sławomir Cenckiewicz - popularny historyk, znany dotąd z
opasłych i naukowych tomów, wspiął się na wyżyny publicystyki i napisał
wreszcie książkę bez przypisów, w przystępnej formie odsłaniającą nowe i
skrywane fakty. Ta książka to jaskrawa prawda o esbeckich źródłach mitu
Wałęsy. To oskarżenie elit III RP - okrągłostołowego sojuszu
nomenklatury z jej agentami i "pożytecznymi idiotami" - o
sprzeniewierzenie się i poniżenie narodowego ruchu "Solidarności".Wolisz prawdę od kłamstwa? Czujesz sie oszukany przez tandem
Jaruzelski-Wałęsa? Pozostajesz lojalny wobec Sierpnia'80 i idei
"Solidarności"? Koniecznie przeczytaj prawdziwą książkę zamiast oglądać
fałszywy film! - tak reklamuje książkę Cenckiewicza wydawca. No i teraz mam problem, kto kogo naśladuje, ale patrząc na chronologię wydarzeń, chyba jednak Cenckiewicz Wajdę. Mogę więc nadal zachwycać się wieloznacznym tytułem filmu. I nie bardzo mam ochotę na lekturę książki, ale nigdy nie należy się zarzekać, może zmienię zdanie i przeczytam.
środa, 9 października 2013
Ja na referendum nie idę (2)
Ze zdziwieniem stwierdzam, że zaczynam się angażować emocjonalnie w referendum. Do tej pory zawsze przy wyborach byłam raczej neutralnym obserwatorem . Co się więc stało? Po prostu boję się, że odwołanie prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz spowoduje zamieszanie, które przełoży się niekorzystnie na moje życie codzienne. Obawiam się wstrzymania tempa budowy metra ale również "remontu" Parku Krasińskich i wielu innych rozgrzebanych inwestycji. Niech Pani Prezydent dokończy to co zaczęła, wejście nowej osoby, nawet najsprawniejszej, a takiej nie widzę póki co, może spowodować różne perturbacje związane z brakiem wiedzy, zanim osoba ta rozejrzy się w swoim gospodarstwie, nadejdą wybory samorządowe. Dlatego nie idę na referendum i zachęcam znajomych by też nie szli. Ale ludzie zachowują się wedle porzekadła "na złość mamie, odmrożę sobie uszy". Po prostu nie lubią Pani Prezydent . To zbyt słaba argumentacja jak dla mnie. Pani Prezydent wzięła się do pracy, jestem przekonana, że nie straci tego tempa do końca kadencji, jeśli nie z własnej woli to z polecenia partyjnego. Po co więc ja odwoływać? Nie mam ochoty być ofiarą na ołtarzu wojny PO- PiS z przystawkami.
niedziela, 6 października 2013
Dowcipny Miller
Guział jeździ po mieście i przypomina o referendum czy lansuje siebie?
Piotr Guział jeździ po mieście i przypomina o referendum, mówiąc ściślej to wożą tablice z nazwiskiem Guziała, w TOKFM też kupiono reklamę referendum i też z Guziałem. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Guział chętnie by usiadł na miejscu Hanny Gronkiewicz-Waltz a referendum wykorzystuje do promowania własnej osoby, co może zaprocentować w czekających nas wyborach do europarlamentu, no chyba, że Guział wyżej mierzy i wystartuje na prezydenta RP. Jak historia pokazuje (patrz świeżo obejrzany "Wałęsa") wszystko jest możliwe, choć nie wszystko jest dobre.
Wałęsa - człowiek z nadziei
Obejrzałam "Wałęsę" i film podobał mi się. Dlaczego: bo dobrze się ogląda, bo Więckiewicz jest bardzo dobry w roli Wałęsy, bo choć rzeczywistość różni się od opowieści o niej, to film Wajdy pokazuje człowieka niezwykłego, w swoim czasie, którego później wielu starało się ściągnąć z piedestału.
To nie jest najlepszy film Wajdy, ale udało mu się pokazać w znośny sposób jednego z dwóch najsłynniejszych Polaków XX wieku. Bardzo bym chciała , żeby film dostał Oscara, bo wtedy miliony ludzi poznałyby lepiej fragment historii Polski, który wpłynął na kształt, jeśli nie świata, to na pewno Europy, Rosji. I nie umniejszajmy tej roli w imię doraźnych rozgrywek politycznych.
Wałęsa - człowiek z nadziei - znakomity tytuł. Każdy z nas przeżywał inaczej tzw. karnawał Solidarności, ale większość chce pamiętać ten czas jako czas wielkich nadziei na lepsze życie. Co z tych nadziei pozostało, dla jednych dużo, dla innych niewiele, dla niektórych nic.
Historię znamy z przekazu i ten popularny przekaz o najnowszej historii Polski jest bliski moim oczekiwaniom, ja tak chcę ten czas pamiętać, jak pokazał go Wajda. Bo to co sama z tego czasu pamiętam jest mniej patetyczne i dramatyczne. Podpisali porozumienia i mogłam pojechać na wczasy do Bułgarii, jakby nie podpisali nie wiadomo czy bym pojechała. Śmieszne:) Ale pamiętam, że jak jechałam na te wczasy pociągiem na dworcach głodni ludzie żebrali o jedzenie i nie było to w Polsce.
To nie jest najlepszy film Wajdy, ale udało mu się pokazać w znośny sposób jednego z dwóch najsłynniejszych Polaków XX wieku. Bardzo bym chciała , żeby film dostał Oscara, bo wtedy miliony ludzi poznałyby lepiej fragment historii Polski, który wpłynął na kształt, jeśli nie świata, to na pewno Europy, Rosji. I nie umniejszajmy tej roli w imię doraźnych rozgrywek politycznych.
Wałęsa - człowiek z nadziei - znakomity tytuł. Każdy z nas przeżywał inaczej tzw. karnawał Solidarności, ale większość chce pamiętać ten czas jako czas wielkich nadziei na lepsze życie. Co z tych nadziei pozostało, dla jednych dużo, dla innych niewiele, dla niektórych nic.
Historię znamy z przekazu i ten popularny przekaz o najnowszej historii Polski jest bliski moim oczekiwaniom, ja tak chcę ten czas pamiętać, jak pokazał go Wajda. Bo to co sama z tego czasu pamiętam jest mniej patetyczne i dramatyczne. Podpisali porozumienia i mogłam pojechać na wczasy do Bułgarii, jakby nie podpisali nie wiadomo czy bym pojechała. Śmieszne:) Ale pamiętam, że jak jechałam na te wczasy pociągiem na dworcach głodni ludzie żebrali o jedzenie i nie było to w Polsce.
sobota, 5 października 2013
Ja na referendum nie idę
Bardzo ciekawa analiza niemieckiego dziennikarza, znalazłam ją na Onecie i przeklejam, przeczytam ją jeszcze raz 14 października. Na referendum nie idę, jako że nie należę do osób pamiętliwych i złość na panią Prezydent za Park Krasińskich już mi przeszła a nowego kandydata do rządzenia Warszawą jeszcze nie widzę.
W obszernym artykule zatytułowanym "Wielki kac
po Latte Macchiato" ("Der große Latte-Macchiato-Kater") korespondent
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) Konrad Schuller sugeruje, że mało
kto przyjeżdżając ekspresem Berlin-Warszawa domyśla się, że za
oświetlonymi szklanymi fasadami warszawskich biurowców narasta kryzys
mentalny i polityczny, i że rządząca ekipa, która od sześciu lat
przewodzi Polsce w jej pogoni za Zachodem, traci w sondażach. Co więcej -
możliwe jest pozbawienie Hanny Gronkiewicz-Waltz, sprzymierzeńca
premiera Donalda Tuska, urzędu prezydenta miasta - pisze korespondent
FAZ.
Autor opisuje zmiany w Warszawie na przestrzeni
ostatnich lat. Zaczyna od dworca Warszawa Centralna, który w czasach
socjalistycznych kojarzył się "z zapachem smażonego tłuszczu, cebuli,
przepoconych płaszczy i cuchnących ubikacji", a który zmienił się tuż
przed ubiegłorocznymi ME w piłce nożnej w jasny i pachnący kawą
Starbucks "raj zakupowy".
Autor przypomina, że po zniszczeniu polskiej
stolicy przez "niemieckie bombowce i niemieckie komanda niszczycieli i
morderców" po wojnie nigdy jej systematycznie nie odbudowano. Owszem,
zrekonstruowano po części Starówkę, wybudowano kilka magistrali, Pałac
Kultury, ale obraz miasta zdominowało wielkopłytowe budownictwo."Tak
wyglądała szara Warszawa czasów dyktatury" - konstatuje Konrad Schuller.
Publicysta wyjaśnia, że ponieważ "waleczna stolica po wojnie gardziła
sowieckimi okupantami tak samo jak przedtem niemieckimi, polscy
namiestnicy Moskwy starali się jak to tylko możliwe tłumić pamięć tej
buntowniczej tradycji". Dlatego potem, po załamaniu się komunizmu,
pojawił się w stolicy trend do budowy pomników czy muzeów
przypominających waleczną tradycję Polaków.
Warszawa konsumentów
Jednak zdaniem autora fazę tę warszawiacy mają już
za sobą i obecnie zaprząta ich tylko budowanie dobrobytu i stabilizacji,
a młode pokolenie zapomniało już o walkach i ofiarach starszej
generacji. Konrad Schuller informuje jednocześnie, że poziom bezrobocia w
stolicy wynosi aktualnie zaledwie 5 procent, a wzrost gospodarczy wyniósł od 2000 r. 28 procent.
Nie pozostało to zdaniem autora bez wpływu na sytuację polityczną.
Bowiem "narodowi konserwatyści" ze swoim politycznym patosem znaleźli
się w defensywie, zwyciężeni w 2006 r. w wyborach komunalnych przez
Hannę Gronkiewicz-Waltz.
Korespondent opisuje zmianę stylu życia
warszawiaków zdominowanego przez japońską kuchnię, kawę Latte-macchiato
czy weekendowe wyjazdy nad Morze Czerwone. "Odkąd dobrze płatne prace
biurowe nie potwierdzają sensu pojawiania się rano w pracy po pijanemu,
nawet wódka, niegdyś napój protestu patriotów, traci na popularności".
Jednak, zdaniem autora, beztroski, konsumpcyjny model życia w stolicy
wyraźnie się zachwiał. I to nie tylko z powodu spadku popularności
premiera Tuska w kraju. "Również tutaj, między wybujałymi wieżami
warszawskich biurowców, w twierdzy Platformy Obywatelskiej, doszło do
załamania nastrojów. I nie pomogą tu ani nowe mosty czy potężny nowy
stadion narodowy na prawym brzegu Wisły, ani prowadzona bez skandali
administracja miasta" - stwierdza Konrad Schuller. Jednocześnie
przypomina, że nieznany polityk komunalny Piotr Guział zebrał w sierpniu
br. podpisy wymagane do odbycia referendum w sprawie odwołania
prezydent miasta. 13 października warszawiacy zadecydują czy Hanna
Gronkiewicz-Waltz pozostanie na swoim urzędzie, czy nie. Zdaniem
korespondenta utrata Warszawy może oznaczać też koniec dla Tuska.
Konrad Schuller sugeruje, że Warszawa znalazła się w
stanie zawieszenia. "Wcześniejszych prezydentów miasta zabiegających o
pomniki i muzea upamiętniające heroiczną historię zastąpiła ekipa
kierownicza, która jest zwolennikiem piłki nożnej, centrów handlowych i
wielkich sal kinowych-Multipleksów. Jest pięknie kolorowo i bez
wątpienia lepiej, od wcześniejszej szarzyzny. Jednak wszędzie wyczuwa
się, co potwierdzają już badacze opinii publicznej, że to nie wystarczy,
że czegoś Warszawie brakuje".
"Metoda Pałacu Kultury"
Najlepiej ilustruje to, zdaniem korespondenta FAZ,
Pałac Kultury. W okresie transformacji rozgorzała wokół niego podobnie
jak wokół "Pałacu Republiki" w Berlinie dyskusja czy zachować go czy
zburzyć. Fakt, że pałac stoi do dziś, jest do zawdzięczenia
"ultrapragmatycznemu stylowi nowej Warszawy, która zamiast podjąć
decyzję schowała go za lasem nowych jak spod igły drapaczy chmur".
Konrad Schuller pisze dalej, że "Metoda Pałacu
Kultury" upowszechniła się w Warszawie i np. fasady budynków z
socjalistycznych czasów przy ulicy Marszałkowskiej zasłonięto reklamami
operatorów telefonicznych, marek samochodów. "Samsung zamiast Stalina,
Lexus zamiast Lenina, a przy tym kasa dzwoni" - konstatuje korespondent
FAZ. Niemiecki dziennikarz przypuszcza, że niezadowolenie może mieć
właśnie takie podłoże: "Każdy projekt urbanistyczny jest paraliżowany
przez »grube portfele«". "Przede wszystkim pieniądze decydują w Polsce o
tym co i gdzie się buduje" - cytuje Schuller publicystę czasopisma
"Dialog" Filipa Springera.
Społeczeństwo lemingów
"Tymczasem Polska ze swą rozdyskutowaną opinią
publiczną nie byłaby Polską, gdyby nie znalazła określenia dla takiej
nowej Warszawy i jej konsumpcyjnych mieszkańców" - komentuje dalej
korespondent frankfurckiej gazety. I wyjaśnia co oznacza lansowane przez
prawicowych publicystów określenie "lemingi". "Ich zdaniem lemingami są
wszyscy biurowi urzędnicy, kierownicy działów, którzy wybierają dzisiaj
Tuska. Jest nimi nowe społeczeństwo poliglotów nastawione na
przyjemności, których życie kręci się wokół smartfonów, Ikei,
cappuccino".
Zdaniem konserwatystów lemingi wyróżnia polityczna
ślepota. "W samobójczej wesołości ignorują oni domniemane nieujarzmione
nadal niemieckie
zagrożenie i śmierć patriotycznego prezydenta Kaczyńskiego
(wcześniejszego prezydenta Warszawy) w katastrofie lotniczej pod
Smoleńskiem, chociaż każdy z prawicowego skrzydła (inaczej niż polska
prokuratura) wie, że tragedia ta spowodowana została przez odwiecznego
wroga - Rosję" - pisze Konrad Schuller i puentuje: "W tym obrazie
narodowego samobójstwa spowodowanego konsumpcyjnym zaślepieniem jest
wiele przesady. Teorie spiskowe prawicy dotyczące »zamachu Smoleńskiego«
nie przekonały dotąd żadnego prokuratora, a co dotyczy zagrożenia z
Niemiec to większość Polaków reaguje na to znudzona wzruszeniem ramion".
Autor jest jednocześnie przekonany, że jednak
drwiny na temat lemingów trafiają w czuły punkt. "Podejrzenie, że dumna
ze swej historii stolica mogłaby się zamienić w bezmyślne miasto
lemingów zatacza coraz szersze kręgi (...). Nowa warstwa średnia,
elektorat Tuska, zaczyna wyczuwać, że coś jest nie w porządku z obranym
kierunkiem (...). Sondaże wypadają na niekorzyść, kruszy się baza władzy
Tuska i jego stolica zaczyna się chwiać. 13 października, podczas
referendum, wyborcy mogą wystawić »tym na górze« rachunek, chyba, że
zamiast tego nie wybiorą się do Ikei"- konstatuje korespondent FAZ.
Aleksandra Jarecka
red. odp. Bartosz Dudek
Subskrybuj:
Posty (Atom)