czwartek, 11 sierpnia 2011

Babcia odeszła

Za szybko, dużo bym dała by mieć powód do ćwiczenia cierpliwości. Ale tu przemawia przeze mnie egoizm. Babcia odeszła w spokoju i bez cierpień, które zapowiadali lekarze. I tylko dom jest taki pusty. I tak jak w zeszłym roku po śmierci Dziadka wydaje mi się, że mogłam zrobić więcej by jej ostatnie dni były lepsze, ale skąd mogłam wiedzieć, że to ostatnie dni? Wprawdzie udało mi się w piątek wieczorem namówić ją by zjadła czekoladowego cukierka z żurawiną i to był jej ostatni posiłek w życiu. Mówiła, że dobry...

czwartek, 4 sierpnia 2011

Pan Bóg czyta blogi:)

Babcia ubrała się i wyszła na chwilę do ogródka. Bardzo się ucieszyłam. No i mam podejrzenie, że Pan Bóg czyta blogi:)
Ugotowałam dzisiaj po raz pierwszy od nie wiem ilu lat lane kluski na mleku i podobno były dobre. A na giełdzie w Warszawie znowu spadamy i jakoś specjalnie mnie to nie martwi.
No i jeszcze jedna ciekawostka, Anna Marszałek zrezygnowała z uprawiania zawodu dziennikarza, będzie pracować w NIK-u.

środa, 3 sierpnia 2011

Panie Boże daj mi dużo cierpliwości

Pisałam tutaj o różnych sprawach politycznych , społecznych, finansowych. Nie wiedziałam, że można żyć kiedy one stają się nieważne. Zawsze dziwiłam się ludziom mówiącym , że nie interesują się polityką, sprawami kraju, gospodarki a właściwie to nie wierzyłam im sądząc, że w ten sposób nie chcą po prostu odpowiadać na zadawane im pytania. Dzisiaj gotowa jestem uwierzyć.
Muszę to zapisać: ugotowałam zupę owocową dla chorej osoby, starszej mocno. Podałam, mówiąc żeby jeszcze nie jadła bo jest zbyt ciepła. Chciałam, żeby miała czas przygotować się do jedzenia. Po dwóch minutach zastaję Babcię nad talerzem, mocno zirytowaną. - Kluski nie zalewa się gorącą tylko zimną wodą po ugotowaniu! - mówi oburzona. I ta uwaga sprawia, że człowiekowi płakać się chce. Po pięciu minutach niesie do kuchni pusty talerz po zupie. Cieszę się, że zjadła i proszę Boga o cierpliwość. To tylko jeden incydent. A takich w ciągu dnia mam kilkanaście. I nawet spadki na giełdzie niespecjalnie mnie obchodzą, niby coś czytam, a tak naprawdę myśli krążą wokół Babci. Ile tak da się wytrzymać? Oby jak najdłużej.
Ale samą siebie Babcia przeszła wczoraj, kiedy przyjechał lekarz z hospicjum prowadzonego przez księży marianów. Babcia nie wie na co jest chora, wie że ma kamienie w woreczku żółciowym i Parkinsona. Uprzedzałam ją, że będzie się nią opiekował, poza lekarzem rodzinnym, lekarz wskazany przez szpital. Wybrałyśmy to hospicjum, ponieważ Babcia jest rodzinnie związania z zakonem marianów, więc wydawało mi się, że kiedy zdecydujemy się już jej powiedzieć o rodzaju choroby na którą cierpi, to przyjmie opiekę z tego hospicjum z większym zaufaniem. Kiedy pojawił się miły doktor, po różnych wyjaśnieniach kim jest i skąd (oczywiście z pominięciem słowa hospicjum), zaczął wypełniać rutynowe formularze. Na koniec wstał od stołu, podszedł do Babci i poprosił o podpis na dokumencie. No i tu usłyszałyśmy z siostrą Babcię: - Poproszę legitymację, proszę się wylegitymować kim pan jest.
Do dzisiaj nie możemy dojść do siebie po tym występie. No cóż, Panie Boże daj mi dużo cierpliwości. A tej nie da się kupić w sklepie, nawet internetowym:)
PS. Kłamstwo w życiu nie popłaca nawet to w dobrej wierze. Dzisiaj jestem przekonana, że gdybyśmy już w szpitalu powiedzieli co jej jest byłoby łatwiej wyjaśnić dlaczego pomimo pobytu w szpitalu nie ma siły, jak kiedyś, dlaczego ciężko oddycha i ciągle śpi. Bo taką nadzieją na dobre zdrowie kierując się tak bardzo chciała iść do szpitala. Nie ma dobrego rozwiązania w pewnych sprawach. Ta sprawa niestety do takich należy. Zapisuję te refleksje, bo sama ciekawa jestem jak mój punkt widzenia będzie się w tej sprawie zmieniał. A co nie zapisane znika w pamięci.