niedziela, 26 września 2010

ZOO i celebryci

Piękna wrześniowa pogoda pogoniła mnie dzisiaj do ZOO. Byłam tam "sto lat" temu. Dzisiaj przypomniałam sobie, że bodaj wiosną reklamowano nowe rekinarium w warszawskim ZOO. Postanowiłam obejrzeć. Oczywiście mocno się rozczarowałam, bo w nowoczesnym rekinarium pływa jeden mały rekin. Ciekawsza od rekina była szyba przez którą go oglądamy, ma 14 cm grubości. Przy okazji zobaczyłam jak hipopotamy jedzą obiad. Obrzydliwość. Z cynowego wiadra lądowały prosto do paszczy hipopotama kawałki melona, marchewki, jabłka. Karmiciel miał tego całe wiadro na dwie sztuki. Ciekawe, jak na takiej jarskiej diecie hipopotamy utrzymują swoją wagę:)
Znacznie ciekawsza od zwierząt dla mnie była zoologiczna publiczność. Mnóstwo małych dzieci, dużo kobiet w ciąży, budujący widok wobec ciągłego straszenia nas katastrofą demograficzną przez polityków.
W tle słyszę, że"Tusk nie może żyć bez Jarosława Kaczyńskiego jak bez tlenu. To poseł Arłukowicz w TVN24. "Jarosław Kaczyński zachowuje się tak w stosunku do prezydenta Komorowskiego jak zachowywał się w stosunku do Lecha Wałęsy".
Wracam jednak do ZOO. Otóż przybyło w nim nie tylko rekinarium, ale przede wszystkim tabliczek z nazwami sponsorów (np. szympansica Lucy, która gra na giełdzie jest sponsorowana przez "Puls Biznesu"). Ale jeszcze więcej stanęło wszelkiej maści budek z jedzeniem śmieciowym, wszyscy biegają z goframi i lodami. Król lew leniwie przyglądał się tym tłumom, nie mając zamiaru ruszyć się z ogrzewanej wrześniowym słońcem skały. Lew mógł też podziwiać stroje co najmniej dziwaczne jak na wycieczkę po ZOO: szpilki, pseudowizytowe sukienki i bluzki. Dużo obcisłych dżinsów bez względu na figurę, oj nie prezentujemy się dobrze. Jest też nowy obyczaj, tłusta młoda mama z równie tłustą córeczką fotografują się na tle żyraf. I co zrobią z tym zdjęciem? Oczywiście natychmiast wyślą na "Naszą Klasę". I to najlepszy przykład jak internet zmienia nasze obyczaje. Mamusia już nie musi chwalić się sąsiadkom i koleżankom wyprawą do stołecznego ZOO - wrzuci foto na NK. To tak na marginesie rozważań o wpływie Internetu na nasze życie, o którym miałam zamiar pisać po panelu "Dzieci w sieci".
Ale ad rem. W smrodzie nieświeżego oleju i zwierzęcych zapachów dotarłam do małp. Szympansica Lucy wesoło skakała po gałęziach, pewnie sporo zarobiła na ubiegłotygodniowych wzrostach na warszawskiej giełdzie:) Obok siedział goryl i gryzł suchą gałązkę. Była chyba niesmaczna, rzucił ją, otarł...no właśnie usta i w tym momencie poczułam się zażenowana. Doceniam walory edukacyjne ogrodów zoologicznych, ale podglądanie zwierząt dzisiaj wydało mi się niesprawiedliwe i niesmaczne.
Nigdy nie oglądałam Big Brothera, ale mogę wyobrazić sobie jak się czują celebryci, którzy żeby istnieć muszą żyć trochę jak zwierzęta w ZOO - ciągle na wybiegu. Różnica jest taka, że mają z tego spore pieniądze i bardzo tego chcą, czego o zwierzętach w ZOO powiedzieć nie można. I dlatego do ZOO nie będę chodziła, choć nie wiem po co czytam regularnie "Pudelka". A propos za wejście do ZOO trzeba zapłacić 16 zł za bilet normalny i 11 zł za ulgowy, jak przeliczyć to na rodzinę plus gofry, lody, napoje, balony itp. taka wyprawa kosztuje sporo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz