poniedziałek, 7 czerwca 2010

Tusk czyli Zosia-Samosia

Patrzę na zmęczonego Tuska, w rozchełstanej koszuli, który biega po wałach... i jakbym widziała siebie, kiedy zamiast zarządzać firmą wykonywałam pracę za moich pracowników. I jaka byłam dumna z siebie i jaka zmęczona. Efekt był - doraźny, ale nie końcowy, ludzie się rozleniwiali a nie starali lepiej pracować. W przedostatnim "Wprost" Ludwik Dorn, były szef MSWiA powiedział, że spojrzenie na sytuację ludzi premierowskim okiem jest potrzebne, ale najpierw należałoby wcisnąć guzik i uruchomić procedury. No i z tymi procedurami i ludźmi, którzy za ich wykonanie odpowiadają Tusk ma kłopot. Jerzy Miller, szef MSWiA, który wśród urzędników swojego resortu dorobił się przezwiska "król Jerzy" jest ponoć niezwykle pracowity, ale gubi się w szczegółach i nie potrafi podejmować kluczowych decyzji. A Tusk wie, że na powodzi można popłynąć, ale można też zyskać miano męża opatrznościowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz