niedziela, 31 stycznia 2016

"Zjawa" czyli menu nie dla wegetarian i wrażliwych na krew i rany

"Zjawa" umęczyła mnie jak żaden inny film. Jak sięgam pamięcią to męczyłam się tak na filmie Agnieszki Holland "W ciemności" -  poszłam na niego z tego samego powodu co na "Zjawę" - bo był nominowany do Oscara. Film Holland Oscara nie dostał, ale "Zjawa" dostanie na pewno - tylko nie wiem w jakich kategoriach, ale za zdjęcia to można chyba mieć pewność.
Bardzo jestem natomiast ciekawa czy DiCaprio wreszcie dostanie swoją statuetkę - jeśli tak to powiem zasłużenie, bo to trudna rola a poradził sobie z nią dobrze, przede wszystkim nie epatuje grą. Zresztą cały film jest aktorsko raczej oszczędny - mówią  tylko tyle ile muszą, bardziej liczy się ruch, gest. Aktorzy są ponurzy, brzydcy, brudni, nie mówiąc już o ranach DiCaprio. W całym filmie tylko raz pojawia się uśmiech na twarzach bohaterów: Glassa i napotkanego przez niego Indianina. Nie ma scen humorystycznych, dowcipnych ripost. Patrzę może trochę przez pryzmat "Nienawistnej ósemki", gdzie krew lała się wiadrami a ja świetnie się bawiłam, no ale to był przecież Tarantino do kwadratu.  Za to piękne są zdjęcia przyrody i muzyka, której jakby nie było. Momentami czułam się jak bym była w tym zaśnieżonym lesie. Film nie jest czarno-biały ale jedynym żywszym kolorem jest czerwień krwi i biel śniegu, reszta jest zgaszona. Dla samych tych fantastycznych zdjęć przyrody warto film obejrzeć, ale koniecznie na dobrym ekranie i z dobrym dźwiękiem, bo to chyba zasługa dźwięku, że jak wspomniałam chwilami czułam się jakbym była w środku filmu. Dobrze natomiast, że nie jest to produkcja 3D, bo chyba nie dałoby się tego przetrwać.
Ale ten ponury świat silnych mężczyzn trudniących się pozyskiwaniem skór zwierząt  wpisuje się też w tak modny ostatnio w kinie amerykańskim nurt historyczno-rozliczeniowy. "Zniewolony" (dostał Oscara), "Lincoln", "Kamerdyner", "Jango", "Nienawistna ósemka" - to filmy o niewolnictwie i jego wpływie na ukształtowanie się amerykańskiego społeczeństwa.  "Zjawa" opowiada o okresie walk z Indianami. I jest to wątek ważny, ale na pewno nie najważniejszy.
 Dla mnie jest to film o wierze w siłę ludzkiej istoty. I choć chwilami odradzanie się Glassa jest wprost nieprawdopodobne. Akcja filmu oparta jest na faktach. Jest 1823 roku. Na dzikich i niebezpiecznych terenach Południowej Dakoty grupa traperów i myśliwych poluje, by zdobyć cenne futra. Jeden z doświadczonych myśliwych, Hugh Glass zostaje  ranny podczas starcia z niedźwiedziem grizzly. Ze względu na  ciężki stan, jego towarzysze decydują się go zostawić z trzema ochotnikami - jego synem Hawkiem, Johnem Fitzgeraldem oraz Jimem Bridgerem. Jednak zostawiają oni Glassa po tym jak Fitzgerald zabija Hawka i oszukuje Bridgera.  Glass zostaje skazany na siebie.
Glass jest świetnym przewodnikiem i tylko on zna drogę powrotną do fortu i właśnie dlatego nie pozostawiono go od razu; Glassa gna i dodaje mu nieludzkich sił chęć zemsty na człowieku, który na jego oczach zabił jego syna. A przedtem na oczach Glassa zabił jego żonę Indiankę oficer armii amerykańskiej. No i Glass jest bardzo odważny i prawy. Bo jak to w westernach bywa, są w nim ludzie dobrzy i źli oraz słabeusze. Co więc sprawia, że siedzimy umęczeni tym filmem ale nikomu nie przyjdzie do głowy by wyjść z sali (na "Nienawistnej ósemce" kilka osób wyszło w połowie seansu). Można się silić na różne mądre odpowiedzi, ale może warto powiedzieć, że jest to po prostu dobry film.
Dobry film dla  ludzi XXI wieku. Może  zaczynamy tęsknić za prawdziwą rzeczywistością a nie wirtualną. Może zapomnieliśmy co to naprawdę znaczy być głodnym. Survival w wykonaniu DiCaprio jest ekstremalny a wnętrze konia jako ocalenie przed zamarznięciem warte dużych pieniędzy, jako pomysł na odlotowe przeżycia a przecież takich szukamy. W tym miejscu przypomniała mi się scena z "Wilka z Wall Street" kiedy zarząd korporacji wymyśla zabawy dla swych pracowników na imprezę integracyjną - wymyślili  wtedy tylko! rzucanie karłem.
Dziewczyna wychodząca z sali kinowej  tak skomentowała "Zjawę" - po tych trzech godzinach moje problemy jakby zmalały.  Ale pewnie nie na długo, bo wygodniej żyć nie znaczy bezpieczniej żyć. Ale warto wierzyć, że człowiek jest istotą zdolną do przetrwania w naprawdę bardzo trudnych warunkach, jeśli tego bardzo chce. I to jest wniosek optymistyczny. I drugi, mniej optymistyczny - łajdaków nigdy na tym świecie nie brakowało i ludzi słabych, którzy dla świętego spokoju gotowi są uwierzyć w ewidentne kłamstwa, bo brakuje im odwagi by zmierzyć się z prawdą. Za poważnie to zabrzmiało, ale tak mi się pomyślało.
Teraz czekam na "Spothlig", mogłam niby już dzisiaj iść. Ale to tak jak za dużo ciastek nie można jeść na raz, bo przestają smakować, tak i nie można za dużo filmów oglądać,  brakuje wtedy czasu na to o czym,  śpiewał Wojciech Młynarski: Teraz będzie solo muzyczne, a ja będę przeżywał!

PS. Nie radzę kupować popcornu na "Zjawę", w tym względzie to raczej poleciłabym ten film osobom odchudzającym się. Polecam go natomiast miłośnikom sushi, znajdą świetny przepis:) wystarczy ułożyć w rzece zaporę z kamieni. Wejść do wody przy minusowej temperaturze, złapać rybę i natychmiast ją zjeść. Tanio i bardzo ekologicznie. No i soli nikt nie używał przyrządzając jedzenie. A było to głównie surowe mięso prosto z ubitego zwierza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz