niedziela, 17 stycznia 2016

Nienawistna ósemka

Trzy godziny w kinie bez poczucia, że siedzę tak długo na widowni  to chyba najlepsza recenzja tego filmu. I choć w pierwszej chwili wyszłam z kina z przekonaniem, że tym razem Tarantino przesadził to jednocześnie jakbym nie chciała opuścić filmu. Mam przed oczami piękne zdjęcia ośnieżonych gór, czarnego i białego konia idących w pierwszej parze zaprzęgu dyliżansu. Metaforyczne, ale przede wszystkim wspaniałe estetycznie. Potem już z estetyką jest gorzej, trup się ściele gęsto a krew leje wiadrami. No i jest fantastyczna muzyka Ennio Morricone, z szansą na przeboje. Ale u Tarantina muzyka zawsze była znakomita, choć nie zawsze pisana dla filmu a wybierana do niego. Melodie z Kill Bill, Pulp Fiction są w stanie niezmiennie poprawić mi nastrój i ożywić.
Ale na tym moje zachwyty się kończą, bo "Nienawistna ósemka" ogląda się dobrze ale ma się wrażenie, że to wszystko już było. Po "Bękartach wojny" i "Jango" nie miałam takiego wrażenia.
Czekam na dziewiąty film Tarantino, chciałabym żeby był to film  w którym zmierzy się on z naszymi czasami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz