niedziela, 14 lutego 2010

Sklejanie złej wróżby


Nie mogłam uwierzyć, stałam nieruchomo patrząc jak ze stolika spada mój ukochany talerz mistrza z Girony. Nie wiem co zrobiłam, odkurzałam, potrąciłam stolik i talerz zsunął się na podłogę, rozpadając się na kilkadziesiąt części. Miałam podobne uczucie, jak w czasie wypadku samochodowego. Wiedziałam, że dzieje się coś złego, ale nie potrafiłam temu zapobiec. To bardzo nieprzyjemne uczucie, choć skutki nieporównywalne z samochodowa kraksą.
Potem przyszła druga myśl - takie stłuczone skorupy nie wróżą nic dobrego, podobnie jak potłuczone lustro. Jestem niestety osobą nieco przesądną. Potrafiłam zatrzymać samochód i czekać aż ktoś przede mną przejedzie przez ulicę, po której szedł czarny kot. Głupie, ale tak mam. A może miałam.
Zamiast zastanawiać się jakie to nieszczęście spadnie na mnie i moich bliskich z powodu potłuczonego talerza, zabrałam się do sklejania. Okazało się, że glina z Girony wspaniale klei się zwykłym klejem o nazwie "Szewski". Po kilku godzinach talerz jest znowu cały, choć nie tak piękny.
Ten w gruncie rzeczy nieistotny fakt, bo talerz można przecież kupić nowy, ma dla mnie wymiar symboliczny. Zamiast zamartwiać się z powodu niepowodzenia, trzeba działać a można się przy okazji czegoś dowiedzieć o własnych umiejętnościach. Jeśli tą talerzową opowieść potraktować alegorycznie, to mamy gotową receptę na życiowy optymizm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz