niedziela, 9 lipca 2017

Prezydent Donald Trump oczyścił plac Krasińskich

Wybrałam się 6 lipca na plac Karasińskich by posłuchać na żywo prezydenta Donalda Trumpa. Warto było. Ale o tym już wiele powiedziano, więc ja jak zwykle napiszę o rzeczach drobnych acz zabawnych. Ponieważ Trump spóźnił się nieco, dziennikarze łowili opinie. Zadawali niezwykle ciekawe pytania:) głównie o to czy plac Krasińskich to dobre miejsce na spotkanie? Mnie zadano jeszcze jedno: czy prezydent coś załatwi? Dziennikarka wyraźnie się zmieszała, kiedy powtórzyłam jej pytanie: "załatwi?" Właściwie to nawet potem doszłam do wniosku, że to co mnie się wydało niestosowne w kontekście wizyty prezydenta USA, jest normą w nowoczesnym dyplomatycznym języku. A Trump naprawdę coś załatwił. Po roku z placu przed Sądem Najwyższym i Biblioteką Narodową zniknęły namioty i skończyło się koczowanie dość dziwnego towarzystwa. Miasteczko namiotowe stanęło na placu Krasińskich w proteście przeciw karze więzienia dla Zygmunta Miernika, skazanego na 10 miesięcy więzienia za to, że w 2013 roku rzucił tortem w sędzię decydującą w sprawie zawieszenia procesu Czesława Kiszczaka. Przez rok nie dało się uporać miastu z bajzlem przed sądami, wystarczył ważny gość i po problemie?!  Po wizycie teren ogrodzono i wywieszono informację o pracach renowacyjnych trawników. Nie trzeba być zbyt bystrym obserwatorem by zauważyć, że taki "cyrk" przed sądami mógł się podobać naszej władzy. No więc świetnie, że Donald Trump wybrał sobie plac Krasińskich na miejsce spotkania z warszawiakami, a ściślej z Polakami. Bardzo lubię ten plac i naprawdę doznawałam przykrości patrząc jak tłumy zagranicznych turystów zamiast  podziwiać piękną architekturę fotografowali cyrkowy wóz i obskurne namioty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz