niedziela, 26 czerwca 2011

Fajerwerki z okna i fajerwerki w prokuraturze

Złoszczę się na moje małe mieszkanie, ale czasami dostrzegam zalety. Na przykład wczoraj obejrzałam znakomite sztuczne ognie puszczane nad Wisłą z okazji Wianków siedząc wygodnie przy własnym biurku i patrząc w okno, które na szczęście jest w przeciwieństwie do mieszkania duże. Nie musiałam błąkać się nad Wisłą w tłumie rozochoconych piwem warszawiaków za czym nie przepadam. Tak swoją droga to wszystko się człowiekowi może znudzić. Nie mam już takiej ochoty jak jeszcze rok dwa temu biegać na plenerowe koncerty. Co innego teatr, kino czy ciekawy wykład. No i zaczęłam znowu czytać książki. Niestety są to kryminały, wczoraj w nocy pochłonęłam "Uwikłanie" Zygmunta Miłoszewskiego. Całkiem dobrze się to czyta, choć wątek terapii grupowej z wykorzystaniem metody ustawień Berta Hellingera jest strasznie zakręcony. Po tej lekturze w życiu nie poszłabym do psychoterapeuty. Swoją drogą to jakiś związek terapeutów powinien chociaż dla przyzwoitości zaprotestować, zwłaszcza że od dwóch tygodni w kinach jest wyświetlany film nakręcony na podstawie tej książki.
Czyta się dobrze, ciekawa jestem jak się ogląda film, ale wskutek wirusa niezwykle złośliwego spędziłam prawie cały tydzień w domu i nie bardzo nadawałam się na wyjście do kina. Wracając do książki to naiwności w niej sporo, główny bohater prokurator Szacki jest chwilami komiczny w wątku romansowo-małżeńskim (romans z młodą dziennikarką, której obiecuje pokazać akty oskarżenia:) a zupełnie bezsensowny w ocenianiu strojów świadków wg ich ceny. Ale jakiś kawałek prawdy o wymiarze sprawiedliwości jest. I jest to oczywiści zupełnie przypadkowa koincydencja czasowa, bo książka ukazała się kilka lat temu, mój egzemplarz w 2009 roku, że po lekturze "Uwikłania" przeczytałam sążnisty tekst w Gazecie Wyborczej Wojciecha Czuchnowskiego i Bogdana Wróblewskiego o odsunięciu od spraw prokuratora Andrzeja Piasecznego z warszawskiej Prokuratury Okręgowej, który badając sprawę tzw. pustych faktur czyli oszukiwania państwa na podatkach, dotarł do operatora Ery i Polsatu. Okazuje się, że te dwie wielkie firmy korzystały z usług człowiek, który wystawiał im faktury na prace, których nikt nie wykonał, by zawyżać koszty firmy i unikać płacenia podatków. Pieniądze potem były firmom zwracane, po potrąceniu wynagrodzenia dla wystawcy tych pustych faktur. Prokurator Piaseczny, jak twierdzi GW, znalazł też dowody, że szef ABW Krzysztof Bondaryk odchodząc z Ery kupił po zaniżonej cenie samochód, którego używał. Bondaryk twierdzi, że kupno służbowego samochodu przewidywała umowa o rozwiązaniu stosunku pracy z PTC (operator Ery). Nie wiem jak się potoczą dalej losy tego śledztwa, które dotyka pośrednio jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, czyli Zygmunta Solorza-Żaka, ale wiem, że w wielu firmach praktyki odkupowania po korzystnych cenach samochodów czy innego sprzętu są stosowane i może nie warto przesadzać z tą kryminalizacją tego faktu. Koledzy Piasecznego zaprotestowali, będę obserwowała dalsze losy tego śledztwa, choć naprawdę nie warto mieć złudzeń, że wszyscy prokuratorzy to ludzie kryształowi i nieprzemakalni na argument polityków i biznesmenów. Na pewno poza prokuratorem Szackim, ale to bohater kryminału a nie człowiek z krwi i kości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz