niedziela, 30 stycznia 2011

Materna o celebrytach czyli konferansjerów nam nie potrzeba

No to ponarzekał sobie straszy pan na młodszą konkurencję. Było dowcipnie i naprawdę można się było pośmiać inteligentnie, choć połowa sali nie zrozumiała chyba dowcipu o Kubie Wojewódzkim, który spieszy na pomoc aktorom dramatycznym na wysokich piętrach (Wojewódzki występował w sztuce inaugurującej Teatr 6. Piętro Michała Żebrowskiego. Było trochę wspomnień z przeszłości. Anegdota o niezamierzonym bohaterstwie, które wynikło ze złego zaakcentowania wyrazów i w zapowiedzi piosenkarza z Tallina, który wykonywał utwór pt. "Krwawe kwiaty" wydany przez Melodię, widzowie sopockiego amfiteatru usłyszeli: melodia Stalina krwawe kwiaty. Awantura rozeszła się po kościach bo nadzorujący festiwal okazał się człowiekiem z poczuciem humoru i tylko się zdziwił, że Stalin też komponował, bo do tej pory wiedział tylko, że pisze.
Bardzo fajnie wypadła w roli asystentki Olga Bołądź , nie znam tej aktorki, ale naprawdę jest niezła.
Warto było wydać 70 zł za ten wieczór. Choć żartujący również sam z siebie Materna czasami sprawiał wrażenie jakby ta rola go żenowała. Ale może on tak po prostu ma, bo podobne odczucia miałam po jego "Hipnozie" też u Jandy.
Fajnie, że Janda daje Maternie miejsce do takiej zabawy-obrachunku, chwila refleksji nad telewizyjnocelebrycką rzeczywistością jest tyleż śmieszna co i pożyteczna, bo odsłania tę mniej sympatyczną stronę ludzi, którzy są znani z tego ,że są znani. Dlatego bywają na otwarciu butików z krawatami połączonym z degustacją serków. Materna nie skorzystał z zaproszenia i kazał odpisać asystentce, że nie może być bo w tym czasie otwiera butik ze swetrami w serek:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz