niedziela, 1 maja 2011

Woń świętości



"Już sześć lat minęło od dnia, w którym zebraliśmy się na tym Placu, aby celebrować pogrzeb papieża Jana Pawła II. Ból utraty był głęboki, ale jeszcze większe było poczucie jakiejś ogromnej łaski, która otaczała Rzym i cały świat: łaski, która była owocem całego życia mojego ukochanego Poprzednika, a szczególnie jego świadectwa w cierpieniu. Już tamtego dnia czuliśmy unosząca się woń świętości, a Lud Boży na różne sposoby okazywał swoją cześć dla Jana Pawła II. Dlatego chciałem, aby - przy koniecznym poszanowaniu prawa Kościoła - jego proces beatyfikacyjny przebiegał w sposób możliwie najszybszy. I oto nadszedł oczekiwany dzień; przyszedł szybko, ponieważ tak podobało się Bogu: Jan Paweł II jest błogosławiony" – tak zaczął homilię podczas mszy beatyfikacyjnej Benedykt XVI. I mówił jeszcze o swym poprzedniku naprawdę pięknie i prosto. Tak, że nie mam ochoty słuchać komentarzy i głupawych pytań w stylu: „jak pan się dowiedział o tym, że Polak został papieżem panie premierze? Siedziałem w kuchni z mamą itd. itp” i to w newsowym TVN24 można posłuchać dzisiaj takich wynurzeń. A propos TVN24 to zobaczyłam śmieszną scenkę, na Placu św.Piotra zbierają się oficjalni goście. Nasza para prezydencka już siedzi w pierwszym rzędzie, wchodzi Silvio Berlusconi, Komorowski lekko ożywiony, premier Włoch przechodzi obojętnie i siada na krześle obok, dopiero kiedy przyboczny szepcze mu coś do ucha, wyciąga rękę i wita się z prezydentem Komorowskim. Nie to żeby był niegrzeczny, wyglądało na to, że nie zna albo nie poznał naszego prezydenta. Zresztą włoski premier, raczej wyglądał na znudzonego, siedział z założonymi rękami, no bo to nie była uroczystość, o charakterze preferowanym przez Berlusconiego zwanego bunga-bunga.
Wracam do homilii (niestety, bzdety mnie też zaprzątają uwagę, po co się więc czepiam dziennikarzy TVN24). Jan Paweł II podczas swej pierwszej uroczystej Mszy świętej na placu św. Piotra powiedział: "Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!". To, o co nowo wybrany Papież prosił wszystkich, sam wcześniej uczynił: otworzył dla Chrystusa społeczeństwo, kulturę, systemy polityczne i ekonomiczne, odwracając z siłą olbrzyma - siłą, którą czerpał z Boga - tendencję, która wydawała się być nieodwracalna.
Swoim świadectwem wiary, miłości i odwagi apostolskiej, pełnym ludzkiej wrażliwości, ten znakomity syn narodu polskiego, pomógł chrześcijanom na całym świecie, by nie lękali się być chrześcijanami, należeć do Kościoła, głosić Ewangelię. Jednym słowem: pomógł nam nie lękać się prawdy, gdyż prawda jest gwarancją wolności.
Karol Wojtyła zasiadł na Stolicy Piotrowej przynosząc ze sobą głęboką refleksję nad konfrontacją pomiędzy marksizmem i chrześcijaństwem, skupioną na człowieku. Jego przesłanie brzmiało: człowiek jest drogą Kościoła, a Chrystus jest drogą człowieka. Kierując się tym przesłaniem, Jan Paweł II prowadził Lud Boży do przekroczenia progu trzeciego tysiąclecia, który ze względu na Chrystusa mógł nazwać "progiem nadziei". Tak, poprzez długą drogę przygotowania Wielkiego Jubileuszu, na nowo ukierunkował chrześcijaństwo ku przyszłości, Bożej przyszłości, wykraczającej poza historię, lecz również w niej zakorzenionej. Ten ładunek nadziei, który w pewien sposób został zawłaszczony przez marksizm oraz ideologię postępu, słusznie oddał on chrześcijaństwu. W ten sposób przywrócił nadziei jej autentyczne oblicze, aby móc przeżywać dzieje w duchu "adwentu", osobistej i wspólnotowej egzystencji skierowanej na Chrystusa, w którym wyraża się pełnia człowieka i spełnienie jego oczekiwań sprawiedliwości i pokoju.
Zawsze uderzał mnie i budował przykład jego modlitwy: zanurzał się w spotkaniu z Bogiem, pomimo rozlicznych trudności jego posługiwania. A potem świadectwo jego cierpienia: Pan pozbawiał go stopniowo wszystkiego, lecz on pozostawał skałą, zgodnie z wolą Chrystusa. Jego głęboka pokora zakorzeniona w intymnym zjednoczeniu z Chrystusem, pozwoliła mu dalej prowadzić Kościół i dawać światu jeszcze bardziej wymowne przesłanie, i to w czasie, gdy topniały jego siły fizyczne. W ten sposób doskonale zrealizował on powołanie każdego kapłana i biskupa: bycia jednym z Chrystusem, z Tym, którego codziennie przyjmuje i ofiaruje w Eucharystii".
Posłuchałam bardzo już stareńkiego papieża Benedykta i popatrzyłam na portret beatyfikacyjny Jana Pawła II – fantastyczne zdjęcie oddające energię, humor i refleksję, które łączył w sobie nasz Papież (zawsze pisany przeze mnie dużą literą). Najwyższa pora dla mnie by zgłębić Jego nauki. Bo dotychczas dostarczał mi wzruszeń, płakałam zawsze ze wzruszenia podczas papieskich pielgrzymek, niezależnie czy to było w domu przed telewizorem czy na placu wśród setek tysięcy ludzi. Dzisiaj też mi się łza w oku zakręciła i chciałabym jeszcze raz pomodlić się przy grobie Papieża, a to naprawdę nie jest trudne, wystarczy trochę chęci i mniej skąpstwa.
A propos wspomnień to kiedy biskup Jarecki odprawiał dzisiaj mszę dziękczynną na pl. Piłsudskiego, popatrzyłam na Metropolitan i uświadomiłam sobie, że kiedy na tym samym placu Jan Paweł II ogłaszał błogosławionymi kilka osób, tego budynku nie było, było za to tysiące ludzi, i że podczas opuszczania placu po bardzo długiej mszy omal nas, czyli mnie, mojego syna i synów siostry, nie stratowano. Dzisiaj nie było takiego problemu. A biskup Jarecki mówił, że wiara to teraźniejszość, nie przeszłość nie przyszłość, ale teraźniejszość!
A propos teraźniejszości, kiedy skostniała z zimna docierałam do domu, zobaczyłam wysokiego człowieka w sutannie z bardzo niskim mężczyzną ubranym po cywilnemu, obaj przecięli Aleje Solidarności na poziomie ulicy Schillera. Duchowny dostrzegł chyba moje zdziwienie, uderzył się w piersi, mówiąc „mea culpa”, wymieniliśmy grzecznościowe uwagi o chęci jak najszybszego dotarcia do domu i niebezpieczeństwie wynikającym z łamania przepisów drogowych. Duchowny dociekał jeszcze czy byłam na mszy. Byłam, ale szłam zgodnie z przepisami. Biskup też człowiek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz