niedziela, 9 października 2011

W Senacie będzie teatr?

Po raz pierwszy od ponad ćwierć wieku mogłam pozwolić sobie na kompletny brak zainteresowania wyborami parlamentarnymi. Zresztą żaden kandydat nie zakłócał mojej przedwyborczej ciszy, zero ulotek, zero zaproszeń na spotkania. A telewizji nie oglądam, więc jako ta biała tabliczka poszłam do urny. I po raz pierwszy w życiu obywatelskim odeszłam nie głosując, bo listy kompletnie mnie zaskoczyły. Przywykłam głosować na ludzi, których znałam osobiście. Teraz mogę wybrać wśród celebrytów, np. do Senatu kandydują w moim okręgu: znana za PRL-u reżyserka kabaretowa, muzyk oraz sympatyczna babcia-aktorka. Jest czwarty kandydat, prawnik. Nie lepiej na partyjnych listach, śpiewają, tańczą, skaczą o tyczce. No więc mam twardy orzech do zgryzienia, bo wybory, ku zaskoczeniu niektórych znajomych, traktuję poważnie, podobnie jak państwo w którym żyję. Pójdę za chwilę po raz drugi do lokalu wyborczego, z synem i może razem coś wymyślimy. Ale co?
Zastanawiam się czyja to wina, o ile w ogóle można mówić o winie, moja czy jednak kampanii wyborczej, która nie skłoniła mnie do zajrzenia na listy wyborcze wcześniej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz